Wiele uwagi poświęciły Rosyjskie media[i] [ii] ekscesom podczas Marszu Niepodległości w Warszawie. Komentarze głównych kanałów rosyjskiej telewizji można scharakteryzować, jako histeryczne. Zajścia owe określono mianem „pogromu”, a III RP koronowano na „wroga numer jeden” Federacji Rosyjskiej.
Wszystko wskazuje na to, że tak jak w przypadku zamachu smoleńskiego, administracja Putina dała się ponownie wmanewrować w konflikt ze społeczeństwem III RP.
Nie ulega wątpliwości, że w interesie zachodu leży sterowanie frustracji mieszkańców III RP w kierunku Rosji. Nie może on dopuścić do sytuacji, w której nasze społeczeństwo doszłoby do zmysłów i skonstatowało, oczywisty skąd inąd fakt, że bez względu na cały historyczny bagaż naszych stosunków z Rosją, to zachód dziś w ogólności, a Niemcy w szczególności, okupują , rabują i niszczą to co jeszcze pozostało z Polski.
Zapewne z tego też powodu, agenturalne władze III RP otrzymały zadanie przeprowadzenia prowokacji na kierunku rosyjskim. W końcu, gdyby omawiane zajścia były dziełem autentycznych polskich patriotów, to płonęłaby nie rosyjska placówka dyplomatyczna, ale te należące do państw zachodnich, z Niemcami i UE na czele.
W czasie ostatnich napięć międzynarodowych związanych z konfliktem w Syrii i Iranie, rosyjskie media porównywały często obecną sytuacje do tej z okresu II Wojny Światowej, nie bez kozery dopatrując się historycznych analogii. Tym bardziej zaskakuje więc fakt, że w omawianym obecnie przypadku nie sięgnięto po ten sam szablon. Aby skorygować te niedociągnięcie, pozwolę sobie samemu przeprowadzić tą historyczną paralelę.
Dla przykładu; gdyby w 1940 roku niezidentyfikowani bliżej „polscy bandyci” obrzucili koktajlami Mołotowa sowiecką placówkę na terenie Generalnej Guberni, to towarzysz Stalin nie protestowałby tego incydentu u gubernatora Hansa Franka w Krakowie, ale kierowałby swe żale bezpośrednio do ministra spraw zagranicznych Rzeszy Joachima von Robbentropa[iii] w Berlinie. To oczywiste. W przeciwieństwie do obywateli III RP, jego dzisiejszy odpowiednik, prezydent Federacji Rosyjskiej, Włodzimierz Putin, nie może nie zdawać sobie sprawy z realiów geopolitycznych otaczającego go świata. Jego administracja tak często publicznie określała mianem „unijnych kolonii”, Polskę i innych post-sowieckich członków tego „ekskluzywnego klubu bogatych”, by można było mieć jakiekolwiek wątpliwości co do stanu jego świadomości.
Czemu więc daje się on ponownie ponieść swej azjatyckiej naturze i emocjonalnie, miast pragmatycznie reaguje na tą zachodnią prowokację? Trudno tego dociec.
Fakt, że nie potrafi on wznieść się ponad emocjonalny poziom politycznych rozgrywek, pokazuje dobitnie, że dużo pozostało mu jeszcze do nauczenia się w sferze globalnej polityki.
A co do III RP? No cóż, najpierw trzeba by znaleźć autentycznego polskiego męża stanu, a dopiero wtedy myśleć o jego praktycznej politycznej edukacji.
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata
Jeden komentarz