Radosław Sikorski przyzwyczaił część opinii publicznej do jego nowatorskich idei w polityce zagranicznej. Obecnie wpadł na kolejny pomysł, który ma doprowadzić „Twitterowe MSZ” na jeszcze wyższy poziom rewolucji technicznej: założono tam blogi. Jak informuje MSZ, blogi odzwierciedlają poglądy autorów, a nie MSZ-tu, ale przypadkiem Radosław S. już reklamuje na Twitterze wpis Jarosława Bratkiewicza, pt. „Nie bądźmy narwańcami”.

 Choć trudno przebrnąć przez cały wpis, interesujące wydaje się m.in. to zdanie: „Przecież pojęcie suwerenności wpisane jest w konkretno-historyczny kontekst, który modeluje kształt suwerenności.”  Na pozór to zdanie wydaje się logiczne. Lecz w ten sposób można zawsze wytłumaczyć opinii publicznej konieczność zrzeczenia się w danym momencie któregoś z aspektów suwerenności zewnętrznej, bo taka jest „historyczna konieczność”, jak tłumaczył  tow. Berman, pytany o sfałszowanie wyborów w 1948. Czy w ramach takiego kontekstu historycznego nie dokonywały się w naszej przeszłości nikczemne zdrady, jak choćby pierwsza co przychodzi do głowy, jak kapitulacja pod Uściem w 1655? W ten sposób patrząc, można uznać, że to sytuacja zewnętrzna państwa automatycznie wiąże na tyle ręce rządzącym, iż musza oni jedynie dostosowywać się do międzynarodowej gry politycznej, a nie być dążyć do aktywnych zmian na korzyść państwa.

Wydaje się, iż wbrew temu, co twierdzi pan Bratkiewicz, suwerenność państwa pozostaje niezmienna; to ona właśnie, a raczej suwerenność narodu, musi wpływać na zmianę danego kontekstu historyczno- prawnego. Nie zawsze, rzecz jasna, jest to możliwe, ale przyjęcie postawy subiekta i narzucenie narodowi defetyzmu, bez najmniejszych prób zmian pod maską alternatywy „wymachiwania szabelką” jest po prostu zgrabną ujętą kapitulacją. A to właśnie czyni obecny rząd. Najgorsze, iż rząd może przeminąć, ale ugruntowana już społeczna mentalność, czująca jeszcze ciosy zadane przez PRL, będzie trudna do naprawienia. Radek Sikorski afiszował się ze „strefa zdekomunizowaną, a tymczasem za porozumieniem z Donaldem Tuskiem, nijak z Polski jej nie czyni, a co gorsza, wbija od paru lat znów przekonanie, iż tylko „spokojem i opanowaniem” da się coś ugrać.

 Ten spokój i opanowanie jest jednak oparty na wątpliwych przesłankach.  Poseł Protasewicz mówi, iż „nie wykluczamy weta w sprawie budżetu europejskiego”. Nie wykluczamy, nie oznacza, iż będziemy o niego walczyć, gdy nie dostaniemy tych 300 mld. Brutalna walka, jak tłumaczy Bratkiewicz jest przymiotem niecywilizowanych krajów. Polsce nie przystoi walić butem, jak niegdyś przywódca ZSRR w ONZcie. A więc mamy tańczyć na unijnym Kongresie Wiedeńskim (Berlińskim?), udając arystokratów, ale przyjmiemy i tak, to co nam narzucą.  Nie do końca jednak można zrozumieć, jak do dyplomacji „etykiety i kurtuazji”, której ma rzekomo posługiwać się europejski rząd Donalda Tuska  pasują obecnie działania Rosji, z którą przecież także trzeba subtelnie rozmawiać? Jakie remedium należy zastosować wobec państwa, które zamierza zareagować w ramach „retorsji smoleńskiej” pytaniami o ekshumację żołnierzy radzieckich z lat 50-tych? Jak zachowywać się wobec tradycyjnie prostackich zagrywek Rosji, która właśnie takimi bezpardonowymi zagraniami trzymała w szachu m.in. Polskę od XVIII w.?  Do czego to prowadzi? Ot pisał Stanisław Straszic w „uwagach na życiem Jana Zamojskiego”, lekturze dziś szczególnie frapującej: „ Prócz tego zdradliwi sąsiedzi, z naszej niemocy i z naszej nieczułości zyskując i szydząc, płacą roczne pensje wielom, niewartym nazwiska Polaków, obywatelom, które zakupne dusze, na każde «skinienie kupca swojego gotowe, przy wszelkich do trwałości Rzeczypospolitej dążących radach kłótnie, albo też rokosz wzniecać będą.”

Bo i cóż nam da ta suwerenność w wersji PISowskiej? Może nas spotkać to samo, co wielbioną przez PIS II RP. Pisze Bratkiewicz: „Apoteozowana i upoetyzowana suwerenność międzywojennej Polski przyniosła jej nie tyle glorię, ile klęskę cywilizacyjną 1939 roku”. Kolejny rozbiór i okrutną niewolę, w której wykrwawiła się niemała część substancji biologicznej narodu, o dewastacji zasobów materialnych nie mówiąc. Na domiar „wyzwolenie” dokonane przez Armie Czerwoną wchłonęło nas w obszar sowieckiej ekumeny, co w sumie doprowadziło po dziesięcioleciach do degradacji cywilizacyjnej Polski.

W sumie należy podziękować panu Bratkiewiczowi za te słowa i panu Sikorskiemu za ich reklamę. Nic lepiej nie tłumaczy postawy MSZ i rządu D.Tuska niechęć do apoteozowana i upoetyzowania obecnej suwerenności Polski. Skacze Polak na jednej nodze, obcy grają – pisał w „Reducie” Adam Naruszewicz, ale tego już nikt nie czyta. Bo i po co.