Zabić prawdę o Smoleńsku. Wyeliminować PiS jako opozycję nie przebierając w środkach. Oto w pigułce polityka Platformy Obywatelskiej, która tak się brzydzi Łukaszenką i standardami białoruskimi. Propagandzie rządowej nie wystarcza powielanie zarzutów rosyjskiego MAK jakoby dowódca sil powietrznych gen. Andrzej Błasik był pijany i wywierał nacisk na kapitana Protasiuka, by ten lądował za wszelką cenę na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Kłamstwo komisji Anodiny było szyte już tak grubymi nićmi, że nawet tzw. strona polska – mimo całkowitego podporządkowania się Putinowi – zaczęła się dystansować od twierdzeń o „pijanym generale”, czego nie można już powiedzieć o powielaniu insynuacji jakoby generał Błasik był apodyktycznym tyranem, terroryzującym swoich podwładnych, kapitana załogi tupolewa 101 mjr. Arkadiusza Protasiuka nie wyłączając. Minister spraw wewnętrznych i administracji […]
Zabić prawdę o Smoleńsku. Wyeliminować PiS jako opozycję nie przebierając w środkach. Oto w pigułce polityka Platformy Obywatelskiej, która tak się brzydzi Łukaszenką i standardami białoruskimi.
Propagandzie rządowej nie wystarcza powielanie zarzutów rosyjskiego MAK jakoby dowódca sil powietrznych gen. Andrzej Błasik był pijany i wywierał nacisk na kapitana Protasiuka, by ten lądował za wszelką cenę na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku. Kłamstwo komisji Anodiny było szyte już tak grubymi nićmi, że nawet tzw. strona polska – mimo całkowitego podporządkowania się Putinowi – zaczęła się dystansować od twierdzeń o „pijanym generale”, czego nie można już powiedzieć o powielaniu insynuacji jakoby generał Błasik był apodyktycznym tyranem, terroryzującym swoich podwładnych, kapitana załogi tupolewa 101 mjr. Arkadiusza Protasiuka nie wyłączając. Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller do dziś nie potrafi odpowiedzieć na pytanie pos. Jolanty Szczypińskiej, o której tupolew wystartował 10 kwietnia z Okęcia. Uznaje jednak za dowód materiał przedstawiony przez TVN24, o tym że tuż przed odlotem miała miejsce kłótnia pomiędzy gen. Błasikiem a mjr. Protasiukiem, który ponoć z uwagi na warunki pogodowe w Smoleńsku nie chciał wylecieć z Warszawy. Co prawda na materiale wideo nie ma dźwięku a sam obraz jest niewyraźny, ale TVN24 przecież wie lepiej, że gen. Błasik zbeształ Protasiuka używając słów uznanych powszechnie za obraźliwe. A skoro wie TVN to i prokuratura bada ten wątek, podczas gdy jednocześnie dostaje amnezji co do wniosków rodzin o ekshumację zwłok. Jeśli bada – coś jest na rzeczy i taki sygnał ma pójść do opinii publicznej.
Ponieważ w Polsce prokuratura jest niezależna tylko z nazwy, to komisja rządowa ministra Jerzego Millera pewnie wątek rzekomych nacisków na załogę gen. Błasika potraktuje priorytetowo. I całkiem prawdopodobne, że w swoim raporcie (o ile on w ogóle powstanie) presję generała wskaże, jako jedną z głównych obok winy pilotów przyczynę tragedii smoleńskiej. Szef rządowej komisji badającej katastrofę już zapowiedział, że „prawda w sprawie katastrofy będzie bolesna dla Polski, a nie dla konkretnej osoby”. Oznacza to, że oszczerstwa Kremla nie tylko nie zostaną obalone, ale przeciwnie – ich nagromadzenie może być jeszcze większe niż w raporcie MAK.
