Aż wierzyć się nie chce, że poseł Halicki, uczestniczący wczoraj w programie Jana Pospieszalskiego, nie rozumie w pełni podstawowych pojęć państwa – suwerenność i niepodległość.
Poseł Halicki, nie od dzisiaj jest oficjalną tubą Platformy Obywatelskiej. Tak jak kiedyś wiernie służył pani Gronkiewicz-Walz, uzyskując zaszczytne miano Łaziebnego, tak teraz całym sobą służy oficjalnej linii swojej partii, starając się ekwilibrystyką słowną uwiarygodnić każdą, choćby największą bzdurę i zło, jakie się w tej partii zrodziły. A wiemy, że było tego nie mało. Partia wysyła go na pierwszy ogień walki, by swoją niewątpliwą elokwencją i przyjemnym głosem tłumaczył, rozgrzeszał i przekonywał. Lecz by robić to skutecznie, niestety potrzebny jest jeszcze rozum i logika.
Zatrzymajmy się na chwilę przy dwóch słowach, które odmieniane przez wszystkie przypadki, są jądrem wszystkich ostatnich debat: niepodległość i suwerenność. To chyba powinno być proste, ale okazuje się, że nie dla każdego. Niepodległość przecież znaczy nic innego, jak tylko, że NIE PODLEGA się nikomu. To znaczy, kraj jest niepodległy, gdy nikt z zewnątrz nie steruje nim tak, by działa się szkoda, i dla kraju i dla jego obywateli.
Oczywiście, zawiera się różne traktaty i porozumienia międzynarodowe. Lecz robi się to w dobrej wierze, w celu polepszenia sytuacji, nigdy w celu pogorszenia.
Suwerenność, bliskie niepodległości, aczkolwiek nie jednoznaczne z nią, oznacza li tylko, że o najważniejszych sprawach narodu decyduje suweren. Jeżeli suwerenem jest król, to on decyduje, jeżeli suwerenem jest cały naród, to decyzja należy do niego. W żadnym wypadku o kluczowych sprawach nie może decydować ktoś z zewnątrz, np. inny kraj, bo wtedy nie ma mowy o suwerenności
I oto mamy sytuację, gdy rządząca partia, Platforma Obywatelska, której przywództwo zostało wybrane ok. 4,5 milionami głosów prawie 40 milionowego narodu, więc o dosyć płytkiej legitymacji ze strony suwerena, uzurpuje sobie prawo decydowania o zasadniczych dla kraju atrybutach, jakimi są suwerenność i niepodległość. I to starając się pogorszyć te atrybuty, czyli oddając możliwość decydowania o kraju i obywatelach, obcym, zewnętrznym siłom.
Polski minister spraw zagranicznych, oczywiście z PO, wprost prosi w Berlinie, by silne i potężne Niemcy wzięły Polskę pod swoją kuratelę.
Czy takie działanie wiodącej partii jest dążeniem do ograniczenia niepodległości i suwerenności? Oczywiście!
Ale pan poseł Halicki został oddelegowany, żeby udowodnić, iż tak nie jest.
Wszystko, co robi PO, z premierem Tuskiem i ministrem Sikorskim jest dla dobra kraju i dla dobra narodu. W debacie, Jan Pospieszalski, poseł PISu Naimski, oraz dziennikarz i dwóch ekspertów, twierdzą z całym przekonaniem, że to jest złe. Podkreśla to także telefoniczna ankieta wśród widzów, gdzie 92% (!!!) stwierdza, że niepodległość Polski jest zagrożona.
I co? I nic. Pan Halicki tłumaczy i przekonuje, jak chirurg ucinający prawą rękę, dlatego, żeby lewa nabrała większych zdolności manualnych.
Nie ma mowy o żadnej rzeczowej merytorycznej dyskusji. Jeden z ekspertów smutno konstatuje, że jak się kogoś usiłuje zakneblować, to on ten knebel wypluwa i zaczyna krzyczeć.
Po Marszu cała wiodąca partia, z zezłoszczonym premierem i zaplutym Niesiołowskim na czele, z sejmowymi przystawkami i zestawem lokajskich mediów krzyczy: – Kaczyński wyprowadza tłum na ulice! My spokojnie możemy odpowiedzieć: – nie panowie, to my naród, to my suweren, którego próbujecie kneblować, wychodzimy na ulicę i krzyczymy.
Krzyczymy, że nie oddamy niepodległości i suwerenności, którą jak twierdzicie chcecie stłumić, o ironio, dla naszego dobra.
Czy są granice fałszu i obłudy w tych manipulacjach?