Kiedy za oknem temperatura spada poniżej zera, a w domu unosi się zapach pomarańczy, przyprawy korzennej i igliwia wiem, że nadchodzą święta. Ten szczególny czas w roku kiedy w naszych domach powinna zagościć radość i miłość, kiedy powinniśmy rozliczyć się ze swoim sumieniem, wybaczyć sobie wzajemnie wszystkie urazy i przewinienia, rozkoszować się ciepłem domowego ogniska. A tymczasem…
Święta po polsku czyli zastaw się, a postaw się.
A tymczasem Święta Bożego Narodzenia stały się wielką komercyjną szopką. Już trzeciego listopada, kiedy tylko z półek sklepowych znikną znicze i wiązanki nagrobne, ich miejsce zajmują ozdoby choinkowe. Bombki, łańcuchy, kolorowe światełka, sztuczne choinki, a wszystko to miga i połyskuje puszczając do nas zalotnie oczko. Regały ze słodyczami kuszą opakowaniami z uśmiechniętym, grubym krasnalem i jego reniferowym zaprzęgiem (nie mylić ze św. Mikołajem z Bari). Karpie pływają w basenach z lekko śmierdzącą wodą i żałośnie poruszają pyszczkami w nadziei, że uda im się przeżyć jeszcze jedną dobę. Z głośników w supermarketach sączą się kolędy, a wszędzie wokoło, gdzie tylko spojrzymy, widać olbrzymie plakaty z napisem PROMOCJA.
Jak to mawiają: Reklama Dźwignią Handlu, więc nuże do dzieła. Kopyrajterzy prześcigają się w wymyślaniu jak najciekawszych reklam mających na celu rozbudzić w nas ów świąteczny nastój i wmówić nam, że bez tego czy innego produktu święta są nieważne. Jednym słowem sprawa wygląda tak: do kolacji wigilijnej musimy zasiąść oglądając telewizję cyfrową z nowego dekodera Polsatu, NC+, albo coś w tym guście, podać barszcz z torebki Winiary, bo to tradycyjne polskie danie, rybkę przygotować według przepisu Karola lub Paskala z ich nowej książki kucharskiej, ciasta przygotować za pomocą miksera kupionego w Tesco w kuchni zakupionej w Ikea, do ciasta podać kawę Jacobs lub Coca Colę, po kolacji posprząta za nas zmywarka i Sommat Gold, a jakby się coś poplamiło to w sieci Real, Carrefour, Biedronka itp., itd. w promocji kupimy proszek do prania Persil, Ariel itp., itd. i Vanish i wszystko będzie cacy. Uff… poważnie to wygląda. A to tylko kolacja. Teraz trzeba się skupić, bo pod choinką muszą znaleźć się prezenty. Dla dziewczynek obowiązkowo maleńkie szkaradne laleczki z serii Monster High lub interaktywny Furby z sześcioma różnymi osobowościami. Dla chłopców nieśmiertelne Lego lub konsola X-Box dla starszych. Dla niej czyli matki, żony i/lub kochanki obowiązkowo perfumy, iPad, bielizna. Dla niego czyli ojca, męża i/lub kochanka kosmetyki, tablet, wiertarka. Wyliczamy, obliczamy, podliczamy i… klops, nie stać nas nawet na połowę tych niezbędnych wydatków świątecznych.
Co tu robić? Raz w roku takie wydarzenie, a w naszym portfelu dziura budżetowa. Ale nie ma się co martwić przecież istnieją kredyty. Zwłaszcza teraz i to o zadziwiająco niskich ratach. Nie ma się co zastanawiać tylko składać wniosek. Ale gdzie? Hmmm… I tu z pomocą przychodzi nam reklama.
Świąteczna pożyczka w Alior Banku!
Pakiet 5000 zł w ING Banku Śląskim!
Szybka pożyczka gotówkowa – Bank Millenium SA!
Pożyczka Świąteczna SKOK Jaworzno!
Pożyczka Świąteczna – Kasa Centrum!
