Obserwujemy swoistą sztafetę „bohaterów”. Najpierw, przez długich pięć lat bohaterem, męczennikiem był gnębiony przez okropną prawicę świetny fachowiec doktor Mirosław G. Po wyroku skazującym za łapówy trudniej z pana ordynatora zrobić bohatera.
Obserwujemy swoistą sztafetę "bohaterów". Najpierw, przez długich pięć lat bohaterem, męczennikiem był gnębiony przez okropną prawicę świetny fachowiec doktor Mirosław G. Po wyroku skazującym za łapówy trudniej z pana ordynatora zrobić bohatera. Trudno- co nie znaczy, że nie jest to niemożliwe. Niektórzy dalej próbują, bijąc kolejne rekordy śmieszności i żenady. Ale ponieważ ów bohater częściowo spłowiał, a nawet sam nie może całkiem wykręcać kota ogonem, to czas na bohatera nowego. Wszak natura nie znosi próżni. No i mamy nowego "bohatera": sędziego T. Przepraszam, sędziego Tuleyę. Tuleya dokonał, w oczach salonu, mistrzostwa świata, a raczej rekord III RP. Skazał bowiem za korupcję osobnika wyśledzonego przez CBA, ale w gruncie rzeczy na ławie oskarżonych postawił Centralne Biuro Antykorupcyjne, a de facto Prawo i Sprawiedliwość.