Szkoła polityki propolskiej (2): Stulecie solidarności z Rosją
23/01/2013
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
35 minut czytania
„Jeżeli polityka Polski porozbiorowej była właściwie polityką narodowego samobójstwa, to nie dlatego, żeby nasz naród był pozbawiony instynktu samozachowawczego, tylko dlatego, że był bierny, niezorganizowany, co pozwalało zorganizowanym garstkom…
…popychanym przeważnie przez wpływy obce, narzucać mu samobójcze akty.” (Roman Dmowski)
I.„Znaczenie i konsekwencje zjazdu w Pieniakach
(Fragmenty wystąpienia Witolda Bałażaka na konferencji „Dojrzałość i odpowiedzialność polityki narodowej w 100 rocznicę zjazdu w Pieniakach”, która odbyła się w Tomaszowie Lubelskim 22.09.2012 r.)
Pieniaki, położone na wschód od Lwowa, 20 km na południe od Brodów, około 130 km w linii prostej od Tomaszowa Lubelskiego – to tam, w majątku narodowego polityka Tadeusza Cieńskiego, w dniach 15-19 września 1912 r. , odbył się tajny zjazd czołowych polityków polskich ze wszystkich trzech zaborów, na którym podjęto uchwałę dotyczącą stanowiska narodu polskiego w zbliżającej się wojnie.
Zjazd jednogłośnie podjął uchwałę sytuującą polską sprawę po stronie koalicji antyniemieckiej. „Wszyscy zgodzili się na to, że Niemcy są najniebezpieczniejszym wrogiem Polaków… Na wypadek wojny ze strony Niemiec grozi sprawie polskiej największe niebezpieczeństwo” – mówił Stanisław Głąbiński, przywódca Ruchu Narodowego w zaborze austriackim. W sposób oczywisty powyższa uchwała była reprezentatywna dla większości narodu polskiego, wyrażona była bowiem przez zdecydowaną większość jego przedstawicielstwa wybranego w wyborach do parlamentów trzech państw zaborczych.
Ale tamto konkretnie podjęte stanowisko, nawet to najsłuszniejsze, wymagało uprzedniego przygotowania narodu. Trzeba było zmienić perspektywę postrzegania zaborców, hierarchię zagrożeń płynących od każdego z nich. Podjęta decyzja była zrozumiana i zaakceptowana przez naród polski, co wymagało jednak wielkiej pracy i przestawienia orientacji z antyrosyjskiej na antyniemiecką. Wykorzystywano w tym celu każdą okoliczność i wydarzenie, jak choćby: bicie przez Niemców polskich dzieci we Wrześni za odmawianie pacierza po polsku, 500 rocznicę bitwy pod Grunwaldem i odsłonięcie pomnika w Krakowie, czy "Rotę" Marii Konopnickiej, która była, i chyba jest, traktowana jako pieśń w rodzaju hymnu narodowego[1]. Trzeźwa i chłodna kalkulacja, odrzucająca emocje i obce podszepty wskazywała, że: „Zwycięstwo nad Niemcami, zdruzgotanie ich potęgi – to była pierwsza rzecz, którejśmy od tej wojny oczekiwali. Był to pierwszy, najgłówniejszy warunek odbudowania niepodległej Polski… W oderwaniu ziem polskich od Prus tkwiła dla nas decyzja o przyszłości Polski… pozostawienie tych ziem po wojnie w ręku pruskim byłoby postawieniem nad nimi krzyża… gdy w zaborze rosyjskim stoi kwestia mniejszego czy większego ucisku i prześladowania, postępu lub zatrzymania w rozwoju cywilizacyjnym, mniejszej czy większej sumy cierpienia polskiego – tam „pod Prusakiem”, ziemia usuwa się (Polakom) spod nóg, tam staje trwożliwe pytanie, czy polskość na tej ziemi długo jeszcze się utrzyma?” (Roman Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa).
