Bez kategorii
Like

Szalony dobrobyt III RP

21/04/2012
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Biorąc pod uwagę fakt tworzenia gros naszego „bogactwa” głównie przy pomocy usług i handlu, warto zadać pytanie z czego tak naprawdę Polacy żyją. Nasze „wykreowane bogactwo” ma bowiem tą jedną wadę, że nie nadaje się do konsumpcji.

0


 


 
Szefowa MFW Christine Lagarde oświadczyła niedawno poetycznie, że „co prawda powiewa już wiosenny wietrzyk koniunktury, ale na horyzoncie zbierają się jednak ponownie ciemne chmury”. Ciemne chmury miały symbolizować dalsze kłopoty strefy euro i UE w ogólności. Jak to więc się dzieje, że w ogólnej degrengoladzie, III RP aż kłuje z polskojęzycznych mediów dynamiką swego rozwoju gospodarczego? 
 
Podczas niedawnego towarzyskiego spotkania, miałem okazję, w rozmowie z oficjelem skarbówki, wyrazić opinię, że niektóre obciążenia fiskalne w III RP wydają się być nieco dokuczliwe. Jako przykład podałem słynny 23% podatek VAT. W odpowiedzi uzyskałem ripostę, że nie tylko stymuluje on dynamikę obrotów gospodarczych, ale na dodatek kreuje bogactwo[i]. Jeśli przykładowo-tłumaczył mój interlokutor-polski przedsiębiorca (dealer) sprowadzi samochód z Japonii i sprzeda go na krajowym rynku za sto tysięcy, to wspomniany podatek sprawia, że natychmiast jego wartość rynkowa wyniesie 123 tysiące. Wykreowane w ten sposób „bogactwo”, obecne jest już na rynku do końca istnienia tego produktu (samochodu). Kolejni sprzedawcy (np. komisy samochodowe) uzyskują, bowiem proporcjonalnie wyższy zysk, który stanowi cząstkę PKB. Jeśli komis sprzeda te auto za 50 tysięcy z marżą (zyskiem) 10%, czyli 5 tysięcy, to 23% z tej sumy powstało właśnie dzięki sławetnemu VAT-owi. Słusznie więc postąpiono z III RP pozbawiając jej prawie całkowicie realnej gospodarki. Ile bowiem wysiłku włożyć musi taki Japończyk w wytworzenie przykładowego produktu, podczas gdy krajowy urzędniczy pasożyt jedną nieubłaganą decyzją, tworzy błyskawicznie i bez zbędnych kosztów prawie czwartą jego część? Mało tego! Omawiane „fiskalne bogactwo” tworzone jest od tak zwanego „dochodu należnego” a nie  „dochodu uzyskanego”.
 
W celu przeanalizowania funkcjonowania wspomnianego systemu, załóżmy teoretycznie sytuację, w której żaden z klientów wspomnianego dealera nie wywiązał się z obowiązku uiszczenia zapłaty za pobrany towar (auto), w wyniku czego przedsiębiorca ten zbankrutował. Nie zmieniło to jednak faktu odprowadzenia przezeń 23 % podatku. Załóżmy dalej, że towar ten został w całości odzyskany od nieuczciwych klientów i stanowiąc masę upadłościową przekazany został japońskiemu producentowi. W takiej teoretycznej sytuacji, cała działalność gospodarcza została niejako „wyzerowana”. Realny był jedynie „okrężny” ruch towaru i pieniądza, bez jakichkolwiek praktycznych jego efektów. A pomimo to „wygenerowane zostało „bogactwo” w wysokości 23% dokonanych „przepływów”! W ustawodawstwie o podatku od towarów i usług[ii] istnieje wprawdzie długa i skomplikowana procedura odzyskania VATu od niezrealizowanych dochodów, ale tylko w przypadku, gdy przedsiębiorca jest nadal podatnikiem VAT-owskim. W naszym jednak przypadku podatnik nie tylko nie jest już VAT-owcem, ale w ogóle już nie istnieje. Przypadki tego rodzaju są w krajowej gospodarce częste, ale dzięki żelaznej logice „państwa prawa” zadbano o to by raz wykreowane bogactwo nie opuściło już nas nigdy, wzbogacając permanentnie nasz PKB. 
 
Możliwości do „kreowania bogactwa” jest jednak znacznie więcej. Zadbała o to nasza matka Unia. Bruksela zaleciła niedawno państwom członkowskim doliczanie do PKB szacunkowych dochodów pochodzących z nielegalnej działalności takiej jak handel narkotykami, czy prostytucja. Dotychczas do PKB dodawano jedynie „szacunki” z tzw. „szarej strefy”. 
 
