Szczęśliwa polska rodzina
02/10/2012
477 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
Autor został uhonorowany nagrodą Ojca Rodziny. Poczuł się tym zmobilizowany do przedstawienia swoich wielopokoleniowych obserwacji i przemyśleń dotyczących dobrej rodziny. Szczęśliwy ojciec pięciorga dzieci, dziadek dziewięciorga wnucząt i pradziadek
1. Presja wynaturzonych ideologii niszczących rodzinę
Od ponad stu lat cywilizacja i kultura europejska pozostaje pod wpływem laickich nurtów intelektualnych: indywidualizmu i liberalizmu, a w ostatnich dekadach także subiektywizmu i relatywizmu oraz konsumpcjonizmu, feminizmu i wszechobecnego seksualizmu. Wraz ze wzrostem poziomu materialnego życia i wykształcenia rosną aspiracje społeczne i ambicje poszczególnych osób, dotyczące osobistej wolności, samorealizacji, kariery i awansu społecznego. Popularyzuje się pragnienie poznawania i użycia świata, wolnych związków seksualnych, ciekawej pracy i wzbogacania materialnego. Lekceważy się i ośmiesza tradycyjne wartości rodzinne, religijne i narodowe oraz manifestuje przełamywanie barier obyczajowych krępujących człowieka. W tym nurcie wyzwolenia i awansu szczególnie ambitne i aktywne są młode kobiety.
Związek z drugą osobą (także w małżeństwie) częstokroć postrzegany jest na dwa przeciwstawne, laickie sposoby. Jedno spojrzenie traktuje towarzysza życiowego jako potencjalne zagrożenie dla własnej wolności, osobistego rozwoju i kariery, niekorzystne uzależnienie i ograniczenie w używaniu świata, niosące dodatkowe obciążenia. Drugie spojrzenie dostrzega, że dobrze jest mieć towarzysza życiowego, czy towarzyszkę, takiego swojego człowieka, usłużnego i oddanego, którym można pokierować, posłużyć się, złożyć na niego różne życiowe ciężary, czasami wymagać pieniędzy i pomocy. O takiego towarzysza (towarzyszkę) warto zabiegać, ale bronić się trzeba i wykluczyć wspomniane zagrożenia z jego strony.
Bliższy związek mężczyzny z kobietą traktowany jest więc jako miły i dobry układ, ale bez większych zobowiązań i do czasu, dopóki się nie znudzi, nie ogranicza ambicji i wolności oraz do czasu, gdy trafi się korzystniejsze partnerstwo. Do tego stylu życia nie potrzeba małżeństwa; można przecież na razie „mieć się razem”, czy żyć razem „na próbę”, chroniąc się i broniąc przed urodzeniem dziecka. A jeśli już rodzina i środowisko skłoni do małżeństwa, to i tak w okresie kryzysu można porzucić małżonka. Formaliści będą przeprowadzali rozwód dla załatwienia spraw majątkowych, ale biedakom i to nie jest potrzebne.
Zapewne większość młodego pokolenia z podobnym nastawieniem (mniej lub bardziej świadomym) wchodzi dziś w życie. Oczekuje od życia bardzo dużo, nie zamierzając dawać z siebie zbyt wiele. Takie niewłaściwe, egoistyczno-konsumpcyjne nastawienie nie rokuje pomyślności zawieranym małżeństwom. Również w społeczeństwach dawniej chrześcijańskich, pod wpływem wskazanych nurtów szerzy się praktyczny materializm i laicyzacja, maleje liczba zawieranych małżeństw, rośnie udział rozwodów oraz spada liczba rodzących się dzieci. W Warszawie już ponad połowa małżeństw jest bezdzietna. To jest też droga do ogólnego upadku narodu i państwa.