Ruch Narodowy wyciągnął prawidłowe wnioski z powiedzenia króla Prus Fryderyka Wielkiego, że ten kto ma w swoim ręku Gdańsk i ujście Wisły, jest większym władcą Polski, niż król, który siedzi w Warszawie. To Jan Ludwik Popławski, nazywany przez Dmowskiego duchowym ojcem nowoczesnej polityki polskiej, otworzył rodakom oczy na znaczenie ziem zaboru pruskiego dla przyszłości Polski, bez których możemy być tylko słabym, uzależnionym od sąsiadów narodem. Jakże jasno i otwarcie, w sposób potwierdzający powyższe polskie, narodowe wnioski, wyraził się w kanclerz (w l. 1900-1909) Bülow, mówiąc w parlamencie niemieckim: „Jesteśmy w walce nie tylko z naszymi Polakami, ale z całym narodem polskim”. A czy my wszyscy, dzisiaj w Polsce, zdajemy sobie sprawę z tego, że: „Głównym autorem rozbioru Polski były Prusy i one to, jedyne spośród trzech państw rozbiorczych, były naprawdę zainteresowane w całkowitym zniszczeniu Polski… Prusy swą karierę dziejową budowały na rozszerzaniu się na ziemie rdzennie polskie i zniszczenie całkowite Polski było głównym celem ich polityki. Był to ten z wrogów, z którym kompromis był nie do pomyślenia. On się mógł pogodzić tylko z ostatecznym pogrzebem Polski” –proszę o uwagę, to jeszcze nie koniec myśli Dmowskiego – „I właśnie temu wrogowi zaczęła od pół wieku służyć myśl powstańcza, operująca hasłem niepodległości” (R. Dmowski, op. cit.).
Albowiem, prawie równolegle do zjazdu w Pieniakach odbywały się narady konkurencyjnej i przeciwstawnej opcji politycznej. W sierpniu w Zakopanem, a w listopadzie 1912 r. w Wiedniu (utworzenie Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych), miały miejsce zjazdy kontynuatorów antyrosyjskiego czynu powstańczego, którzy w razie wybuchu spodziewanej wojny liczyli na masowy napływ ochotników i patriotyczny zryw ludności Kongresówki, po wkroczeniu tam ich oddziałów. Taki scenariusz przewidywał w swoich kalkulacjach Piłsudski, ale to były tylko wizje człowieka przewidzianego do jego realizacji. Reżyserzy i mocodawcy byli gdzieś indziej, a wiadomo, że to oni są decydentami.
Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę, że ich położenie strategiczne, w którym mieliby walczyć jednocześnie, zarówno z Francją na zachodzie, jak z Rosją na wschodzie, jest dla nich bardzo niekorzystne, planowali więc, na wypadek wojny, unieruchomienie, przynajmniej na jakiś czas, Rosji, aby móc szybko pokonać Francję. Dziś już wiemy, że ich plany wojenne zakładały w takim wypadku wykorzystanie Polaków do antyrosyjskiego powstania, które pozwoliłoby zrealizować niemieckie zamierzenia. „Odegralibyśmy wtedy niemałą rolę w dziejach Europy. Niemcy, uwolnione od wojny na froncie wschodnim, rzuciłyby wszystkie swe siły na zachód i w krótkim czasie rozbiłyby odosobnioną Francję. Uwolnilibyśmy Europę od długiej wojny, a siebie od kłopotów z własnym państwem” (R. Dmowski, op. cit.).
Te niemieckie działania się nie powiodły – spodziewane i oczekiwane przez Niemców powstanie nie wybuchło, a to oznaczało dla nich wojnę na dwa fronty, której tak bardzo chcieli uniknąć. Ale to nie było dla nich ostatnie, bardzo niemiłe, zaskoczenie. Oto poseł Wiktor Jaroński z trybuny rosyjskiej Dumy deklaruje[2], że naród polski w dopiero co rozpoczętej wojnie stoi po stronie antyniemieckiej i domaga się nowego Grunwaldu, a rekrut z Kongresówki w rosyjskim mundurze idzie bić się z Niemcami pod Tannenbergiem za polską sprawę. A w tym samym czasie legioniści Piłsudskiego, którzy na rozkaz austriacki wkraczają do Kielc w celu wywołania powstania śpiewają, że są osamotnieni. Dziewięćdziesiąt tysięcy przygotowanych przez Niemców karabinów nie było komu wręczyć!
