Po raz pierwszy od czasu śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego odbyła się rzeczywiście uroczystość godna pamięci tych żołnierzy.
Nie byłem na niej obecny chociaż brałem udział w tej wojnie, ale nie uważam siebie ani za „wyklętego”, ani wyjątkowego bohatera, po prostu spełniłem swój żołnierski obowiązek i po ucieczce z obozu w lutym 1945 roku zameldowałem się u mego dowódcy komendanta obwodu AK „Lis 11” / Białystok powiat/ – „Dzika”, lub „Jerzego” / majora Aleksandra Rybnika/, który z miejsca powierzył mi szereg bojowych zadań poza organizacyjną funkcją adiutantury komendy obwodu.
Był wprawdzie pewien problem związany z rozkazem „Niedźwiadka” – komendanta głównego AK – gen. Okulickiego z 19 stycznia 1945 roku rozwiązujący AK, ale mnie obowiązywał rozkaz moich bezpośrednich przełożonych, a szczególnie komendanta okręgu białostockiego AK – „Mścisława” – płk. Liniarskiego, nakazujący kontynuowania walki przeciwko nowemu okupantowi.
Zresztą ta walka prowadzona była jeszcze w czasie okupacji niemieckiej, gdyż na terenach wschodniej Polski prowadziliśmy praktycznie przez całą wojnę walkę z obydwoma okupantami.
Mimo dzisiejszego święta istnieje ciągle problem z definicją ówczesnej walki z sowiecką okupacją i jej siłą wykonawczą, jaką był PKWN, a następnie warszawski rząd.
Używanie określenia walki „żołnierzy Wyklętych” jest pozostałością po PRL, w której byli rzeczywiście wyklinani i nazywani „bandytami”. Wprawdzie w ostatnich latach istnienia PRL usiłowano zmienić retorykę powołując się na rzekomą „wojnę domową”, co miało nie tyle złagodzić stosunek ile stworzyć usprawiedliwienie dla swojej postawy już nie jako wykonawców bolszewickich decyzji, ale jako autonomiczny przeciwnik.
W ciągu całego ćwierćwiecza nie potrafiono sobie poradzić z tym problemem.
Rządom stanowiącym kontynuację PRL trudno było zdobyć się na przedstawienie całej prawdy o swoich poprzednikach i współuczestnikach w rządzeniu „III Rzeczpospolitą”.
Przed przeszło dwudziestu laty napisałem do „Gazety Wyborczej” pismo, w którym zwróciłem uwagę na oczywiste fałsze zawarte w artykule na temat osoby Władysława Siła – Nowickiego i jego udziału w WiN z żądaniem opublikowania mojej wypowiedzi.
Ze względu na odmowę ze strony redakcji zadzwoniłem do Michnika zwracając mu uwagę na obowiązek odpowiedniego zachowania w stosunku do zmarłego już jego i innych członków KOR nieustraszonego obrońcy sądowego.
Zapowiedziałem, że jeżeli nie zgodzi się na publikację mego artykułu to opublikuję go w innym piśmie ze stosownym komentarzem.
Ostatecznie artykuł ukazał się, wprawdzie również w sobotnio niedzielnym wydaniu, ale nie jako treść redakcyjna, a jedynie, jako list do redakcji. Zapewne żeby nie brać odpowiedzialności za jego treść.
W tym liście zwróciłem uwagę na fakt, że opór zbrojny przeciwko drugiej sowieckiej okupacji Polski miał charakter powstania narodowego o zasięgu większym i trwającym dłużej aniżeli powstanie styczniowe, które otrzymało należne miejsce w historii.
Muszę przyznać, że nikt już później nie nawiązywał do tego porównania, aż dopiero w dzisiejszych uroczystościach wspomniano o takim charakterze tej walki.
Wprawdzie pojęcie „powstania” wiąże się literalnie z faktem jawnego buntu wobec istniejącej rzeczywistości, ale przecież ta nazwa przylgnęła do akcji wyzwalania Warszawy w otwartym boju będącym kontynuacją wojny prowadzonej przez cały naród z Niemcami. Podobnie ma się sprawa naszej wojny z Sowietami zaczętej przez ich agresję w 1939 roku. Nieszczęśliwie stało się, że ani Śmigły – Rydz w swoim rozkazie, ani prezydent Mościcki nie ogłosili, że jesteśmy w stanie wojny z Sowietami, ale przecież ta niewypowiedziana wojna się toczyła.
Można uznać, że została przerwana paktem Sikorski – Majski, ale po zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Polską przez Stalina, była kontynuowana ponownie z inicjatywy bolszewickiej.
Stąd użycie nazwy „Powstania” byłoby należnym wpisaniem tej walki do panteonu poprzednich naszych zbrojnych zrywów narodowych.
Pozostaje jeszcze data istotna historycznie dla tej walki.
Nie wiem dlaczego ustalono datę 1 marca, mnie nie kojarzy się ona z żadnym szczególnym wydarzeniem, a z punktu widzenia organizacji masowych uroczystości bardzo wskazanych choćby dla odbudowania narodowego ducha, fatalna przynajmniej z racji dzisiejszej pogody.
Za najbardziej odpowiednią datę uważam 21 sierpnia, czyli w rocznicę bitwy pod Surkontami stoczonej z bolszewicką nawałą w 1944 roku, jako pierwszej dużej bitwy przeprowadzonej na ziemiach polskich zagarniętych przez Sowiety.
W bitwie tej zginął major Maciej Kalenkiewicz /”Kotwicz”/ najwyższy rangą dowódca w nowogródzkim okręgu AK po podstępnym uwięzieniu przez bolszewików komendanta okręgu ppłk. dypl. Adama Szydłowskiego / Cichociemnego „Poleszuka”/.
Ponadto w ten sposób do powszechnej wiadomości dotarłaby wiedza o tym, że to powstanie objęło również ziemie włączone przez bolszewików do Związku Sowieckiego, o czym nie wspomina się współcześnie.
Wyrażając podziękowanie w imieniu żołnierzy walczących z bolszewicką okupacją, a szczególnie mając na względzie pamięć o poległych, za przywrócenie ich pamięci narodowej chciałbym ażeby jednak to powstanie jak i inne polskiego narodu doczekało się w pełni uznania i odnalazło należne jej miejsce w naszej historii.
PS. Moja nieobecność na uroczystościach, zapewne podobnie jak i innych uczestników tych walk, została spowodowana brakiem zaproszenia. Myślę, że warto zainteresować się tymi, już bardzo nielicznymi, którzy jeszcze żyją i dać im możliwość uczestniczenia, a nawet wypowiedzenia się przy tego rodzaju okazjach.
A nie robić z tego jedynie możliwości zaprezentowania się przez różnych celebrytów.
Również przyznanie kilku Niezłomnym specjalnych emerytur nie rozwiązuje problemu losu wielu jeszcze żyjących wszystkich prawdziwych kombatantów walk o wolną Polskę.