Wiadomo więc już, że gen. Błasik to „notoryczny pijak”. To jednak za mało dla speców od znieważania zmarłych. Okazuje się, że mjr Arkadiusz Protasiuk to nie żaden doskonały pilot a wyłącznie „szalony aferzysta”. Jeden z ogólnopolskich tygodników przygotowuje właśnie publikację, która ma dowieść, że Protasiuk w 36. specpułku był członkiem tzw. grupy fałszerzy faktur. Mimo, że nie ma żadnych dowodów na to, by Protasiuk w ogóle w tym procederze uczestniczył, a wyroki, jakie zapadły zostały w większości uchylone. To nie przypadek, że kwestię fałszowania faktur na światło dzienne wydobywa minister obrony narodowej Bogdan Klich gdy rząd już dochodzi do ściany w mataczeniu na temat Smoleńska, a jego notowania po opublikowaniu raportu MAK lecą w dół. Trzeba więc za wszelką cenę odwrócić uwagę od odpowiedzialności politycznej rządu i jego ministrów za katastrofę z 10 kwietnia. Protasiuk zginął, więc można go bezkarnie oczerniać, że jako zdesperowany pilot chciał dowieść swoich umiejętności w pilotażu(„Tak lądują debeściaki”), ryzykując lądowanie w skrajnie trudnych warunkach. Manewr miałby zostać doceniony przez dowódcę Sił Powietrznych, co z kolei miałoby zapewnić mu jego wstawiennictwo w sprawie anulowania wyroku.
Szargana jest godność prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nagonka w mediach prowadzona przez polityków PO i SLD ma wbić w podświadomość ludzi, że Lech Kaczyński nie był, wbrew temu co mówi PiS, wzorem patriotyzmu, ale postacią dwuznaczną moralnie. Ułaskawił przecież wspólnika swojego zięcia, by ten mógł spokojnie prowadzić ciemne interesy! Owszem, ułaskawienie miało miejsce, podobnie jak odznaczenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego Krzyżem Sybiraka. Czy jednak nie była to krecia robota kogoś z otoczenia prezydenta? Lech Kaczyński miał się przecież ubiegać o reelekcję i wyciągniecie sprawy ułaskawienia szemranego biznesmena byłoby jak znalazł dla przeciwników politycznych w kampanii wyborczej. Jakże łatwo, przy nieustającym ostrzale mediów, byłoby go na dobre zdyskredytować.
Dzisiaj się to robi pośmiertnie w ramach niszczenia opozycji. Kaczyński staje się „prezydentem ułaskawień” podczas gdy fakty mówią co innego. Według danych zamieszczonych na stronie prezydent.pl Bronisław Komorowski między październikiem a grudniem 2010 r. ułaskawił więcej osób niż Lech Kaczyński w całym 2006 roku. Wśród 52 osób są przestępcy skazani m.in. za zabójstwo, znęcający się nad rodziną, uchylający się od płacenia alimentów, oszuści kapitałowi, skazani za kradzieże, fałszowanie dokumentów i groźby karalne. Wśród ułaskawionych są skazani zarówno przez sądy cywilne jak i wojskowe.
O tym cicho, podobnie jak o wyczynach innych lokatorów Pałacu Namiestnikowskiego. Kwaśniewski podczas pierwszej kadencji ułaskawił 3295 osób, Lech Wałęsa – 3454. A Lech Kaczyński do 10 kwietnia 2010 r. skorzystał z prawa łaski niewiele ponad dwieście razy, odmawiając 913 osobom. Te liczby mówią same za siebie.
Lech Kaczyński ułaskawił wspomnianego Adama S. i nikt temu nie przeczy. Chodzi jednak o ciężar gatunkowy sprawy. Adam S. przez niemal 8 lat oszukiwał Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz urząd skarbowy. W zamian za podpisywanie się pod fikcyjnymi listami obecności, wypłacał kilku niepełnosprawnym po 100-200 zł. W ten sposób poświadczał ich rzekomą pracę w jednej z jego firm w Kwidzynie. Dzięki procederowi wyłudził z PFRON ponad 120 tys. zł, a Skarb Państwa naraził na stratę co najmniej 30 tys. zł. Adam S. już na pierwszej i zarazem ostatniej rozprawie przyznał się do zarzucanych mu czynów i zaproponował dla siebie wymiar kary. Wobec braku sprzeciwu pozostałych stron sąd ogłosił wyrok – 1 rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz nakazał przedsiębiorcy zapłatę 30 tys. zł grzywny oraz wpłacenie ponad 120 tys. zł na konto PFRON, z czego Adam S. się wywiązał. Jednak „w papierach” wciąż miał kłopotliwy zapis, z którego wynikało, że jest osobą karaną i dlatego wystąpił z prośbą o ułaskawienie, czyli w tym przypadku jedynie o zatarcie wykonanego przez niego wyroku z akt, a nie np. o wypuszczenie z więzienia podczas odbywania kary za zabójstwo.