Pałac w Pieniakach. W grudniu 1914 r. wojsko austriackie spaliło go i zrównało z ziemią w odwecie za przyczynienie się Tadeusza Cieńskiego do likwidacji (21.09.1914) tzw. Legionu Wschodniego, sześciotysięcznej formacji polskiej utworzonej do walki po stronie niemieckiej. Poniżej: Pieniaki w kwietniu 2012 roku – widok na miejsce, gdzie kiedyś stał pałac Dzieduszyckich, otrzymany w posaguprzez żonę Tadeusza Cieńskiego, Marię. Foto: henryk-sienkiewicz.eu , zamki-kreposti.com.ua
Elity duchowe (bp Łosiński), intelektualne (Henryk Sienkiewicz) oraz zwykli mieszkańcy Kongresówki, zamykający przed strzelcami okiennice – byli po polskiej, narodowej stronie. To był właśnie skutek działania Ruchu Narodowego na przestrzeni kilkunastu lat, to efekt ustaleń zjazdu w Pieniakach, to owoc suwerennej polityki polskiej. „Naszym ambitnym celem było stworzenie polityki polskiej nie naśladującej niewolniczo cudzych wzorów, nie czepiającej się obcego wozu, samoistną twórczością polską idącej naprzód i zmierzającej do polskich tylko celów… Z tej pracy zebraliśmy owoce, gdy przyszło do działania. Kiedy wybuchła wojna, nie otrzymywaliśmy od nikogo rozkazów, wskazówek, rad będących rozkazami – robiliśmy to, co nam nakazywał rozum i sumienie” (R. Dmowski, op. cit.).
Decyzja z Pieniak nie wzięła się z niczego, nie powstała ot tak sobie, w spontaniczny sposób, ale była dojrzałym owocem systematycznej i konsekwentnej pracy oraz dyplomatycznych działań. Niejako jej zapowiedzią i prognozą były wcześniejsze działania Dmowskiego. W roku 1908, a więc już po uformowaniu się antyniemieckiej koalicji (Francja, Anglia, Rosja) wydał książkę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, szybko przetłumaczoną na język francuski i rosyjski, która stanowiła dyplomatyczną deklarację wyrażoną w imieniu narodu polskiego, opowiadającą się po stronie alianckiego trójporozumienia.
Równie ważnym posunięciem była polityka reprezentowana przez Dmowskiego w Dumie rosyjskiej, gdzie „Koło polskie” wraz z całą rosyjską prawicą, a przeciw lewicy, głosowało za wzmocnieniem armii i przeciw akcji rewolucyjnej w wojsku. Okazało się, że to głosy polskie przeważyły szalę, a Dmowski tak to stanowisko uzasadniał: „Myśmy budowali przyszłość sprawy polskiej na wojnie między Rosją a Niemcami i na klęsce Niemiec. Nie mogliśmy tedy pragnąć rozkładu armii rosyjskiej przez propagandę rewolucyjną".
(…)
Oprócz zmiany orientacji z antyrosyjskiej na antyniemiecką, również inne czynniki stanowiły charakterystykę Ruchu Narodowego i miały wpływ na decyzję podjętą w Pieniakach. Dla określenia jego istoty, wyrazem najtrafniejszym, najlepiej oddającym charakter i cele ruchu, jest jego „wszechpolskość” i to w dwojakim rozumieniu.