2. Duch odnowy i nauczanie Papieża Jana Pawła II
Ogólna demoralizacja, rozkład rodziny i seksualizm łamią prawa natury, zapisane też w prawym sumieniu człowieka i dlatego ściągają karę Bożą, jak w Sodomie i Gomorze (Księga Rodzaju, rozdz. 18-19). Aby ratować człowieka, rodzinę i społeczeństwa, trzeba oderwać się od wszystkich, wskazanych na początku, laickich i pogańskich nurtów oraz presji cywilizacyjnych. Chrześcijanin w stosunku do nich musi być „człowiekiem sprzeciwu”, jak wzywa Papież Benedykt XVI i odbudować „cywilizację życia i miłości”, jak głosił Jan Paweł II. Wydaje się, że kluczową sprawą jest tu odbudowa naturalnego, chrześcijańskiego małżeństwa i właściwych relacji rodzinnych, co wymaga powrotu do praw natury, dodatkowo, obrazowo przedstawionych w Piśmie Świętym.
Ostatni Sobór Watykański nauczał o małżeństwie : „
Głęboka wspólnota życia i miłości małżeńskiej, ustanowiona przez Stwórcę i unormowana Jego prawami, zawiązuje się przez przymierze małżeńskie, czyli przez nieodwołalną osobistą zgodę. W ten sposób aktem osobowym, przez który małżonkowie wzajemnie się sobie oddają i przyjmują [1],powstaje z woli Bożej instytucja trwała także wobec społeczeństwa”.(Konstytucja
Gaudium et spes –O Kościele w świecie współczesnym, p.48, 1965)
W tym duchu rozwijał swą naukę o małżeństwie Jan Paweł II. Wymagał, aby w rodzinie, pomiędzy jej członkami istniały więzy definiujące rodzinę jako wspólnotę życia i miłości, rozciągniętą na całą, niepewną przyszłość. Małżonkowie ślubują sobie dozgonną miłość, taką jak miłość Boga do człowieka: miłość niezależną od cnót i wad, dobroć także dla złośliwego i niewdzięcznego małżonka. Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, dlatego miłość i wzajemne relacje małżonków powinny być święte i uświęcające.
Papież pisał: „We wzajemnych stosunkach członkowie wspólnoty rodzinnej są inspirowani i kierują się <prawem bezinteresowności>, które szanując i umacniając we wszystkich i w każdym godność osobistą jako jedyną rację wartości, przybiera postać serdecznego otwarcia się i dialogu, bezinteresownej gotowości służenia, wielkodusznej służby i głębokiej solidarności”.(…) .”(Adhortacja apostolska: Familiaris consortio, p.43, 1980).
W liturgii mszalnej przy celebracji sakramentu małżeństwa, zamiast czytanego dawniej listu św. Pawła do Efezjan (wzywającego żony, aby były poddane mężom swoim) (Efez,5,21-33), najczęściej czyta się teraz wspaniały hymn o miłości św. Pawła, z listu do Koryntian (1Kor, 13). Prowadzona w tym duchu katecheza przedmałżeńska i forma sakramentu uskrzydla i tak już zakochanych w sobie młodych małżonków. W uniesieniu łaski sakramentalnej oraz emocjonalnej, namiętnej miłości i najlepszych postanowień, młodzi małżonkowie skłonni są postrzegać małżeństwo jako stosunkowo łatwą drogę, w wolności i równości, do raju ziemskiego. Pragną kroczyć razem w dialogu i zgodzie, miłości i komunii, a może i z poświeceniem. Oczywista jest dla nich równość osób i praw; nie ma mowy o żadnej uległości, poddaniu i posłuszeństwie w małżeństwie.
Mówienie dziś, zwłaszcza publicznie, wobec wielu gości, o powinności poddania się (uległości) żony mężowi, byłoby w wielu środowiskach oburzające. Zresztą małżonkowie, goście, a może i niektórzy księża takie poddanie traktują jako staroświeckie i dziś już całkowicie nieaktualne.(Wydaje się bowiem, że o poddaniu, uległości i posłuszeństwie nie mówi się dziś prawie wcale w przygotowaniu do małżeństwa).
