Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie badał kopię nagrań. Jego ustalenia przeczą wywodom Anodiny, a także wnioskom Millera. Ale co jest w oryginale?
Nie wierzę w to, by wRosji Putina okazja nie czyniła złodzieja. Wierzę w talent fałszerzy rosyjskich służb. Pozostawienie czarnych skrzynek Rosjanom przez Tuska stanowi nie tyle błąd, co jest wyrazem współdziałania w brudnej robocie. GP słusznie uważa, że czarne skrzynki kryją wiele tajemnic. Czy wyjdą one na jaw? Wyniki badań, przeprowadzonych w Krakowie, stanowią
przełom w śledztwie
smoleńskim. Obalają one mit o obecności gen. Błasika w kabinie (nie ma ona wszakże, o czym pisałem, żadnego znaczenia dla sprawy, stanowiąc jedynie medialną mgłę podkreślającą fałszywe założenie, że jego obecność musiała doprowadzić do katastrofy) a także rzekome zderzenie z pancerną brzozą. Pozostał smród machinacji. Anodina/Miller. Teraz na rozwiązanie oczekuje
zagadka
tajemniczego zniknięcia oryginalnych taśm na kilka godzin. Podobno nie można było znaleźć skrzynek po katastrofie (czemu przeczy wykonany zaraz po niej film, na którym są one widoczne). Wiadomo, że przewieziono je do Moskwy bez udziału polskich służb. Potem wyprodukowano wiele kopii (na pierwszej, z 31 maja 2010, brakowało kilkunastu sekund!) na zatem nie wierzę w
autentyczność
ustostępnionych Polsce materiałów. Przemawiają za tym następujące fakty, cytuję: „Na kopii zapisów rozmów z kokpitu Tu-154 o godz. 8:39:42 pojawia się np. „zaburzenie sygnału we wszystkich czterech kanałach, trwające ok. 0,4 s, wynikające ze zniekształcenia powierzchni taśmy na odcinku ok. 3 cm (karbowanie taśmy)” – stwierdzają eksperci z Krakowa. „Zakłócenie nastąpiło
dziwnym trafem
tuż przed ostatnią fazą lotu – dwie minuty przed katastrofą. W stenogramach, dołączonych do raportu Millera zakłócenia te opisane zostały jako „chwilowe obniżenie amplitudy sygnału we wszystkich kanałach”. Ale na tym nie koniec: – „Prokurator Szeląg mówił podczas konferencji 16 stycznia br., że polscy eksperci poddali badaniu nagrania pod kątem „ciągłości i unikalnej
zmienności częstotliwości
prądu, który zapisał się na nagraniu”. Tymczasem na pokładzie Tu-154 nie ma zakłócającego źródła prądu zmiennego, a same skrzynki są zasilane prądem stałym 27 lub 36 V, wskazują eksperci. Zakłócenia prądem zmiennym zdaniem ekspertów mogły pojawić się jedynie na cyfrowej kopii w czasie jej przegrywania z oryginału w pomieszczeniu MAK, np. od sieci energetycznej. Owo
charakterystyczne buczenie
jakie sprawiało polskim śledczym kłopoty z odczytaniem taśm na początku listopada 2011 roku, mogło być wywołane przez rosyjski prąd. Krakowski Instytut chciał usunąć tę „zagłuszarkę”, lecz wymagałoby to ustalenia częstotliwości prądu w chwili kopiowania taśm w Moskwie (wg. amb. Jerzego Bahra byłoby to możliwe jedynie w drodze noty dyplomatycznej). Na epilog czekamy.
Post scriptum: ten film Wiśniewskiego, na którym widać skrzynki, rozwiewa mgłę w sprawie tychże. Rzekome trudności z ich odnalezieniem to jedno z licznych kłamstw w tej aferze.