Oburzeni na nieobecność posłów na sali planarnej i nawołujący do permanentnego siedzenia na niej, są kretynami.
Coraz częściej słychać głosy nawołujące do tego, by zwiększyć frekwencję na sali obrad polskiego Sejmu lub europarlamentu. Postuluje się, żeby zobowiązać posłów do ciągłego siedzenia na sali plenarnej, bowiem żałosny jest -podobno – widok pustej sali. Ma to świadczyć o tym, że deputowani nie pracują i taka konieczność siedzenia w ławach poselskich będzie najlepszym sposobem zobligowania ich do cięższej i lepszej pracy. Twierdzę z całą stanowczością, że każdy, kto tak mówi i tak argumentuje, jest skończonym kretynem, nie mający pojęcia o funkcjonowaniu systemu demokratycznego.
Posłowie powinni być na sali plenarnej tylko w dwóch przypadkach – gdy są głosowania i gdy toczy się debata na tematy związane z pracami ich komisji. I koniec – siedzenie na niej w innych przypadkach jest po prostu traceniem czasu i uchylaniem się od prawdziwej pracy. Bo wbrew temu, co się wydaje laikom, praca w każdym parlamencie przebiega nie sali obrad, ale w komisjach, podkomisjach i na korytarzach – tam wykuwają się kompromisy, tak dochodzi się do konsensusu, tam tworzy się projekty ustaw i uchwał. Jeśli już chcieć rozliczać deputowanych z jakiejś obecności, to ewentualnie z obecności na posiedzeniach komisji, a nie na sali plenarnej. Siedzenie na tej ostatniej, w czasie debat nie związanych z ich specjalizacją, jest zwyczajnym traceniem czasu i lenistwem. I pomijam już fakt, że w każdym parlamencie takie debaty można śledzić na monitorach zamieszczonych w pokojach poselskich – to przede wszystkim strata czasu z tego powodu, że ów czas powinien być spożytkowany na spotkania i debaty nad projektami aktów prawnych komisji poszczególnego posła. Siedzenie na sali obrad jest może i miłe dla oka, ale w istocie jest traceniem czasu (z wyjątkiem dwóch wymienionych powyżej przypadków). Wiedzą to na całym świecie i to od stuleci – jedynie w Polsce znajdują się tacy, którzy chcą pisać podręczniki politologii i regulaminy parlamentarne od początku.
Oburzeni na nieobecność posłów na sali planarnej i nawołujący do permanentnego siedzenia na niej, są kretynami, nie mającymi bladego pojęcia o stanowieniu prawa i na procedurach demokratycznych. Taki przesiadujący w pełnym składzie Sejm byłby jeszcze gorszy, niż jest obecnie, a posłowie jeszcze bardziej leniwi i mniej produktywni. Populizm jest łatwy i zapewne znajdą się tacy, którzy wyobrażają sobie pracę poselską, jako ciągłe przekrzykiwanie się na sali plenarnej, ale ludzie zajmujący się profesjonalnie oceną polityków (czyli nade wszystko dziennikarze i naukowcy) powinni wiedzieć, że proces legislacyjny – czyli to, do czego przede wszystkim powołani są parlamentarzyści – obywa się jedynie częściowo na sali plenarnej. Koniec kretynów w polityce, ale także koniec kretynów w debacie okołopolitycznej!