Szkolenia czy propaganda? Raport NIK o doskonaleniu zawodowym nauczycieli
05/11/2012
399 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
NIK opublikował raport, z którego wynika, że jedna trzecia nauczycieli nie podnosi swoich kwalifikacji.
NIK opublikował raport, z którego wynika, że jedna trzecia nauczycieli nie podnosi swoich kwalifikacji.
Wniosek propagandowy z tego może być tylko jeden: "nie dość, że mają przywileje (długi urlop, krótszy tydzień pracy), to jeszcze nie chce się im uczyć".
Zwłaszcza, że to douczanie w różnych ODN-ach jest darmowe, często dofinansowywane przez Unię.
Na początku wypada sobie uświadomić, że dwie trzecie jednak chodzi na różne "kursokonferencje". Znam nauczycieli, którzy raz na dwa tygodnie zaliczają jakieś szkolenie, a ich CV ciągnie się niemal w nieskończoność.
Pozostawię na boku ich właściwe motywacje, a zajmę się grupą bojkotującą dokształcanie.
Propaganda
Poziom proponowanego doszkalania jest zazwyczaj słaby. W wielu przypadkach polega ono na zapoznawaniu z nowymi procedurami. Minister wprowadza reformy, to trzeba przeszkolić ludzi, jak je wdrażać na różnych poziomach oświaty: decyzyjnym czy programowym.
Po pewnym czasie nowe reformy zastępują stare i schemat się powtarza. Nauczyciele znowu pędzeni są na "kursokonferencje".
Jeśli szkolenia nie dotyczą procedur, to przeważnie opierają się na tzw. "nowoczesnej pedagogice", która jest rodzajem politycznej poprawności na obszarze oświaty. Przepis na takie szkolenie jest prosty: można sobie spokojnie smęcić na wybrany temat i tylko kilka razy coś bąknąć o prawach ucznia, tolerancji i dialogu.
Tu mała dygresja. Czasami jestem zapraszany do szkół z moim autorskim kursem:
Jak panować nad klasą? (przepraszam za prywatę, ale mi pasuje do artykułu). Kurs oparłem na tradycyjnej, dyscyplinującej, a tym samym, konkretnej pedagogice i dlatego zdarza mi się usłyszeć pochwałę: "pan jakoś tak inaczej mówi". Inaczej? Bo nauczyciele przyzwyczajeni są do postmodernistycznego bełkotu pedagogicznego.
Znudzeni jałową propagandą mają dość szkoleń i wcale im się nie dziwię. Ale ten stan szczególnie irytuje władców. Kursokonferencje przekazują wolę rządzących, dzięki nim istnieje możliwość wpływania na nauczycielstwo. Gdy ci przestaną na nie chodzić przepływ informacji zostanie wstrzymany i… reformy się zawalą.
Swoją drogą te reformy i tak się nie sprawdzą, bo są budowane na fałszywych fundamentach, dlatego strata jest niewielka, a oszczędność czasu (dla nauczycieli) duża.
Czy zatem nauczyciel nie powinien się szkolić?
Wręcz przeciwnie. Św. Tomasz pisał, że nauczyciel jest "czynnym kontemplatykiem". W samotności zdobywa wiedzę, a później z tą wiedzą idzie do swoich uczniów. Właśnie – są książki, Internet, nie musi biegać na "kursokonferencje" do ODN-ów!
Owszem, jeśli ktoś znajdzie ciekawe szkolenie, to czemu nie? Ale nie widzę powodów, żeby rozpaczać, gdy pedagodzy unikają takiej formy kształcenia. W wolnym państwie powinien tu istnieć pluralizm.
Do samodzielnej pracy potrzebna jest samodyscyplina i konsekwencja w podnoszeniu kwalifikacji. Efekt – brak uniformizacji, rzeczywisty pluralizm i szansa na odrodzenie się mistrza, który ma własną wizję nauczania, a nie tylko realizuje zadania wyznaczone prez tych co na górze.
No tak … Powrót mistrza, odejście szkolnego urzędnika… Pomarzyć zawsze można.
Za: Edukacja-klasyczna.PL