– No, koniec tego dobrego – warczał pan od matematyki zaganiając piątą a do klasy. – Napiszecie ten sprawdzian i już! Karteczki na stół! Piąta a zasiadła posłusznie, acz niechętnie w ławkach i wyjęła kartki. Ale nie zdążyła nic na nich napisać, bo otworzyły się drzwi i weszli kolejno: pani pedagog, pan gość, jego asystent i jego tłumaczka. – Pan gość chciał jeszcze zobaczyć tą klasę, w której jest ta dziewczynka, co mu wręczała kwiaty – oznajmiła pani pedagog sadzając emerytowanego gościa na wolnym krześle. – Proszę bardzo. To tu! Pożegnała się i wyszła. Pan od matematyki stał w kącie trzęsąc się ze wściekłości. – Drogie dzieci – zaczął lekko poirytowany pan gość. – Wasza reakcja nieco mnie zdumiała. Nie […]
– No, koniec tego dobrego – warczał pan od matematyki zaganiając piątą a do klasy. – Napiszecie ten sprawdzian i już! Karteczki na stół!
Piąta a zasiadła posłusznie, acz niechętnie w ławkach i wyjęła kartki. Ale nie zdążyła nic na nich napisać, bo otworzyły się drzwi i weszli kolejno: pani pedagog, pan gość, jego asystent i jego tłumaczka.
– Pan gość chciał jeszcze zobaczyć tą klasę, w której jest ta dziewczynka, co mu wręczała kwiaty – oznajmiła pani pedagog sadzając emerytowanego gościa na wolnym krześle. – Proszę bardzo. To tu!
Pożegnała się i wyszła. Pan od matematyki stał w kącie trzęsąc się ze wściekłości.
– Drogie dzieci – zaczął lekko poirytowany pan gość. – Wasza reakcja nieco mnie zdumiała. Nie możecie krzyczeć dziś na widok Polaka: hyyy yyy yyy yyy!!!
Zamachał rękami. Dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza, dostała czkawki ze strachu.
– Tamci Polacy, wtedy, to byli donosiciele – wyjawił pan gość. – Z czystej zawiści potrafili donosić, sprzedawać! Szmalcownicy! Robactwo! Trzeba ich potępić!
– Nie może krytykować ten, kto nie znalazł się w takiej sytuacji – rozległ się stłumiony głos gdzieś z klasy. Pan gość zamrugał oczami oszołomiony.
– A… A… Ale… – wyjąkał. – Ja byłem! Ja widziałem! Ja mogę! I mówię wam, że wy też możecie!
– Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamień…
– Owszem, jestem katolikiem, ale…
– Katolik musi wybaczać…
Tu już pan gość się zdenerwował na poważnie.
– To nie tak! To trzeba tępić i potępić! Przecież pisanie do donosów skutkowało…!
– Oni nikomu nie szkodzili.
– Co? – zachłysnął się powietrzem pan gość. – Szkodzili! Z premedytacją!! Dla zysku!!!
A tajemniczy głos kontynuował:
– Może ten i tamten byli po prostu nieroztropni. Chcieli tylko wpaść na kawę, pogadać, spotkać się, w końcu tam też przecież pracowali ludzie, ojcowie, mężowie…
Pan gość zaczął się gotować.
– Nikt normalny nie chodził tam na kawę! Tylko te, no, co pływają jak się zupa gotuje… Szumowiny!!!
– Jest to oczywista i całkowita nieprawda. Po prostu wyławiano co lepszych Polaków, co wy.. bit… niejsze – zacinał się czytający – jednostki. I umożliwiano im karierę, rozwinięcie skrzydeł.
– Tylko dranie podpisywali volkslistę!
– Wszyscy podpisywali! Tylko tak mozna było ich ograć!
– Nieprawda!!!
– A kto dzisiaj najwięcej krzyczy? Ci co im najbardziej zazdroszczą! Safanduły, które nawet do współpracy się na nadawały! Nawet nikt nie chciał z nimi rozmawiać! Zamiast tego siedzieli w domu i moczyli nogi w miednicy popijając herbatę u mamy pod pierzyną!
Pan gość poczerwienił i zaczął się krztusić.
– Zaraz będzie miał zawał! – ostrzegł jego asystent.
– Kto…? Kto…? – charczał pan gość.
– Ty co mówiłeś, wstań – powiedział spokojnie pan matematyk i nawet się nie zdziwił, gdy wstał Łukaszek. W dłoniach dzierżył jakąś książeczkę.
– Hiobowski, co to za książka?
– Mama mi dała, żebym miał podstawy do dyskusji. Nigdy jej nie używałem, ale teraz…
– Co to za książka?! – zaświszczał pan gość unosząc się z krzesła.
– Podejdź no Hiobowski i pokaż – poprosił pan od matematyki.
Pan gość spojrzał na okładkę książeczki i zamarł.
– "Poradnik młodego wykształconego"! – wychrypiał zaskoczony. – "Jak bronić osoby zmuszanej do zwierzęcej lustracji"!
– Wydane w bibliotece "Wiodącego Tytuł Prasowego" – dodał kolejny cios Łukaszek. A prawdziwy coup de grace był wtedy, gdy pan gość zobaczył, ze to on jest podpisany pod artykułem, który czytał Łukaszek. Pan gość opadł na krzesło i trzeba było wzywać pogotowie. Kiedy karetka odjeżdżała na sygnale cała piąta a siedziała w oknach klasy.
– Jak to mawiają w tenisie – zauważył Gruby Maciek – gem, szach, mat!
– Ja cię kręcę – rzekł z szacunkiem okularnik z trzeciej ławki rozpłaszczając nos na szybie. – Muszę pożyczyć tą książkę. Jak mi starzy będą truć, to wtedy ja…
– Nie wiem co jeszcze wymyślicie – pienił się przy swoim biurku pan od matematyki. – Ale mówię wam, że napiszecie ten cholerny sprawdzian. Karteczki!!
Pan dyrektor szkoły również stał w oknie i patrzył na odjeżdżający ambulans.
– Kto go załatwił? – spytał cicho.
– Piąta a – odparła pani wicedyrektor.
– Miała ich pani zniszczyć! – zdenerwował się pan dyrektor. Pani wicedyrektor zaczęła się tłumaczyć trudnościami obiektywnymi, ale na biurku zaczął raz za razem dzwonić telefon. I pan dyrektor musiał osobom, które znał tylko z telewizji, albo nawet nie znał ich wcale, tłumaczyć, że to były przecież tylko dzieci.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!