Zagubiony w Alejach Trzech Wieszczów skręciłem nieopatrznie w cichą boczną uliczkę… to trudne do wytłumaczenia… dlaczego Smoleńsk?! przecież szedłem szukać pomnika Marszałka Piłsudskiego… Kraków wciąż stanowi dla mnie tajemnicę…
…przenieśliśmy przewrócony pachołek drogowy aby nie zaśmiecał miesca postoju legionu i próbowaliśmy zrozumieć dlaczego akurat im się to udało… chyba już wiem czemu… Oni byli gotowi poświęcić życie…
po prostu stali w swych szarych przykurzonych mundurach i czekali na znak…
czwórka za czwórką…
gotowi na rozkaz tego, który tych rozkazów wydania był godny…
a On stał tylko zadumany i patrzył z góry na niezliczone czwórki tych, którzy polegli prawie wiek temu…
Oni byli gotowi… Oni już swoje zrobili dla Ojczyzny…
a On taki spiżowy i osamotniony…
nawet sztandar nie łopotał żaden by mu towarzyszyć…
jeden wypalony znicz i jeden zamyślony przechodzień w czarnym eleganckim garniturze…
zanim spojrzałem na symboliczny zarys murów na tle nieba na prawo od oczekującego na rozkaz legionu dostrzegłem w ułamku sekundy twarz tego człowieka… spojrzał mi prosto w oczy… to był prawnik śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego… choć pewny nie jestem… los płata ostanio dziwne niespodzianki na krakowskich ulicach… a i oczy jakieś takie od patrzenia na szarość braku nadziei zmęczone…
dobrze, że marszałek czuwa nad wszystkim…
i znowu ta ulica, przez którą wszyscy powinniśmy przejść na drugą stronę…
"Nie zginęła…
i nie zginie!"
Polak, Wegier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki (weg. Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát). Boze chron Wegry i Rzeczpospolita.