POLSKA
Like

Szeremietiew: Bezsilne siły zbrojne

08/09/2013
2011 Wyświetlenia
23 Komentarze
16 minut czytania
Szeremietiew: Bezsilne siły zbrojne

O przyczynach niezdolności polskiej armii do obrony kraju z prof. Romualdem Szeremietiewem rozmawia Wiesława Lewandowska

0


 

1378199789

Wiesława Lewandowska: – Prezydent Bronisław Komorowski jako zwierzchnik Sił Zbrojnych, w dniu ich święta mówił, że w ciągu dwudziestu paru lat w polskiej armii doszło do pozytywnych zmian. A z drugiej strony w niedawno opublikowanej z inicjatywy prezydenta „Białej księdze bezpieczeństwa narodowego” obok podobnego optymizmu pojawiają się i bardzo niepokojące wątki – które wychwytuje Pan w swoich publikacjach – że w cały system bezpieczeństwa narodowego jest nieefektywny, bo marnowane są środki, a wszelkie działania reformatorskie są niespójne i prowadzą do osłabienia sił zbrojnych. Naprawdę trudno zrozumieć ten chaos wokół polskiego wojska, tę niespójność  ocen i myślenia.

Prof. Romuald Szeremietiew: – To prawda. I trudno zrozumieć samego  prezydenta Komorowskiego, człowieka związanego z obronnością od początków III RP, który w swoim wystąpieniu 15 sierpnia chwaląc dotychczasowe dokonania zarazem przyznał, że w istocie nie mamy armii, która byłaby zdolna obronić kraj. To było naprawdę wstrząsające wyznanie, bądź co bądź, Zwierzchnika Sił Zbrojnych! Ale jeszcze bardziej szokujące jest to, że Komorowski, tak tylko przy okazji, między wierszami i z właściwą sobie beztroską,  potwierdza tę od dawna oczywistą prawdę.

Pan  tę oczywistą prawdę o rozkładzie polskiej armii przypomina od wielu już lat.

Tym bardziej dziwię się, że dopiero teraz wypowiada ją człowiek, który latami zajmował wysokie stanowiska w MON i nawet z tego powodu uchodzi za znawcę wojska (tu stawiam znak zapytania). Bronisław Komorowski został pierwszy raz wiceministrem  obrony narodowej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i od tamtego też czasu nieprzerwanie pełnił jakieś funkcje związane z obronnością (w kolejnych rządach lub w komisjach sejmowych). W sprawach armii często wypowiadał się również jako marszałek Sejmu. To na nim spoczywa spora część odpowiedzialności za obecny stan polskiej armii, a sytuacja naszych sił zbrojnych powinna być mu dobrze znana.

Pan Prezydent mówił przede wszystkim o pozytywnych zmianach w wojsku, o tym, że ilość przeszła w jakość…

W jaką jakość?! Sądząc po defiladzie 15 sierpnia jakość trudno dostrzec. Najcięższym sprzętem, jaki pokazano był czołg z I wojny światowej jadący na lawecie, oraz karabin maszynowy Hotchkiss na  furze ze stertą siana.

2007_03_11751851256_2139_Wojsko_Polskie_na_rowerze

To przez sentyment do historii, a Pana zdaniem to doskonała ilustracja obecnego stanu armii?

Rzeczywiście, odebrałem tę defiladę jako swoisty symbol tych zmian, o których  mówił prezydent… Przed trybuną defilowały oczywiście i elementy „współczesnego”  uzbrojenia, w pojedynczych egzemplarzach i w większości starocie; transportery rozpoznawcze BRDM, konstrukcja z lat 60-tych, armato haubica Dana wzór 1977, także zabytkowy zestaw przeciwlotniczy Osa z 1974 roku.  A do tego nad prezydentem fruwały samoloty Iskra, które na złomie powinny być już od trzech lat, oraz trzy leciwe śmigłowce MI-24, będące w służbie od 1978 roku.

Nowoczesne  śmigłowce podobno wkrótce się pojawią.

Podobno, ale tymczasem zapowiadane są cięcia budżetu armii o ponad 3 mld. zł. Tegoroczny budżet MON nominalnie wynosi ponad 30 mld. zł, z czego połowa to pozycje stałe, które nie mogą podlegać cięciom (pensje, emerytury). Ponadto trzeba płacić np. agencjom ochrony za pilnowanie koszar. Ciąć można jedynie wydatki na zakupy i badania uzbrojenia (ok.10 mld w tym budżecie) – zabranie 3 mld. stworzy zatem poważną wyrwę i odbije się negatywnie na planowanych przez MON programach modernizacyjnych. Taką to obietnicę otrzymała armia w dniu jej święta.

Mamy armię zawodową, jesteśmy w NATO, a chlubą polskiej armii stały się misje zagraniczne podejmowane w ramach sojuszniczych zobowiązań. Teraz polski rząd z dumą zapowiada „powrót do domu”.

