System trzeszczy
29/04/2012
407 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
Wszystko trzeszczy w szwach i widać już koniec obecnego układu sił.
Kiedy na początku roku pisałem, że Platforma się kończy, wiele osób kręciło nosami (zwłaszcza, że na prawdziwość moich słów miałem jedynie własne czucie w kościach). Ale okazało się, że miałem rację. A dzisiaj moje stare kości mówią mi coś jeszcze ciekawszego i poważniejszego – kończy się cały system. Wszystko trzeszczy w szwach i widać już koniec obecnego układu sił.
Wczorajsze wybory w SLD pokazały, że partia ta nie przetrwa i jest tylko kwestią czasu, kiedy odejdzie w przeszłość. Nie można odbudować partii z przewodniczącym Millerem, wiceprzewodniczącymi Oleksymi, Łybacką, Senyszyn czy innymi mastodontami lat 90-tych. Można o działaczach Sojuszu powiedzieć to, co mówiono o Burbonach na początku 19. wieku – nic nie zrozumieli, niczego się nie nauczyli. Jak można wierzyć, że ta sama ekipa, która posłała SLD do grobu, teraz dokona jego wskrzeszenia. Tego typu rzeczy zdarzają się, no powiedzmy, rzadko. I raczej nie osobom niewierzącym. Dlatego Sojusz tylko na chwilę wygląda na ożywionego. W istocie jest martwy, jak język Etrusków.
Drugą partią na lewicy jest Ruch Palikota. Nikt dzisiaj nie potrafi powiedzieć, co z tego wyrośnie. Przed jego liderem dopiero zaczyna się prawdziwa polityka i nie wiadomo, jak ukształtuje się jego formacja wraz z napływającymi do niego nowymi ludźmi. Nikt nie wie, w którym kierunku pójdzie ta formacja i jaka będzie jej przyszłość. Jest oparta na osobistej popularności i osobistych walorach szefa, dlatego jej przyszłość zależy całkowicie od tego, jakie będą losy samego Palikota. A tu może pojawić sie parę niespodzianek. Niekoniecznie przyjemnych.
Dlatego nic dzisiaj nie można powiedzieć o tym, jak kształtować się będzie lewa strona polskiej sceny politycznej. Ani przyszłość SLD, ani przyszłość RP nie są jasne, ale wiadomo, że za parę lat na pewno nie będzie takiej sytuacji, że na lewicy będą funkcjonować dwie porównywalne partie lewicowe. Tam z pewnością nastąpi goszystowski kanibalizm i jedno ugrupowanie padnie ofiarą drugiego. Nie można też wykluczyć , że pojawi się jakiś nowy podmiot….
A prawa strona? Platforma, jako się rzekło, kończy się. A raczej – kończy się jej bezwzględna dominacja. Taka sytuacja zawsze powoduje wewnętrzne napięcia i wzmacnia wojny bratobójcze wewnątrz partii. I właśnie z tym będziemy mieli do czynienia w najbliższych miesiącach. Zbyt wielu było upokorzonych i poniżonych wśród poważnych platformersów, by dzisiaj nie wykorzystali oni tej okazji, by wybić się na niepodległość wewnątrz partii. Lub nawet poza nią.
PiS stacza się po równi pochyłej – wolno, ale systematycznie Jarosław Kaczyński idzie drogą Wladimira Meciara i okopuje się na pozycjach skrajnych. Pojawienie się ziobrystów na długo wepchnie go do prawego narożnika. I pozostanie tam już na zawsze. Po prezydenckiej kampanii wyborczej stracił na zawsze zdolność do otwarcia się na wyborcę centrowego i dzisiaj może już tylko umacniać się na prawej flance. Nie będzie żadnym Orbanem, będzie Maciarem. A to powodować będzie , że na prawej stronie pojawiać się będzie coraz więcej miejsca na nowe podmioty. Życzę Kaczyńskiemu jak najdłuższego życia, ale jak będzie on kierował partią za parę lat, kiedy osiągnie piękny wiek 70-ciu lat? I czy wciąż będzie w stanie skutecznie bronić się przed swoimi pisowskimi wilczkami (którzy są od niego głupsi i jeszcze bardziej cyniczni). Jaka będzie przyszłość PiS bez Kaczyńskiego? Raczej marna….
Niejasne są także losy PSL i SPZZ – pierwsza partia nie wiadomo jak długo będzie w stanie obsługiwać jedną tylko grupę społeczną. A ziobrzyści? Tu zagadek jest jeszcze więcej – jak poradzą sobie z wolnym dojrzewaniem swojego lidera, czy nie rozsadzą ich wewnętrzne konflikty, które coraz bardziej tam narastają, czy zachowają minimalną lojalność wobec siebie. Więcej pytań i wątpliwości, niż pewników. No, może poza jednym – słabo to wygląda i ta partia może się okazać efemerydą i sztucznym tworem.
A więc – system trzeszczy. Wszystko wydaje się stałe i stabilne, a w istocie jest labilne i osadzone na ruchomych piaskach. Za dekadę może nie być już w polskiej polityce Kaczyńskiego i Tuska, może nie być partii chłopskiej i ziobrystów. Na pewno nie będzie dwugłowej lewicy, z jaką mamy do czynienia obecnie – Miller może być na emeryturze, a Palkota może w ogóle nie być w życiu publicznym. Im bliżej jest się serca polskiej polityki, tym wyraźniej słychać, że bije ono w dziwnie przyśpieszonym tempie. Na pozór wszystko wygląda nad wyraz spokojnie i mało dynamicznie. Ma się nawet wrażenie pewnej nudnej powtarzalności i banalnej stabilizacji. Ale to tylko pozory. System trzeszczy i się sypie. Nie wiadomo, kto wyjdzie z tego żywy, a kogo przywali zawalający się gmach polskiego systemu partyjnego. Ale dla tych, którzy lubią wiedzieć i coś rozumieć zaczyna się ciekawy czas. Czas gwałtownych zmian i nieoczekiwanych wolt. Nic nie jest takie, jak się wydaje.