W artykule "Starsza o 30 lat" (wprost.pl) pisze pani profesor: "Kiedyś chciałam, z gronem przyjaciół, zabić Jaruzelskiego (tak, tak, przechowuję do dziś subtelne plany zamachu!), by zemścić się za sponiewieraną Solidarność, za przyjaciół w więzieniach, strach i różne inne uciążliwości".
Dziś, starsza o 30 lat, przyznaje, że inaczej widzi stan wojenny. Otóż te uciążliwości (a słowo to pisane jest przez autorkę w cudzysłowie) miały pozytywne strony:
— godzina policyjna i brak dostępu do rozrywki owocowały wzmożoną aktywnością towarzyską i seksualną;
— brak środków antykoncepcyjnych był przyczyną zwielokrotnionej dzietności;
— stan wojenny rozwijał dydaktykę i obywatelskie debaty;
— zaistniała w tym czasie tzw. turystyka kwalifikowana, polegająca na przeżyciu emocji przy wjeździe do Polski. "Potem mogli się fotografować (cudzoziemcy) przy czołgach i zomowcach, a ucieczka przed szarżującymi siłami porządkowymi(!!!) lub oberwanie gumową pałą stanowiły niezapomniane wspomnienia. Dzięki czemu poważnie wzrósł potencjał turystyczny kraju";
— konieczność zdobycia masła czy mięsa wymagała od Polaków sprytu, inwencji, inteligencji i konsekwencji.
Tak więc podsumowuje pani profesor (kto jej dał ten tytuł?): "Zdobyta w czasie stanu wojennego zaradność przełożyła się potem na przedsiębiorczość czasów transformacji i nasz dzisiejszy dobrobyt(!!!), z czego my, Polacy, naprawdę możemy być dumni".
Z czego dumni? – Wynika z tekstu, że ze stanu wojennego. Pisze Środa: "Był ład, porządek i monopartyjność. No, w sumie – fajnie było. Szkoda, że mogę to docenić i cieszyć się tym dopiero po 30 latach".