Te same media, które robią czołówki i tematy dnia z insynuacji wobec nieżyjącego prezydenta jakoby kierował się prywatą w działalności publicznej i ułaskawił Bóg wie jakiego zbrodniarza, nabierały wody w usta, gdy Lech Wałęsa ułaskawiał bossa mafii pruszkowskiej – Andrzeja Zielińskiego ps. „Słowik” – jednego z najgroźniejszych gangsterów III RP.
Ten sam mainstream robi dziś nieporównanie więcej szumu niż wtedy, gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski zastosował prawo łaski wobec Petera Vogla, skazanego na 25 lat więzienia za zabójstwo, który po ucieczce z Polski znalazł pracę w renomowanym szwajcarskim banku Coutts. Jako kasjer polskiej lewicy prał jej pieniądze pochodzące z nielegalnych dochodów. Chodziło o 130 milionów dolarów wyprowadzonych z Polski, jak informował lobbysta Marek Dochnal, przez Bank Turystyczny na przełomie lat 80 i 90. Podobnie Kwaśniewski postąpił z czerwonym baronem Zbigniewem Sobotką, uczestnikiem tzw. afery starachowickiej z czasów SLD, ułaskawionym na zwieńczenie drugiej kadencji.
Motywy platformerskiej nagonki na PiS i ofiary 10 kwietnia mogą być dwa. Z jednej strony rząd Tuska robi wszystko, by opinia publiczna kłamstwo smoleńskie „kupiła” choć w części, uznając winę polskich pilotów oraz naciski ze strony generała Błasika i prezydenta Kaczyńskiego za prawdopodobne.
Pozostaje też sprawa wyborów i przygotowywanie gruntu pod kampanię polityczną. Jeśli Lech Kaczyński nie był kryształowy, to jaki może być jego brat stojący na czele opozycji?
A poza tym na czym ten PiS buduje swój program i autorytet polityczny, skoro ma takie ikony jak aferzysta Protasiuk, pijany generał Błasik, czy uprawiający prywatę Lech Kaczyński.
Chodzi o to, by ludzie przestali się Smoleńskiem interesować. Przecież sam Władysław Bartoszewski na wieść o katastrofie stwierdził, że nic się nie stało.
Roman Giertych, pełnomocnik rodziny jednego z funkcjonariuszy BOR, nagłaśnia w mediach zawartą ugodę ze Skarbem Państwa na kwotę 250 tysięcy złotych. Wychodzi na to, że rząd jest cacy, a rodzinom chodzi tylko o pieniądze.
Cel zabiegów propagandowych rządu, tych wszystkich ataków na poległych pod Smoleńskiem, jest jasny: katastrofa musi ludzi podzielić, a nie złączyć w walce o prawdę tak jak to stało się po 10 kwietnia. I rozmyć kwestię bezspornej politycznej odpowiedzialności rządu Donalda Tuska za śmierć 96 osób. To nie jest jednak szczyt możliwości reżimowych mediów i polityków obozu moskiewskiego.
Im bliżej 10 kwietnia i wyborów tym więcej pojawi się „haków” i faktów prasowych. Strach ma wielkie oczy i obecna władza pójdzie na całość w eliminowaniu opozycji by ta „wyginęła jak dinozaury” (etapem był Smoleńsk). Obrzydliwe te standardy białoruskie, ale jakie użyteczne!
Tylko w ten sposób Tusk i jego otoczenie, jako współwinni tragedii smoleńskiej, mogą nie dopuścić do ewentualnego takiego zwycięstwa PiS, które będzie umożliwiało mu samodzielne rządzenie, a tym samym doprowadzi do ujawnienia prawdy o przyczynach śmierci polskiej elity dowódczej i politycznej z prezydentem RP. Granicą nie jest przyzwoitość i prawda, ale jedynie skuteczność czarnego pijaru, tego na ile można sobie pozwolić w niszczeniu wroga. Na przykład jak daleko można pójść w scedowaniu winy za katastrofę smoleńską na polskich pilotów, by skutek nie był odwrotny od zamierzonego. Czy te wahania nie są powodem zwlekania z publikacją tzw. raportu Millera? Tłumaczenia a to o awarii sprzętu, a to o braku wyszkolonej załogi są tak prawdziwe jak to, że Donald Tusk jest demokratą.
Dziennikarz i publicysta, m.in. „Nowy Świat”, „Gazeta Polska”. W latach 1995-2010 redaktor naczelny tygodnika „Nasza Polska”. Współptacownik pism: „Głos Polski” (Kanada), „Goniec” (Kanada), „Kurier Chicago” (USA), korespondent radia „Sami Swoi. W porannym rytmie” (Chicago).