Pierwszym zadaniem ruchu narodowego było utworzenie polskiej organizacji prowadzącej jedną politykę polską dla wszystkich trzech zaborów, spójną i jednolitą, zwracającą uwagę ku sprawie polskiej jako całości, oraz kształtującej świadomość narodową. W danej bowiem chwili, w konkretnym i przełomowym momencie historii narodu nie może być kilku polityk do wyboru, zwłaszcza takich, które się nawzajem wykluczają. Po drugie, idea wszechpolska miała przenikać i obejmować nie tylko wszystkie zabory, ale również wszystkie stany i grupy społeczne, instytucje i organizacje, w ramach których działali Polacy. Program narodowy jest dla całego narodu polskiego, ponad wszelkimi podziałami społecznymi, zawodowymi i partyjnymi. Wielką rolę odegrały w tej mierze wydawane i kolportowane pisma, a szczególnie „Przegląd Wszechpolski”, wydawany w latach 1895-1905, który, jak pisał Dmowski, „wywarł decydujący wpływ na ukształtowanie nowoczesnej polskiej myśli politycznej”, i na którym „wychowało się we wszystkich trzech dzielnicach całe pokolenie ludzi umiejących myśleć politycznie nie tylko o sprawach tego czy innego zaboru, ale o sprawie polskiej jako całości, ludzi, którzy wiedzieli dużo o całej Polsce i między sobą rozumieli się tak, jak synowie jednego narodu rozumieć się powinni” (R. Dmowski, op. cit.).
(…)
Proponowana przez Ruch Narodowy wszechpolskość była lekarstwem i zdecydowaną alternatywą, zarówno dla ugodowego lojalizmu, jak rewolucyjnego socjalizmu. Obydwa te kierunki rozrywały bowiem, budowaną przez „wszechpolaków” narodową jedność i w efekcie usiłowały konserwować starą lub walczyć o nową niewolę. „Niewola wychowuje niewolników. Niewolnicy bywają albo ulegli i posłuszni, albo zbuntowani. Zbuntowani umieją tylko szukać zemsty na swych panach, ale ani walczyć o wolność, ani żyć w wolności nie umieją; pozostają zawsze niewolnikami. W naszym kraju niewola tak długo trwała i tak była ciężka, że wytworzyła liczne zastępy niewolników – i uległych, i zbuntowanych. Iluż to mieliśmy ludzi, co umieją się tylko kłaniać, tylko szukać łaski czy to u jednego pana, czy u innego, który na jego miejsce przyszedł! Ilu takich, co się zaprzęgli do służby innemu panu, żeby się zemścić na poprzednim!Ilu wreszcie, którzy nie umieli myśleć o Polsce, jeno o tym, jakby Moskalom zaszkodzić! Wszystko to niewolnicy, mniejsza o to, że w połowie zbuntowani. I jako niewolnicy, nie byli zdolni do tworzenia wolnej Polski” (Polityka polska i odbudowanie państwa). Jakże trafny to cytat z Dmowskiego i jaki aktualny, szczególnie dziś!
Ruch Narodowy odrzuca postawę niewolnika, zarówno uległego, jak zbuntowanego! Cenimy wolność i suwerenność!
(…)
100 lat temu, w Pieniakach, narodowi przywódcy podejmowali dojrzałą i odpowiedzialną decyzję w obliczu zbliżającej się wojny i konfliktu między zaborcami. Inspiracją dla jej podjęcia były trzy filary, fundamenty narodowej polityki: 1. Niemcy są głównym wrogiem Polski, zwłaszcza w swej pruskiej, bizantyńskiej postaci, 2. jedność i suwerenność polskiej polityki oraz solidaryzm narodowy w miejsce obcych wpływów i reżyserowania podziałów między Polakami, 3. niepodległość wynika ze zjednoczenia Polski i Polaków wokół spraw dla Narodu najważniejszych. To przesłanie sprzed wieku jest ciągle aktualne. Pozostańmy mu wierni! Bo ono prowadzi do zwycięstwa!