O psia kość! Nie da rady! Jesteśmy w Biku. Ale, ale przecież są inne wyjścia. Provident, Vivus.pl, Wonga.com, Comperia.pl, OkMoney nic tylko brać! Przecież MUSIMY sprostać wymaganiom świątecznego szaleństwa i sprawić żeby wszyscy nam zazdrościli! Dzwonimy. Chwila rozmowy i… udało się. Owszem były pewne trudności i babcia nam podżyrowała, ale mniejsza o to przecież są święta! Uzbrojeni w listę zakupów, oczywiście „tylko tych najpotrzebniejszych” i z portfelem, wreszcie pełnym gotówki, ruszamy na miasto. A tam… o mamuńciu jak tu cudnie! Stoiska uginające się od wszelkiego rodzaju delikatesów. Nic tylko kupować! Więc zaczynamy! Łosoś, krewetki, 20 chlebów, 5 kilo cukierków, jogurciki dla dzieciaków, owoce (tylko te najbardziej egzotyczne), wędlina z górnej półki i to po 2 kilo, sery pleśniowe (to nic, że nie smaczne, ale drogie), wódeczka w najlepszym gatunku, bo szwagra trzeba ugościć, likierek dla szwagierki, piwko dla pana domu, serweteczki, obrusiki, świeczuszki i inne duperele, a co tam stać nas! Niech szwagra krew zaleje! Niech szwagierka psioczy! Święta są i trzeba się pokazać! A co będzie po świętach? A nic, jakoś to będzie. Szastamy pieniędzmi na prawo i lewo. Świętujemy przy suto zastawionym stole. Obżeramy się do granic możliwości i wznosimy kolejne toasty za zdrowie Pani Domu. Dzieciaki radosne, pani żona rozanielona, pan mąż zadowolony, szwagier wściekły, szwagierka zielona z zazdrości. Ale bomba! Jeszcze tylko sylwester przygotowany z resztek świątecznego menu i znowu rutyna.
A w nowym roku rachunki, rachunki i jeszcze raz rachunki. Siedzimy nad długą jak miesiąc listą zobowiązań z kubkiem cienkiej jak wypłata kawy i zastanawiamy się gdzie się to wszystko podziało? Gdzie są te pieniądze? Pożyczka zżera połowę domowego budżetu. No cóż trzeba zaciskać pasa. Ale jak, kiedy już dziurek w pasku brakuje? Pierwszy monit, drugi monit, trzeci monit, ostateczne przed sądowe wezwanie do zapłaty, wyrok z klauzulą wykonalności i komornik.
Psioczymy,że zajmuje nam wypłatę,wchodzi na konto, zajmuje nasze ruchomości. Z wcześniejszego radosnego nastroju nie zostaje już nic.
Powyższy, może nieco przydługi, wstęp miał na celu pokazanie typowego myślenia potencjalnego polskiego dłużnika. Jest to mocno przejaskrawione zachowanie, ale chodzi tu o pewien schemat. Zadłużamy się ponieważ nie mamy wystarczającej wiedzy ekonomicznej. Nie zdajemy sobie sprawy z tego co oznaczają pewne terminy i skróty zawarte w umowach które podpisujemy. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych edukacji ekonomicznej w szkołach nie było, a i teraz jest ona na żenująco niskim poziomie. Uczniowie szkół podstawowych i gimnazjów o ekonomii właściwie nie wiedzą nic. Nie wynika to z ich niechęci do nauki czy szeroko pojętego lenistwa. Jest to wina nauczycieli, którzy o zagadnieniach związanych z pieniądzem nie wiedzą nic lub prawie nic. Są całkowicie nie przygotowani do swojej roli. Przez taką ignorancję i arogancję wychowujemy rzesze niepotrafiących się poruszać w świecie finansów młodych obywateli.
