Każdy, kto chce może być, kim zechce
Z rzeczy pewnych na ziemi jedynie rachunki są stałe – noszą tę nieuchronną konieczność ich uiszczenia. Wszystko inne, choć ciekawe, jest tylko stanem pewnej fazy przejściowej. Dziś jestem żebrakiem, jutro koło mnie przysiąść może wczorajszy bogacz. Za tamtym płotem jest cmentarz, ma w sobie tyle dostojnej cierpliwości – czeka na twoje przybycie. Zatem nie spiesz się człowieku – żyj i ciesz się każdą chwilą, bo może być ostatnią.
Moja śp. Przyjaciółka, mawiała – możesz być kim zechcesz. Nie wiem, nie mam pewności, czy wtedy dobrze rozumiałem te słowa – a może nie byłem jeszcze gotów. W każdym bądź razie nie jeden raz wracałem do jej słów: możesz być kim zechcesz.
Dziś rano z moją Dziewczyną, na chwilę przed wyjściem do pracy, rozmawialiśmy o tym jak łatwo być kimś i zarazem nikim. W odniesieniu do czasów, kiedy ponoć ktoś dał nam wolność, i wszelkie z tym związane prawa, powiedzenie „co nie jest zabronione, jest dozwolone” stało się faktem i przez czas jakiś mieliśmy tutaj swoisty „dziki zachód” lub, jak ja wolę to nazywać, staliśmy się, i jesteśmy do dziś, Meksykiem Europy.
Każdy kto chciał mógł być kim chciał.
Chciałeś być głową kościoła? Nic prostszego wystarczyło tylko troszkę oczytania, lekkiego cwaniactwa i już byłeś „papieżem” swojego kościoła; niech mi będzie wolno przywołać przykład Jurewicza.
Początek lat 90 obrodził dyrektorami i prezesami w przeróżnych firmach, gdzie przepustką do rodzimego kapitalizmu był wpis do ewidencji wydawany przez urząd gminy lub miasta.
Szybko nastała era rad nadzorczych w przeróżnych spółkach od komandytowych poprzez wszystkie inne, aż po spółki bez żadnej odpowiedzialności.
Do dziś uprawnione organy do ścigania przestępstw gospodarczych, roboty w wyjaśnianiu tamtego zjawiska mają po same kokardy upięte wysoko na czubku głowy.
No, ale jak meksyk, to meksyk.
O tym, że tamto powiedzenie – choć na wskroś chore i do upojenia głupie i śmieszne – działało udowodnił prezydent Polskiej Partii Przyjaciół Piwa wprowadzając się do Sejmu na dwa lata.
Czas zweryfikował ową prawdę i pokazał, że faktycznie nie było lepiej, ale jak zapewniał artysta – satyryk Janusz Rewiński, było weselej. Dezynwoltura prawie wszędzie zagościła na dobre i miała się dobrze. Granice standardów przyzwoitości zostały przesunięte za granicę wyobrażenia o dobrym smaku i zwykłej ludzkiej uczciwości.
Potem, na siłę, próbowano regulować tamten meksyk, ale wiadomo – stare jest silne, i w obronie tego „starego” zaczęto „produkować” różne ścieżki i kruczki prawne pozwalające obejść niewygodne zapisy ustaw(y).
No i mamy to, co mamy. Nie będę wchodził w szczegóły, bo po co opisywać kulejący polski system prawny, który niejeden raz został ośmieszony przez wydawanie wyroków „od metra”, czy na polityczne zamówienie. Być może kiedyś ktoś właściwie osądzi tych, którzy sądzą, że wszystko im wolno, w tym sądzić wg wcześniejszych wskazań w tekście.
Tak było kiedyś i potem. A dziś?
Moda na retro wraca co jakiś czas, co możemy naocznie zobaczyć wpierw na wybiegu dla anorektycznych modelek, a potem na ulicy ocenić modelowy ciuch wciśnięty na sylwetce o kilka numerów większych.
Tyle naocznie. A nausznie?
Wystarczy przysłuchać się mowie trawie polityków i urzędników znad Wisły. I wszystko będzie jasne jak słoneczko w bezchmurny letni dzień.
Tyle tytułem wprowadzenia. Rozwinięcia jako takiego nie będzie, no bo co tutaj rozwijać. Wystarczy dobrze zakończyć i jakoś to będzie, prawda.
Będzie tak jak na początku: nieco śmiesznie i trochę komicznie, jak na cały wpis przystało.
Zatrzymam się jedynie i na momencik przy wyborze do Rzeczpospolitej Blogerów i Komentatorów na Nowym Ekranie. Jest jakaś rada i będzie kolejny prezydent.
Czy to będzie mój prezydent?
Nie głosowałem i nie zajmowałem stanowiska, ale jak wynika z rozmowy ŁŁ i Carcaju, ta niespełna dwuprocentowa frekwencja satysfakcjonuje tego drugiego.
No i gites, jak mawia mój ulubiony bohater obecnych czasów – Ferdek Kiepski, dla którego ten kraj pracy nie ma dla osób z jego wykształceniem.
Tak się zastanawiam, czy te wybory bardziej trącą przygodą Rewińskiego, czy Światem według Kiepskich?
Może ja zostanę prezydentem wszystkich ludzi zadowolonych?
Ogłoszę wybory, zaproponuję stanowiska, funkcje i etaty, i wiem, że na ten lep zawsze złapie się jakaś mucha, niekoniecznie ta od „latania” wokół narodowego cacka, za które będą płacić nasi prawnukowie.
Prezydentem ludzi niezadowolonych może sobie zostać przewodniczący Nowego Ekranu.
Z zadowolonymi zawsze jest lepiej, i zawsze jest pewniej.
A z niezadowolonymi? Oj różnie bywa – oni zawsze są z czegoś niezadowoleni. Jak już zaczyna być lepiej, to źle, a jak źle, to bardzo niedobrze. Ot, taka pokrętna natura rozpięta między Bugiem i Odrą, górami i Bałtykiem. I taki, dajmy na to – prezydent od niezadowolonych, nie może być pewny, ani dnia ani godziny – o czym przekonał się swego czasu Szanowny Pan, Janusz Rewiński, któremu prezydenturę wydarł niejaki Leszek Bubel.
No i od tamtego czasu wszystko kojarzy się już tylko z bublem: prawo, demokracja, samorządność, społeczeństwo obywatelskie, opieka medyczna, ustawy i przepisy, wojsko i policja, i Bóg wie co jeszcze.
I jak się tutaj nie dziwić, że władza przyciąga, mami, ogłupia, uzależnia i korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie.
„>