3. Złuda łatwego partnerstwa i dialogu małżeńskiego
Młodzi małżonkowie na początek znają się zazwyczaj z tej najlepszej strony, przypadającej sobie wzajemnie do gustu; mogą to być wspólne, podstawowe wartości życiowe, zamiłowania turystyczne, lub np. lekkie traktowanie zasad moralnych. Nie znają się jednak w pełni; wszystkich swoich odmiennych gustów, upodobań, oczekiwań i przekonań w wielu codziennych, drobnych i ważnych sprawach. Ponadto, postawy i zachowania każdego z nich jeszcze się formują i zmieniają częściowo w czasie oraz zależnie od okoliczności.
Zazwyczaj małżonkowie próbują się jakoś podzielić swoimi obowiązkami i odpowiedzialnością, uwzględniając własne kompetencje, preferencje i tradycję społeczną. Nie wiele to jednak zmniejsza różnice wzajemnych oczekiwań, upodobań i poglądów dotyczących podzielonych obowiązków, a tym bardziej wszelkich innych zagadnień: wyglądu, organizacji, rytmu i stylu życia domowego, wychowania i kształcenia dzieci i innych. Warunki wspólnego życia wymagają więc każdego dnia, a niekiedy i parę razy dziennie, dokonywania nowych uzgodnień dla realizacji satysfakcjonujących czy wspólnych działań.
Nie zawsze jednak czas i warunki pozwalają na wyczerpujący i spokojny dialog. Prowadzi to do częstej, niekiedy przykrej wymiany zdań, a bywa, że do kłótni i awantur. Pomimo nawet dobrych, obopólnych chęci, nie wszystko udaje się małżonkom uzgodnić między sobą; na przeszkodzie stają także odrębne gusty (o nich trudno dyskutować), przekonania, indywidualne nawyki, jakieś osobiste silne skojarzenia i tp. Ponadto ustępliwość wzajemna jest dziś często ograniczona poczuciem równości praw i odpowiedzialności każdego z małżonków, szczególnie w przypadkach ważnych spraw i decyzji.
Zależnie od osobistych motywacji, emocji i temperamentu, taki dialog małżeński przybiera bardzo różne formy. Bogata duchowo małżonka potrafi być muzą inspirującą męża do szlachetnego zaangażowania w życiu i twórczości, ale bywa i odmiennie, gdy wyrzuca mu tylko zaniedbania i zbyt niskie zarobki. Bywają bowiem mężczyźni leniwi, niegrzeczni i brutalni. Ale też często także kobiety, współczesne feministki o dużej inicjatywie i osobistych ambicjach, zbyt jednostronnie „rozprzestrzeniają się” w domu po swojemu, mało licząc się ze współmałżonkiem. Bywa, że we współzawodnictwie o dominację w domu i rodzinie dochodzi do licznych awantur. Kobieta, pod różnymi pretekstami odmawiając współżycia małżeńskiego, może wymusić uległość małżonka, ale też skierować niebezpiecznie jego zainteresowania ku innym.
Narastają urazy i negatywne napięcie między małżonkami. W partnerskiej wspólnocie powstaje wówczas i poszerza się szczelina spraw oraz zagadnień nie uzgodnionych i drażniących, odmiennych przekonań i postaw. Szczególnie zła i bolesna jest sytuacja, w której te różnice dotyczą dzieci; gdy każdy z rodziców oczekuje i wymaga od nich czego innego. Konflikty małżeńskie obciążają każdego psychicznie, a wymuszane ustępstwa, trudne do zaakceptowania, powodują psychozę zniewolenia. W odpowiedzialnej rodzinie dialogi małżeńskie odbywają się tylko we dwoje (bez obecności dzieci), czasem z poradą duszpasterza, ale nie zawsze się to udaje.