Mało kto dokształca się samodzielnie, po to żeby móc przeczytać(ze zrozumieniem) umowę, którą podpisuje. Umowy zaś, są tak skonstruowane żeby na pierwszy rzut oka wszystko było przejrzyste i klarowne. Dopiero przy bliższym zapoznaniu się z treścią umowy pojawiają się niezrozumiałe zwroty i skróty. RRSO*, odsetki ustawowe, należności uboczne, prowizja, opłata przygotowawcza, stopa oprocentowania stała/zmienna, w głowie się może zakręcić. To nie koniec pułapek. Autorzy umów informują nas o swoich prawach i naszych powinnościach odsyłając nas do stosownych kodeksów i ustaw podając jedynie ich sygnatury. O swoich obowiązkach i naszych prawach milczą jak zaklęci mimo, że we wspomnianych kodeksach i ustawach znajdują się stosowne zapisy. Tak więc podpisujemy umowy nie do końca świadomie. A jak wiadomo nieznajomość prawa szkodzi. Nie potrafimy pertraktować z bankami w sprawie przeterminowanego zadłużenia, odsetki nas zżerają. Bierzemy więc kolejny kredyt i kolejny, a potem kredyt konsolidacyjny i nim się spostrzeżemy wpadamy w tak zwaną spiralę zadłużenia. Według danych na dzień 17.11.2013 statystyczny polak jest zadłużony na ok. 1150 zł z tytułu niespłaconego kredytu konsumpcyjnego. Według danych przedstawionych przez firmę KRUK zadłużony to 44-ro letni polak, mieszkaniec woj. mazowieckiego, który ma do spłaty zadłużenie w wysokości 4,7 tys. zł. Według Mariusza Hildebrandta, Prezesa Zarządu BIG InfoMonitor S.A. jest nieźle, bo: „Łączna kwota zaległych zobowiązań Polaków spadła. Zadłużenie Polaków na koniec września 2013 roku wyniosło 39,03 miliarda złotych”. I z czego się tu cieszyć, skoro dziura budżetowa na 2013 rok to 35 miliardów 565 milionów 500 tysięcy złotych. Wychodzi więc na to, że długi prywatne są o ponad 3,5 miliarda złotych wyższe od deficytu budżetowego!
Patrząc na te dane powinniśmy się zacząć zastanawiać nad naszymi zdolnościami finansowymi. Jednak jest jeden problem. Mało kto wie co to są te zdolności finansowe. Jeśli zechcemy sięgnąć po podręcznik do ekonomii to bez tłumacza ani rusz. Język w tych publikacjach jest zrozumiały tylko dla wybrańców. To samo jeśli sięgniemy po prasę fachową. W telewizji nie ma odpowiedniego programu, który edukowałby Polaków z dziedzinie zagadnień ekonomicznych. Jeśli już zdarzy się, że rozpoczyna się jakaś dyskusja ogólnopolska na temat finansów, to zwykle w TV pojawiają się jacyś napuszeni bankierzy i/lub ekonomiści i coś tam marudzą posługując się fachową terminologią zupełnie nie zrozumiałą dla przeciętnego zjadacza chleba. Biadolić o długach Polaków to każdy potrafi, ale zrobić coś w kierunku poprawy świadomości ekonomicznej społeczeństwa to już trudniej.
Tą naszą nieświadomość ekonomiczną wykorzystują bezduszne banki i parabanki oferując w okresie świątecznym „niezwykle atrakcyjne oprocentowanie”, „gwarancję najniższej raty”, „wszelkie formalności ograniczone do minimum”. Wtórują im wszechobecne reklamy nawołujące do zakupów „w bardzo atrakcyjnych cenach”, „okazyjnie” i to same niezbędne artykuły. A my ogłupieni tym wszystkim miotamy się od banku do banku, od stoiska do stoiska, od kasy do kasy, więcej, więcej, więcej…
I tylko nie pamiętamy o najistotniejszej sprawie, że ponad dwa tysiące lat temu za panowania cesarza Tyberiusza, podczas powszechnego spisu ludności w Betlejem, maleńkiej żydowskiej mieścinie, pewna niewiasta imieniem Maria powiła dziecię.
Ewelina Ślipek
* Roczna Realna Stopa Oprocentowania, która w parabankach może sięgać od 150 do ponad 2500 procent!
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.