III RP potęgą narkotykową nie jest, ale wiedzie światowy prym w prostytucji. Zakładając, że tylko dziesięć roczników (od 16 do 26 roku życia), z których każdy dysponuje 50 tysiącami „pań”, będzie „aktywny zawodowo” i każda z nich „popracuje” tylko raz dziennie, pięć dni w tygodniu, to w skali roku doliczyć do PKB możemy ponad sześć miliardów, licząc po 500 złotych od „numerku”. Drogo? A co, w końcu nie na darmo jesteśmy w „europie”!
 
Możliwości „kreowania bogactwa” na tym się nie kończą. Osobiście zasugerowałbym władzom fiskalnym III RP liczenie podatków od „dochodów wymarzonych”. Jak mówią słowa piosenki: „marzenia jak ptaki szybują po niebie..”. Z czego jasno wynika, że marzenia wielokrotnie przewyższają wszelkie realia. Jeśli wiec liczy się w III RP podatki od fikcji, bo wszystko inne niż dochód uzyskany jest fikcją, to, czemu ich nie naliczać od tej najpiękniejszej? Polski PKB per capita (na głowę mieszkańca) osiągnie stratosferę, a „polska będzie rosła w siłę i ludzie będą żyć dostatniej”. Pozwoliłem sobie tu sparafrazować slogan PRLu.
 
Biorąc pod uwagę fakt tworzenia gros naszego „bogactwa” głównie przy pomocy usług i handlu, który to system powyżej przedstawiłem, warto zadać pytanie z czego tak naprawdę Polacy żyją. Nasze „wykreowane bogactwo” ma bowiem tą jedną wadę, że nie nadaje się do konsumpcji.    
 
Odpowiedź jest trywialna: z ciągłego zadłużania się u lichwiarskiej międzynarodówki, z dochodów słanych rodzinom od niekończącego się strumienia gigantycznej polskiej emigracji, oraz z realnej (choć mniejszej niż „szacowana”) prostytucji „polskich pań”. 
 
Jak długo może taki system funkcjonować? Do ostatecznego wyczerpania się zasobów ludnościowych III RP. Aby móc określić przypuszczalny termin jego ostatecznego załamania, należałoby oszacować wspomniane zasoby ludnościowe. Wydaje się, że żadne spisy powszechne odpowiedzi na to pytanie nie dadzą, w sytuacji swobodnego przemieszczania się ludności UE. Jeśli jakieś rzetelne dane istnieją, to na pewno nie ujrzą one światła dziennego. Wyrywkowo można dokonać tego szacunku metodą porównawczą. Mieszkańcy III RP zakładają a priori, że ilość mieszkańców jest porównywalna do tej z okresu PRL. Nie jest to jednak zgodne z prawdą. Prowincja prawie całkowicie się wyludniła. W przypadku „dużych miast” nie jest wiele lepiej. Z okresu PRLu pamiętam, że w centrum miasta w godzinach szczytu chodnikami przewalał się zawsze tłum nie do przebycia. Starając się wtedy zaoszczędzić czasu, jako młody chłopak, galopowałem wzdłuż krawężnika ulicami. Dziś swobodnie można się w analogicznym czasie przemieszczać tymi samymi ulicami. Co prawda ulice są zakorkowane luksusowymi limuzynami sprowadzonymi do kraju z niemieckich złomowisk, jednak normą jest jedna osoba na limuzynę. Gdyby więc „spieszyć” tych „europejczyków”, to nie zapełniliby sobą nawet jednej czwartej chodnika. W pozostałych porach dnia i nocy miasta te zioną pustką.  Pojawia się trochę „pań” eskortujących swych „europejskich” klientów podczas zwiedzania miasta. Płeć męska reprezentowana jest głownie poprzez „menele” o czerwonych nieogolonych gębach, przekradające się chyłkiem po chodnikach, lub trzymające wartę przed niezliczonymi sklepami monopolowymi metropolii.   Reszta to starzy schorowani renciści i emeryci, którzy nie mają sił i powodów wychodzić ze swych popadających w ruinę czynszówek. Tyle mniej więcej pozostało z „dumnego czterdziestomilionowego narodu w centrum Europy”. Przerażające? Nie! Prawdziwie przeraża tylko fakt, że przygniatająca większość obywateli III RP w ogóle tego nie widzi, żyjąc w wirtualnym dobrobycie „wykreowanego bogactwa”. 


0

dr nowopolski

Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata

344 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758