Dzieciom jest bardzo przykro postrzegać ostre różnice zdań między kochanymi rodzicami; niekiedy włączają się też w te dyskusje i biorą stronę jednego z małżonków. Podważa to częściowo autorytet rodzicielski, relatywizuje ich polecenia i obowiązek posłuszeństwa. Sytuacja staje się jeszcze trudniejsza, gdy ujawniają się różnice wymagań każdego z rodziców w stosunku do dzieci i gdy w sporach między rodzicami, każde z nich stara się przeciągnąć (”przekupić”) dzieci na swoją stronę. Częściej to matki, mające szerszy kontakt z dziećmi, nawet nie całkiem świadomie formują „koalicję” przeciwko „nieodpowiedzialnemu” ojcu. Jeśli powstanie i utrwali się sytuacja takiego podziału w rodzinie, a jeszcze gorzej gdy stronniczo poprą ją dziadkowie, wyobcowany małżonek czuje się zepchnięty w niej na margines i pozbawiony swych praw.
W naszych czasach częściej to mężczyzna, „stojący na przegranym” pod wpływem cywilizacyjnej presji agresywnego feminizmu, z czułości dla żony, czy dla świętego spokoju i dla własnej wygody, stosunkowo łatwo jakoś ustępuje pola małżonce. Przedłuża czas pracy poza domem i wyłącza się z życia domowego. Bywa jednak i tak, że to kobieta poganiana i niedoceniana przez męża, czy zmęczona domem i rodziną, luzuje się i tęskni do „wolności”. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jak taka sytuacja jest groźna dla małżeństwa :
– Poniżony współmałżonek odczuwa negatywnie swoje zmarginalizowanie i osłabia się więź emocjonalna między małżonkami.
– Sfrustrowany szuka nowego towarzystwa, sięga po alkohol, staje się bardziej wrażliwy na wdzięki drugiej płci, podatny na wypaczenia moralne i społeczne. W krańcowym przypadku porzuca całkowicie rodzinę.
– Powstaje sytuacja rodziny bez mamy, a częściej dziś – rodziny bez ojca, a dzieciom do prawidłowego rozwoju potrzeba obojga rodziców. Dzieci we własnej rodzinie zostają poddane gorszącej sytuacji wychowawczej.
– Dosyć często dzieci, szczególnie z rodzin katolickich, w sytuacji drastycznego rozdarcia rodziny popadają w bardzo ciężką zapaść psychiczną, trwającą niekiedy długie lata, czy nawet kończoną samobójstwem.
– Zły model i styl życia rodzinnego w pewnym stopniu przejmują dzieci i negatywnie determinuje on częściowo życie następnego pokolenia.
– Wszyscy członkowie rodziny stają się mniej lub bardziej nieszczęśliwi.
Feministyczna dominacja kobiety w domu i rodzinie, podobnie jak despotyzm i dominacja ojca, są więc niezwykle niebezpieczne, a ich cena bardzo wysoka. Nie wolno dopuścić do wskazanej sytuacji, a proces destrukcji trzeba w porę dostrzec i przezwyciężyć, powracając do normalności. Każdy z małżonków jest osobiście odpowiedzialny za to, aby jego współmałżonek czuł się dobrze i szczęśliwie w małżeństwie i rodzinie.
Wskazane procesy z różnym natężeniem dotyczą większości współczesnych rodzin, także rozpoczynających z miłością oraz utrwalających wzajemne partnerstwo drogą dialogu i drobnych, wzajemnych ustępstw. Jednak zamiast oczekiwanego doświadczenia komunii, nieuniknione, kolejne konflikty prowadzą zazwyczaj do poważnego kryzysu małżeńskiego i zakwestionowania zasady miłości, szacunku i dialogu jako uniwersalnego sposobu na harmonię w małżeństwie.
[1] Pogrubienia w tekście stanowią wyróżnienia autora i pochodzą od niego.