Witold Bałażak”
Wojsko polskie stworzone dzięki Rosji: przysięga oddziałów I Korpusu Polskiego PSZ w Rosji na wierność Radzie Regencyjnej. Mohylew, 26.03.1918. Foto: dzieje.pl
II. Roman Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa (1925):
Z rozdziału IV:
„Nie ma takiego kraju na świecie, gdzie by polityka najbardziej zbawienna, najwyraźniej odpowiadająca interesowi narodowemu, miała cały naród za sobą. Tym bardziej nie można było tego oczekiwać w Polsce, w narodzie pozbawionym swego państwa, posiadającym tak złą tradycję polityczną, którego działania od dawna już na miano polityki właściwie nie zasługiwały, który wreszcie w znacznej części swych czynnych politycznie żywiołów zatracił był już pojęcie sprawy polskiej jako całości, ześrodkował swą myśl i swe wysiłki na miejscowych sprawach trzech dzielnic.
Tym bardziej nie można było oczekiwać tego w warunkach, w których polityka polska głosząca solidarność z Rosją przeciw Niemcom miała przeciw sobie rząd rosyjski i w walce z nim musiała być organizowana.
Przy najlepszym planie zbawienia ojczyzny, mieć pretensję, że są tacy w ojczyźnie, co nas nie rozumieją, czy nie chcą rozumieć, co nam przeszkadzają – jest rzeczą śmieszną. Polityka nie jest tylko sztuką myślenia, ale i działania. Trzeba nie tylko się zdobyć na dobrą myśl, ale umieć ją w płodny czyn wcielić. Ten tylko może w polityce coś zrobić, kto nie boi się zwalczać przeszkód stojących mu na drodze. Smutna i godna politowania jest rola tych, którzy mówią: chciałem dobrze, ale mi nie pozwolili.
Nieprawdą jest, że dla Polski można coś zrobić, ale z Polakami nigdy.
Chcąc zrobić coś dla Polski, jak zresztą dla każdego innego kraju, trzeba iść z jednymi rodakami przeciw innym. Tylko trzeba mieć mocną wiarę w swój cel i w prowadzącą do niego drogę, i nie wahać się w walce o tę swoją wiarę. I główna rzecz, trzeba rozumieć swe społeczeństwo, jego duszę, znać jego instynkty, w których podstawie zawsze leży instynkt samozachowawczy narodu. Trzeba mu przez właściwą organizację polityki dać możność wypowiedzenia się.
Jeżeli polityka Polski porozbiorowej była właściwie polityką narodowego samobójstwa, to nie dlatego, żeby nasz naród był pozbawiony instynktu samozachowawczego, tylko dlatego, że był bierny, niezorganizowany, co pozwalało zorganizowanym garstkom, popychanym przeważnie przez wpływy obce, narzucać mu samobójcze akty.
(…)
To przecie każdy wiedział, że mamy w społeczeństwie znaczną ilość ludzi, którzy w rzeczach politycznych nie umieją myśleć logicznie i działać planowo, którzy tylko reagują odruchami na podrażnienia. To zachowanie się szczególnie było właściwe młodzieży, kobietom mniej lub więcej dotkniętym histerią, i tym dość licznym u nas w czasach przedwojennych ludziom, którzy przez całe życie należeli do młodzieży i zwykle niewiele się różnili od histerycznych kobiet. Z góry można było przewidzieć, że ten rodzaj ludzi pójdzie przeciw Rosji”.
Z rozdziału V:
„Wiedziałem, z czym trzeba będzie walczyć, jaki ciężar bierzemy na swe barki, postanawiając politykę polską na tych jedynych rozumnych podstawach [współpracy z Rosją] zorganizować. Tyle było przeszkód i w Polsce, i w Rosji.
Cała tradycja porozbiorowa, święcona stale w obchodach listopadowych i styczniowych, była przeciw tej polityce. Była to, co prawda, tradycja klęsk, tradycja stopniowego likwidowania sprawy polskiej, myśmy wszakże tak odbiegli od innych narodów, że święcimy klęski, gdy tamte święcą zwycięstwa. Gorsza, że autorowie klęsk umieją przemawiać jak mistrze.[1]
Pamiętam, raz w gronie emigrantów z 1863 roku za granicą ostro napadano na mnie za kierunek mojej polityki. Jeden z nich, szanowany zresztą antykwariusz Bukowski ze Sztokholmu zawołał:
– Myśmy inaczej działali w 1863 roku, innymi drogami szliśmy do niepodległości!
