Bez kategorii
Like

Świat po/dzie/lony na dwie nierówne części

08/06/2012
366 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Pomysłodawcom stref – czytaj obozów przejściowych – numer się udał wyśmienicie.

0


Wczoraj siódmy dzień czerwca – Boże Ciało (precesje, nabożne modlitwy i śpiewy, prószenie kwiatów przed ołtarzami, zapach palonego bursztynu, gałązki brzozowe) zbiegł się w czasie otwarcia strefy kibica we Wrocławiu. Zebrałem się w sobie – poszedłem. Wrocławski Rynek ogrodzony – wiadomo strefa specjalna tylko dla kibiców. Kto nie kibic niech wypier..papier za ogrodzenie.  

 

Stanąłem poza strefą opierając się o stalowe poręcze pierwszego – przeciwsztormowego ogrodzenia ( za nim drugie, z zielonej stylonowej siatki o oczkach 3×3 cm.) i zastanawiałem się po chuchu ha cały ten zgiełk, po jaką cholerę tyle zachodu żeby odgradzać doskonale urządzony Rynek i dzielić na dwie części? Odpowiedź przyszła natychmiast sama (bez potrzeby dzielenia jej na przydatną i nieprzydatną): kasa misiu, kasa. 

No, skoro ktoś sobie przećwiczył wariant brania do „niewoli” i osadzania w „obozach”, do których tak chętnie, tak wielka rzesza ludzi dała się zamknąć, to widać, że pomysłodawcom stref – czytaj obozów przejściowych – numer się udał wyśmienicie.

Nie cierpię na klaustrofobię i nie mam żadnych innych fobii, ale instynktownie wyczuwam zagrożenie i podstęp. Nie daję się wpuszczać w maliny pierwszemu lepszemu idiocie, tych zresztą też wyczuwam instynktownie na 100 yardów pod zawietrzną i również unikam, podobnie jak dobrowolnemu poddaniu się bez walki, lub wzięcia na inny socjologiczny trick.

Nie wrzeszczę, jak chce tego jakaś paniusia z panem na scenie – nie jestem małpą, aby drzeć mordę za każdym wyrzuconym w tłum hasłem. Tak mam ja – inni mają inaczej i stąd zapewne, ja wielu mi podobnych, mamy tak, a nie (właśnie) inaczej.

A jak mamy?

Skoro zebrałem się w sobie i poszedłem na ten wrocławski przepiękny Rynek zasłonięty w ¾ przez banery rozwieszone na ogrodzeniach stalagu lub, jak kto woli, oflagu, to postałem sobie i popatrzyłem na ludzi, którzy jak rzeka wpłynęli w wąskie gardło strefy kibica.

I muszę przyznać, że wielka to była rzeka: skończyłem liczyć na dwóch tysiącach – palce mi się skończyły, a że nie jestem światowidem to dałem sobie spokój podglądania Rynku z czterech stron jednocześnie.

Ludzie wyglądali na zaciekawionych, i raczej sprawiali wrażenie zadowolonych. Nie wiem, czy cieszyli się z faktu, że wystąpi dla nich kilku wykonawców, w tym polsko – ukraiński zespół z Olsztyna Enej, czy z tego, że dali się wepchnąć w zastawioną pułapkę (strefa kibica) i czuli się, że się wyrażę, zaopiekowani?

Bądź co bądź wyglądali, w zdecydowanej swej masie, na takich, co to sobotę wygrywają kilka baniek w lotka, w poniedziałek spłacają wszystkie swoje i swojej najbliżej rodziny zobowiązania i długi, we wtorek i środę podejmują ważne decyzje np. zakup działki i budowa domu, we czwartek inwestują na giełdzie, w piątek bawią się tańczą i piją, w sobotę, gdy się okaże, że kasiorka się skończyła znów wygrywają kilka dużych baniek w lotto.

 I tacy szczęśliwi, i w dobrym zdrowiu i dobrobycie, już niebawem pójdą glosować na partię miłości lub różowe słoniki w karafce, a potem ktoś ubierze ich w mundury i każe iść na wojnę i ginąć za jakąś tam sprawę. Pójdą i zginą. Jak nie pójdą tez zginą – sposobów jest mnóstwo.

