Publikujemy szokujący list pracującej w Niemczech czeskiej lekarki, w którym ujawnia dramatyczne szczegóły pracy wśród islamskich imigrantów. Odczytano go w jednej z niezależnych czeskich stacji telewizyjnych. Jego treść szokuje, ale i otwiera oczy.
SYFILITYCZNI „UCHODŹCY”
WSTRZĄSAJĄCY LIST LEKARKI
OPIEKUJĄCEJ SIĘ W NIEMCZECH IMIGRANTAMI
„GŁOS POLSKI” TORONTO; NR 42 Z 21 – 27. 10. 2015 STR. 20
Publikujemy szokujący list pracującej w Niemczech czeskiej lekarki, w którym ujawnia dramatyczne szczegóły pracy wśród islamskich imigrantów. Odczytano go w jednej z niezależnych czeskich stacji telewizyjnych. Jego treść szokuje, ale i otwiera oczy.
„Przyjaciółka z Pragi ma znajomą, która – jako emerytowany lekarz – wróciła do pracy w szpitalu w okolicy Monachium, gdzie potrzebowano anestezjologa. Prowadziłam z moją przyjaciółką korespondencję i przesłała mi maila od wspomnianej lekarki. Dziś rozmawiałam z nią na temat tego, jak bardzo nieznośna jest sytuacja w szpitalu w Monachium oraz w okolicznych placówkach zdrowotnych.
Wielu muzułmanów odmawia leczenia przez kobiecy personel, a my, jako kobiety odmawiamy udania się do tych zwierząt, zwłaszcza z Afryki.
Relacje pomiędzy personelem a imigrantami stają się coraz gorsze. Ostatnimi czasy imigranci udający się do szpitali muszą być eskortowani przez policję i psy policyjne.
Wielu imigrantów ma AIDS, syfilis, gruźlicę otwartą i inne egzotyczne choroby, których w Europie nie potrafimy leczyć. Gdy w aptece przekazują receptę, dowiadują się, że muszą zapłacić gotówką. Wywołuje to niewyobrażalne oburzenie, zwłaszcza jeżeli chodzi o leki dla dzieci. Imigranci porzucają wtedy swoje dzieci i powierzają je personelowi apteki mówiąc: „W takim razie sami je wyleczcie!”.
Policja ochrania zatem nie tylko kliniki i szpitale, lecz również duże apteki.
Mówimy więc otwarcie: „Gdzie są ci wszyscy, którzy przed kamerami telewizyjnymi witali imigrantów na dworcach kolejowych z transparentami?
Owszem, teraz granice zostały zamknięte, ale milion imigrantów już tu jest i z pewnością nie będziemy w stanie się ich pozbyć”.
Do tej pory w Niemczech bez pracy pozostawało 2, 2 miliona ludzi. Dziś będzie ich co najmniej 3,5 miliona. Większość z tych ludzi nie nadaje się do jakiejkolwiek pracy.
Mało kto posiada jakiekolwiek wykształcenie. Co więcej, kobiety zazwyczaj w ogóle nie pracują. Szacuję, że co dziesiąta jest w ciąży. Setki i i tysiące z nich przywiozły ze sobą dzieci poniżej szóstego roku życia, spośród których wiele jest wycieńczonych i zaniedbanych. Jeśli nadal będzie to tak wyglądać, a Niemcy ponownie otworzą granice, wrócę do domu, do Czech.
Nikt nie zatrzyma mnie tutaj w takiej sytuacji, nawet dwukrotnie wyższa niż w domu pensja. Wyjechałam do Niemiec, nie do Afryki, czy na Bliski Wschód.
Nawet profesor kierujący naszym oddziałem powiedział nam, że jest mu strasznie smutno, gdy patrzy na kobiety, które sprzątają codziennie od lat zarabiając 800 euro, i gdy spotyka następnie w korytarzach młodych mężczyzn, którzy chcą dostać wszystko za darmo, a jeśli tego nie dostają, wpadają w szał.
Naprawdę tego nie potrzebuję. Obawiam się, jeśli wrócę, któregoś dnia sytuacja w Czechach będzie dokładnie taka sama. Jeśli Niemcy ze swoją naturą nie są w stanie temu zaradzić, w Czechach zapanuje totalny chaos. Nikt kto nie miał z nimi (imigrantami – przyp. red.) do czynienia nie zdaje sobie sprawy, jakimi są oni zwierzętami, zwłaszcza ci z Afryki, i z jaką wyższością muzułmanie – kierując się religią – traktują nasz personel.
Póki co personel lokalnego szpitala nie zaraził się chorobami przyniesionymi przez imigrantów, ale biorąc pod uwagę setki pacjentów przyjmowanych każdego dnia, pozostaje to tylko kwestią czasu.
W jednym ze szpitali nad Renem imigranci zaatakowali personel nożami, a ośmiomiesięczne dziecko doprowadzili na skraj wycieńczenia targając je przez trzy miesiące przez pół Europy.
Dziecko umarło po dwóch dniach, pomimo, iż otrzymało najlepszą opiekę medyczna w jednej z najlepszych klinik dziecięcych w Niemczech.
W konsekwencji ataków przeprowadzanych przez imigrantów jeden z lekarzy musiał zostać poddany operacji, a dwie pielęgniarki trafiły na oddział intensywnej terapii.
Nikt nie został ukarany.
Lokalnej prasie zabroniono o tym pisać, więc wiemy o tym dzięki e – mailom.
Co spotkałoby Niemca gdyby, gdyby ugodził lekarza i pielęgniarki nożem?
Albo gdyby wylał swój zarażony syfilisem mocz na twarz pielęgniarki, narażając ją tym samym na infekcję?
Pytam więc – gdzie są ci wszyscy, którzy witali imigrantów i odbierali ich z dworców kolejowych?
Siedzą zapewnie wygodnie we własnych domach, zadowoleni ze swoich organizacji non – profit, czekając na kolejne pociągi i kolejny zastrzyk gotówki w zamian za witanie przybyszów na stacjach.
Osobiście zebrałabym tych wszystkich witających i zaprowadziła ich do naszego szpitalnego oddziału nagłych przypadków, gdzie pracowaliby jako asystenci.
Następnie zaprowadziłabym ich do budynku zamieszkałego przez imigrantów, gdzie mogliby zarówno opiekować się nimi, jak i ochraniać samych siebie – bez pomocy uzbrojonej policji, bez policyjnych psów – które dziś znajdują się w każdym szpitali w Bawarii – i bez opieki medycznej”.
„Głos Polski” Toronto nr 42 (21 – 27. 10. 2015) str. 20
2 komentarz