– Aleście nie doszli – odpowiedziałem. – Ten, kto przegrał, nie ma prawa żądać, żeby go naśladowano.
Przeciw tej polityce była psychologia szerokich kół społeczeństwa, ich wstręt, ich nienawiść do Rosjan. Zwłaszcza każdy z nas, którzyśmy przechodzili szkołę apuchtinowską, o ile wyniósł z rodziny tradycję polską i podstawy polskiej kultury, wchodził w życie z „chorobą na Moskala", jak to Żeromski nazwał w jednym ze swych wcześniejszych utworów. Był to rodzaj psychozy, rozwiniętej pod wpływem cierpień moralnych w szkole, w której na każdym kroku poniżano godność ludzką, obrażano uczucia narodowe, plwano na to, co dla nas było święte.
W miarę wszakże jak człowiek mężniał, jak charakter jego krzepł, otrząsał się z choroby. I musiał z niej wyrosnąć, jeżeli chciał o położeniu Polski logicznie myśleć, z zimną krwią działać, jeżeli chciał dawać rodakom wskazania polityczne.
Niewola wychowuje niewolników. Niewolnicy bywają albo ulegli i posłuszni, albo zbuntowani. Zbuntowani umieją tylko szukać zemsty na swych panach, ale ani walczyć o wolność, ani żyć w wolności nie umieją; pozostają zawsze niewolnikami. W naszym kraju niewola tak długo trwała i tak była ciężka, że wytworzyła liczne zastępy niewolników – i uległych, i zbuntowanych. Iluż to mieliśmy ludzi, co umieją się tylko kłaniać, tylko szukać łaski czy to u jednego pana, czy u innego, który na jego miejsce przyszedł! Ilu takich, co się zaprzęgali do służby innemu panu, żeby się zemścić na poprzednim! Ilu wreszcie, którzy nie umieli myśleć o Polsce, jeno o tym, jakby Moskalom zaszkodzić! Wszystko ta niewolnicy, mniejsza o to, że w połowie zbuntowani. I, jako niewolnicy, nie byli zdolni do tworzenia wolnej Polski.
Nie lekceważyłem sobie tej psychologii, wiedziałem, że walka z nią będzie bardzo ciężka. Przewidywałem, że i na swoich, na towarzyszy pracy, nie zawsze można będzie liczyć, że w chwilach większej próby zabraknie im odwagi do przeciwstawienia się psychice środowiska. Ale trzeba było iść naprzód, bo czasu do stracenia nie było. Trzeba było krok za krokiem robić wyłomy w zakorzenionym sposobie politycznego myślenia, o ile je można było nazwać politycznym”.
Z rozdziału VIII:
„Z najmniej przyjaznym przyjęciem naszych dążeń i naszego stanowiska spotkałem się w miejscu, w którym zdawałoby się najmniej należało tego oczekiwać, mianowicie w Watykanie. Miałem wrażenie, że papież Benedykt XV jest bardzo życzliwie dla Polski usposobiony, nie mogłem wszakże poznać bliżej jego stanowiska, bo dyplomacja watykańska postawiła mi za warunek, żebym na audiencji o polityce nie mówił. Natomiast rozmowy z kierownikami polityki watykańskiej aż nadto jasno mi określiły ich stanowisko.
Poruszam przedmiot dla kraju katolickiego bardzo drażliwy, ale zarazem bardzo ważny i wymagający poważnego i ścisłego traktowania.