No dobrze, czas wracać do domu coś zjeść i poczytać coś i potem się położyć spać, aby wyśnić przebieg meczu Polska – Grecja. Wróciłem, coś tam zjadłem i coś obejrzałem w telewizorni, ale że menu na talerzu z ujemną cyfrą było nudne, to wziąłem się za Internet. Wszędzie prawie to samo. Z prawicy plują na lewicę i odwrotnie. Kliknąłem na znane mi strony i doszedłem do wniosku, że w Internecie podobnie jak w Rynku w „odrutowanej” strefie kibica – ludziska dają się nabierać na socjotechniczne sztuczki.

Kliknąłem na pocztę. I! O, tutaj zaszła zamiana.

Sam Bóg dziś odwiedził mnie, za pomocą dobrej siostry A., która chce mi darować dwa i pół miliona dolarów – mam tylko podać swoje dane. List napisany łamaną polszczyzną bez polskich znaków diakrytycznych, ale z dobrze przyswojoną, poprawną pisownią, i ortografią, trudnego skąd inąd języka.

Zdaje się, że już wyżej w tym tekście napisałem, że instynktownie  wyczuwam podstęp i zagrożenie. Sprawdziłem adres, kiedy, kto i gdzie założył skrzynkę pocztową i zanim poszedłem spać stanąłem w oknie. Spojrzałem na „swoje” cztery przejścia dla pieszych – spokojnie. Tylko pod sklepem z mrugającym na czerwono napisem 24h jakieś głośne rozmowy i śmiechy.           

Zaintrygował mnie niebieskawy mrugający odblask policyjnych świateł w okolicach przejścia dla pieszych, którego niestety nie wiedze z okna. Światła policyjnego wozu odbijały się w zacienionych miejscach przed moimi oknami. Pierwotnie myślałem, że złapali kogoś do kontroli, ale coś przydługa ta kontrola.  Zauważam, że ludzie z zainteresowaniem spoglądają w tamtym kierunku. Było po 23. Sen odpłynął. Wskoczyłem w spodnie na plecy zarzuciłem kurteczkę i zszedłem na dół.

Otwieram solidne drzwi od klatki ze schodami i widzę wóz bojowy straży pożarnej. Ulicę na odcinku 100 metrów rozświetlają światła straży, policji i karetek pogotowia. Przy schodach po prawej stronie stoi kilka pięknych motocykli, po lewej jeden, totalnie rozbity. Idę w lewą stronę. Wszędzie porozrzucane części oznakowane kredą i ponumerowane. Na prawym pasie, pośrodku,  między torowiskiem a chodnikiem kałuża krwi w kształcie wysp brytyjskich. Kawałek dalej prawy laczek a po drugiej stronie torowiska lewy: leżą prawie tak jakby ich posiadacz był wielkoludem, który ponowił usiąść na nadjeżdżającym tramwaju zostawiając swoje obuwie. Odjechał.

Pytam co się stało. Pani prokurator mówi, że jakiś pijany, jak mówią świadkowie, wyskoczył nagle między kolumnę motocykli i zaczął machać rękoma. Nadział się centralnie na czwarty motocykl – o ten tam – ruchem głowy wskazuje rozbitą maszyną przy mojej klatce. Lekarze reanimowali człowieka przez 40 minut. Zszedł. Motocyklista jechał sam – został przewieziony do szpitala. Nie wiem jaki jest jego stan. Świadkowie mówili, że ofiara już wcześniej wybiegała pod nadjeżdżające samochody.

Podziękowałem i odszedłem. Poszedłem na spacer. Kiedy wracałem strażacy „zdejmowali” czerwoną wyspę brytyjską z polskiego czarnego asfaltu.

Położyłem się i w końcu zasnąłem. Po stronie Morfeusza nikt nie był zainteresowany turniejem piłkarskim – nikt nawet słowem nie pisnął. Zatem na jawie liczę na to, że mecz będzie piękny i zacięty, że zagramy jak nigdy dotąd i nie damy sobie wsadzić więcej niż dwa gole do siatki Szczęsnego.  

„>

0

Wiktor Smol

Copyright © 2011-2014 Wiktor Smol

369 publikacje
3 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758