Ku memu zdziwieniu, prezydent Komorowski dopiero teraz stwierdził, że zbyt łatwo posyłaliśmy żołnierzy na misje zagraniczne. Ponadto czy można  mówić, że było to lekkomyślne, skoro wcześniej przekonywało się o wielkim znaczeniu misji dla Polski. Jest oczywiste, że w przypadku użycia wojska trzeba postępować rozsądnie, ale prezydent nie powinien wypowiadać się na ten temat publicznie w taki sposób.

wojsko

Minister Klich w swoim czasie mówił, że dzięki tym trudnym misjom polski sztandar będzie w świecie lepiej widoczny…

A Komorowski tego wówczas nie prostował. Zdaje się, że prezydent bardzo chce być wybrany na drugą kadencję i ktoś mu doradził, że zganienie misji może dać poparcie środowisk krytykujących polskie zaangażowanie w Afganistanie.  Ze swej strony nie byłem entuzjastą  misji zbrojnych; uważałem, że jest to trudny obowiązek, który podjąć trzeba, za każdym razem jednak miarkując, na ile nas stać i co dzięki temu zyskujemy. I w praktyce nie wyszło nam to najlepiej. Mogę więc zrozumieć to, co powiedział Komorowski, ale takich rzeczy – podkreślam – nie należy mówić publicznie. Te sprawy należy załatwiać poufnie, drogą dyplomatyczną, a nie przez sceny balkonowe! Wypowiedź Komorowskiego zabrzmiała co najmniej niezręcznie. W ten sposób prezydent RP dostarcza argumentów tym, którzy  chcą osłabić nie tylko pozycję Polski w NATO, ale i obecność amerykańską w Europie.

Za to zapowiedź” koniecznej ale trudnej” reformy systemu dowodzenia w polskiej armii brzmi  już chyba nieco lepiej? Jak Pan ocenia te plany?

Cóż, mam nadzieje, że skoro będą cięte wydatki na armię, to może zabraknie pieniędzy na tę właśnie nieszczęsną  reformę, która będzie oznaczała – w moim przekonaniu – destrukcję ostatniego systemu jeszcze jako tako funkcjonującego w siłach zbrojnych, czyli systemu dowodzenia siłami zbrojnymi.

Na czym będzie polegała ta destrukcja?

Na wielkim kompetencyjnym zamieszaniu. Obecnie minister obrony wykonuje swoje funkcje kierownicze wobec wojska opierając się na wytycznych prowadzonej przez rząd polityki, natomiast rozkazodawstwo znajduje się w rękach wojskowych. Tu obowiązuje odpowiednia hierarchia – najwyżej usytuowany jest szef sztabu generalnego (centralne strategiczne dowództwo), któremu podlegają dowództwa rodzajów sił zbrojnych. Jak wszędzie na świecie, na każdym szczeblu  obowiązuje zasada jednoosobowego dowodzenia. Proponowana reforma  sprawia, że szef sztabu generalnego przestanie być najwyższym dowódcą wojskowym, będzie doradcą ministra w zakresie dowodzenia wojskiem. Na szczeblu centralnym mają się natomiast pojawić dwaj dowódcy sobie równi – dowódca generalny i dowódca operacyjny. W tym stanie rzeczy będzie im rozkazywał minister, a oni będą zabiegali o jego względy, pojawią się intrygi, różnego rodzaju zależności, ambicje… Można się więc spodziewać chaosu nie tylko w razie wojny, ale także w okresie pokoju.

To, co Pan opisuje wygląda na scenariusz dalszego osłabiania armii…

Uważam, że są to rozwiązania chore i niebezpieczne.

Postawił Pan niedawno pytanie-wątpliwość: Czy Polacy odzyskaliby niepodległość w 1918 roku, gdyby zastosowali zalecaną w „Białej księdze” filozofię  obronności?

W „Białej Księdze Bezpieczeństwa Narodowego” stwierdzono, że interes narodowy trzeba przykrawać stosownie do własnych możliwości materialnych.  Jestem jak najdalszy od tego, aby nie zabiegać o własne siły, ale wydaje się, że to idee, wartości duchowe powinny nas skłaniać do działania.  Zwłaszcza przekonanie, że działamy w słusznej sprawie. To kwestia naszej siły moralnej, ducha…

Obudzić tego ducha, który został zdemobilizowany?

Tak! Rzeczą podstawową w wojsku jest zawsze to, że chodzi nie tyle o siłę materialną, co o siłę ducha, o morale armii. Napoleon mówił, że morale jest trzy razy ważniejsze od uzbrojenia. Przykładem  tego jest 1920 rok. Nie jest prawdą, że armia sowiecka była  słabsza, miała gorsze uzbrojenie. Miała lepsze uzbrojenie i doświadczonych dowódców, absolwentów carskich elitarnych akademii wojskowych. Jednak duch i patriotyzm polskiego wojska był tak silny, inteligencja dowódców i polskiego wywiadu górująca, że  pokonaliśmy nieprzyjaciela.

A teraz ani ducha, ani inteligencji?