Rozróżniam Kościół i politykę Stolicy Apostolskiej. Kościół dla katolików jest władzą, której w rzeczach wiary są obowiązani bezwzględne posłuszeństwo. Polityka watykańska jest rzeczą ludzką, jak każda rzecz ludzka nie wolną od błędów, i staje w równym rzędzie z polityką wszystkich państw. Najbardziej katolickie państwo ma obowiązek o tyle tylko z nią się łączyć, o ile nie stoi ona w sprzeczności z dobrem państwa i narodu.
Mnie się zdaje, że polityka watykańska popełniła duże podczas wojny błędy, w szczególności w stosunku do Polski.
Stanowisko jej w sprawie polskiej najlepiej określa rozmowa, jaką miałem w styczniu 1916 roku z wysokim dygnitarzem watykańskim, a z której dosłownie przytaczam część mającą znaczenie.
Zostałem zapytany:
– Dlaczego pan idzie z Rosją?
– Bo mi trzeba, żeby Niemcy były pobite.
– Na cóż panu przegrana Niemiec?
– Bo bez niej nie będzie zjednoczonej Polski.
– To pan sądzi, że zjednoczona Polska będzie szczęśliwa pod berłem monarchy rosyjskiego?
– Sądzę, że Polska może pozostawać pod obcymi rządami, dopóki jest podzielona. Gdy będzie zjednoczona, będzie niepodległa. Dążąc do zjednoczenia, dążymy do Polski niepodległej.
Na to usłyszałem wybuch śmiechu.
– Polska niepodległa? Ależ to marzenie, to cel nieziszczalny!…
Nie powiem, żeby moje polskie ucho było tym mile dotknięte. Zapytałem na to:
– Cóż by nam Wasza Eminencja doradzała?
– Wasza przyszłość jest z Austrią.”
„Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród”. Komitet organizacyjny obchodów rocznicy konstytucji 3 maja I Korpusu Polskiego PSZ w Rosji przed Bramą Mińską cytadeli w Bobrujsku (03.05.1918). Foto: dzieje.pl
Przypisy:
[1] – Gdy inni świętują zwycięstwa, u nas ciągle są tacy, którzy pragną świętować klęski. W dniu 24.10.2012 r. Komisja Kultury i Środków Przekazu zarekomendowała Sejmowi odrzucenie poselskiego projektu uchwały w sprawie ustanowienia roku 2013 Rokiem Pamięci o Powstaniu Styczniowym, przedstawionego Komisji przez posła Piotra Babinetza (PiS) i popartego przez posła Jana Dziedziczaka (PiS), który zachęcał do przyjęcia tej uchwały, ponieważ wówczas „przynajmniej przez rok Polska lokalna odkrywałaby piękno powstania styczniowego.” (sic!).
Zob.: Pełny zapis posiedzenia nr 41 Komisji Kultury i Środków Przekazu w dniu 24.10.2012 r. w sprawie poselskiego projektu uchwały w związku z 70 rocznicą powstania Narodowych Sił Zbrojnych i w sprawie poselskiego projektu uchwały ustanawiającej rok 2013 Rokiem Pamięci o Powstaniu Styczniowym:
„Wcześniej na taką formę uczczenia 150 rocznicy tego wyjątkowo tragicznego w skutkach i pozbawionego sensu zrywu zgodził się Senat RP.PiS i Solidarna Polska chciały jednak, by posłowie przyłączyli się do tej nieodpowiedzialnej deklaracji. (…)Powstanie styczniowe zniweczyło proces odbudowy polskiej administracji i autonomii prowadzony przez Margrabiego Wielopolskiego. Doprowadziło do scementowania sojuszu rosyjsko-pruskiego, na długie dekady oddalając szanse na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Stało się wreszcie pretekstem do wywołania w kraju niepokojów społecznych, a w wyniku represji – do poważnego zdeklasowania części polskiego ziemiaństwa i osłabienia ośrodków lokalnych. Można je więc upamiętniać – ale wyłącznie jako przykład negatywny.” Zob.: K. Rękas,Praca organiczna a nie powstania!
Zob. także:
Opracował – Grzegorz Grabowski