W najgorszym stanie jest dziś duch, czyli morale polskiego wojska. Na szczęście na to, aby odbudować morale nie potrzeba wielkich pieniędzy.

Co zatem zrobić, aby je odbudować?

Po pierwsze trzeba przywrócić wojsku tradycje i świadomość czym kiedyś było Wojsko Polskie, co jest jego istotą, co zawiera etos polskiego żołnierza. A tradycja naszego wojska naprawdę jest piękna! Trzeba dziś na nią otwierać oczy żołnierzy. Należy przyswoić siłom zbrojnym etykę wojskową, uczyć o bohaterstwie i  honorze. Żeby sami żołnierze przyjęli, że stare polskie cnoty żołnierskie mają dziś taki sam sens. Z pewnością wierzą w to żołnierze pielgrzymi, z którymi dotarłem 14 sierpnia na Jasną Górę..

bodes-3

Ta odbudowa ducha będzie naprawdę trudna, bo zbyt długo wmawiano młodym ludziom w Polsce, że armia jest z natury zła, a elity uznały, że jest niepotrzebna, gdyż żaden wróg nie stoi u naszych bram…

Tymczasem dziś musimy postawić to zasadnicze pytanie, czy naprawdę nie ma się czym martwić, czego obawiać się. Jeżeli nasz sąsiad, mocarstwowa Rosja oficjalnie wydaje na swe siły zbrojne jakieś 4% PKB, a Polska niecałe 2%, to zastanówmy się, czy możemy spać spokojnie… Zastanówmy się, dlaczego Rosja wydaje tak ogromne środki na siły zbrojne?

Nie ma sie nad czym zastanawiać – mówi polski rząd – trzeba tylko zadbać o pokojowe współistnienie z wielkim sąsiadem.

Marszałek Piłsudski mówił, że o pokoju  można rozmawiać, gdy ma się nabity rewolwer w kieszeni. Tym naszym rewolwerem powinna być armia zdolna do obrony kraju i odpowiednio przygotowana strategia obronna. A my mamy dziś  niby strategię, że jak będzie zagrożenie, to przyjdzie NATO i nam pomoże.

A to wcale nie jest takie pewne?

Kłopot z sojuszem wojskowym jest taki, że o tym czy jest skuteczny możemy się przekonać dopiero wtedy, gdy zagrożenie wystąpi. Przekonaliśmy się o tym dobitnie w 1939 roku. Byliśmy przecież pewni, że mamy zapewnioną pomoc sojuszników. Czy teraz mamy powody do niepokoju? Rosjanie niedawno przeprowadzili ćwiczenia na Dalekim Wschodzie, w których wzięło udział 130 tys. wojska, jesienią będą manewry „Zapad 2013” (w których scenariuszu jest zrzucanie bomb atomowych na Warszawę)… Jednocześnie odbędą się ćwiczenia NATO z udziałem 3 tys. żołnierzy, w tym większość z Polski. Będzie to więc  raczej wątły pokaz siły. Czy w strukturach NATO mamy dziś odpowiednie środki, aby zapobiec ewentualnemu nieszczęściu? Tego nie wiem.

Trzeba być dobrej myśli, bo trudno jednak w dzisiejszym świecie liczyć na militarną samowystarczalność …

Ale to nie oznacza, że nie należy budować silnego systemu obronnego skutecznie odstraszającego wroga. Cała rzecz w sposobie. Jest tylko pytanie, czy szukamy najbardziej odpowiedniego sposobu przygotowania obrony Polski.

Chyba zaczynamy szukać, skoro mówi się o potrzebie poprawy obronności kraju?

Tyle, że nasi decydenci rozumują w sposób prymitywny.  Wydaje się im, że wystarczą dwie więcej rakiety, trzy armatki i już obronność się wzmocni. Tymczasem u podstaw jest myśl, koncepcja, nauka wojskowa, poszukiwanie nowych rozwiązań, a przede wszystkim stworzenie strategii obrony Rzeczypospolitej, której dziś nie mamy i coś,  co nie kosztuje wiele pieniędzy, a więc morale.

Pan od dawna z uporem twierdzi, że nawet w przypadku zagrożenia wojną nie musimy być bezbronni i bezradni.

Po II wojnie światowej ujawniły się tzw. konflikty asymetryczne, w których z jednej strony występuje dobrze uzbrojona armia zawodowa, a z drugiej kiepsko uzbrojeni partyzanci. I super uzbrojone armie zawodowe często przegrywają z tymi partyzantami. A my mamy przecież w swojej tradycji doświadczenia partyzanckie i powstańcze, uchodzimy nawet za specjalistów od tego typu działań. A zatem, gdybyśmy przygotowali taką wersję obrony (opartą na OT), to byłby to bardzo poważny czynnik odstraszający, a kto wie, czy nie gwarantujący Polsce bezpieczeństwa.

201336Niedziela” nr36/2013

 

0

Szeremietiew

Jaki jestem każdy widzi (każdy kto zechce).

200 publikacje
107 komentarze
 

23 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758