KULTURA
1

Sprawiedliwość agrarna

09/01/2021
1392 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
Sprawiedliwość agrarna

ZACHOWAĆ pożytek z tego, co nazywane jest życiem cywilizowanym, a zaradzić jednocześnie niesionemu przezeń złu, powinno być pierwszym przedmiotem myśli przy reformowaniu prawa.

0


Czy ów stan tak dumnie, a być może błędnie zwany cywilizacją, jak najlepiej promuje, czy też jak najgorzej ludzkie poczucie szczęścia poniewiera, to kwestia gdzie spierać się można mocno. — Jak człowiek patrzy, z jednej strony zaślepia wzrok wspaniałość wystroju; z drugiej, porażają skrajności niedoli, a obydwu im człowiek sam dał początek. Najzamożniejszych zarówno jak najnędzniejszych spośród ludzkiego rodzaju znajdziemy w krajach zwanych cywilizowanymi.

Thomas Paine, Sprawiedliwość agrarna

Przeciwko Agrarnemu Prawu oraz Monopolowi, będąca planem ku polepszeniu ludzkiej kondycji, poprzez utworzenie w każdym narodzie funduszu, dla wypłaty każdej osobie, gdy osiągnie wiek lat dwudziestu jeden, sumy szterlingów, aby łatwiej jemu czy jej było wkroczyć w świat, a także co rok dożywotnio, każdej osobie w wieku lat pięćdziesięciu, oraz wszystkim innym gdy ów wiek osiągną, aby podeszłe lata dało się spędzić bez niedoli, a z tego świata odejść z godnością.

Smashwords epub, ■→USD 2.99

Ażeby rozumieć, jaki stan społeczeństwa być powinien, trzeba mieć jako takie pojęcie o człowieka stanie naturalnym i prymitywnym, jak dzisiaj pośród Indian Ameryki Północnej. Nie ma w owym naturalnym stanie nic z tego spektaklu ludzkiej nędzy, co go ubóstwo i niedostatek wystawiają naszym oczom na ulicach wszelkich miast w Europie. Ubóstwo to wytwór tego, co nazywane jest życiem cywilizowanym. Nie istnieje w stanie naturalnym. Z drugiej strony, stan naturalny to życie bez zalet płynących z rolnictwa, sztuk pięknych, nauki, oraz masowej produkcji.

Życie Indianina to w porównaniu z żywotami europejskiej biedoty nieustające święto; wygląda jednak po dziadowsku, gdy je porównać ze stylem życia człowieka bogatego. Takoż cywilizacja czy też to, co jest nią nazywane, działa na dwie strony: czyni jedną część społeczeństwa zamożniejszą, a drugą uboższą, niż byłoby losem jednej czy drugiej w stanie naturalnym.

Przejść od stanu naturalnego do cywilizowanego udaje się zawsze, ale nigdy się nie da przejść z cywilizowanego w naturalny. Powód jest taki, że człowiek w stanie naturalnym, żywiąc się z łowiectwa, potrzebuje do swego bytowania ziemi dziesięć razy więcej, niż by potrzebował w stanie cywilizowanym, w którym się ziemię uprawia. Kiedy więc w danym kraju przybywa ludności, dzięki środkom z rolnictwa, sztuk i rzemiosł, oraz nauki, nastaje potrzeba rzecz w stanie cywilizowanym zachować, gdyż bez niego nie byłoby środków do życia dla więcej niż może jednej dziesiątej mieszkańców. Przychodzi nam więc sprawy takiej dokonać, żeby zaradzić złu, a zachować korzyści co je społeczeństwo zyskało, zmianą ze stanu naturalnego w ten, który nazywany jest cywilizowanym.

Internet Archive, repozytorium darmowych ilustracji i tekstów
■→Zapraszam do korzystania z materiałów na moim koncie.
Źródłowe | Source HTML: Mozilla Firefox 56.0; 80%.

Na ten oto grunt kwestię biorąc, pierwszą zasadą cywilizacji powinno było zawsze i nadal być powinno, ażeby jakość życia człowieka urodzonego po nastaniu cywilizacji nie była gorsza niż gdyby się był urodził przed czasem cywilizowanym. Faktem jest jednak, że stan milionów osób w każdym w Europie kraju jest dalece gorszy, niż gdyby przyszły były na świat zanim się cywilizacja rozpoczęła, bądź też pośród Indian Ameryki Północnej dnia obecnego. Zaprezentuję teraz, jak do tego faktu doszło.

Niepodważalne jest zapatrywanie, iż ziemia, w swoim stanie pierwotnym i nieuprawnym, była, a także zawsze by nadal pozostawała WSPÓLNĄ WŁASNOŚCIĄ LUDZKIEGO GATUNKU. W owym stanie każdy człowiek by przychodził na świat do jakiegoś stanu posiadania. Byłby wraz z innymi za życia współwłaścicielem ziemi oraz jej produktów naturalnych, roślinnych i zwierzęcych.

Jednak ziemia w stanie pierwotnym, jak wzmiankowano, zdolna jest żywić niewielką tylko liczbę mieszkańców, gdy porównać jej wydajność pod uprawą. A ponieważ udogodnień niesionych uprawą nie da się brać osobno od uprawianej ziemi, pojęcie własności ziemskiej powstało z takiego oto, niepodzielnego związku; nie mniej prawdą pozostaje, iż to nie ziemia sama w sobie, ale wartość owego uprawą niesionego udogodnienia staje się własnością indywidualną. W konsekwencji tego każdy właściciel ziemi uprawnej winien jest społeczności opłatę gruntową, bo nie znam lepszej frazy na wyraz tego pojęcia, za trzymany przez się obszar: i właśnie z tej gruntowej opłaty proponuje się w tutejszym planie utworzyć fundusz.

Zarówno z natury rzeczy, jak i wszelkich historycznych przekazów da się wnioskować, iż pojęcie własności ziemskiej nastało wraz z uprawą, a przed owym czasem czegoś takiego jak własność ziemska nie było. Pojęcie nie miało jak istnieć w stanie pierwotnym człowieka, kiedy był myśliwym. Nie było go też w stanie następnym, kiedy ludzie byli pasterzami: ni Abraham, ni Izaak, Jakub czy Hiob, o ile brać historię wedle Biblii za prawdopodobną, nie mieli ziemi na własność. Ich stan posiadania, jak to się zawsze wymienia, obejmował stada oraz trzody, z którymi wędrowali z miejsca na miejsce. Częste w tamtych czasach spory o dostęp do studni, jako że ludzie ci żyli w suchym arabskim kraju, także ukazują, iż własności ziemskiej wtedy nie było. Nie uznawano lokowania ziemi na własność indywidualną.

U zarania dziejów coś takiego jak własność ziemska istnieć nie mogło. Człowiek ziemi nie stworzył, a chociaż miał naturalne prawo na niej mieszkać, nie miał jej prawa lokować jako swą własność wieczystą nawet po części: ani Stwórca tej planety nie otworzył ziemskiego urzędu, skąd powinny by pochodzić pierwsze tytuły własności. Skąd się więc wzięło pojęcie posiadania ziemi? Odpowiadam jak przedtem, kiedy zaczęła się uprawa, zaczęło się pojęcie ziemskiej własności, bo usprawnień niesionych uprawą i uprawianej ziemi brać osobno się nie dało. Wartość owego udogodnienia tak dalece przewyższyła wartość ziemi w jej stanie prymitywnym, że jedno pojęcie wchłonęło w owym czasie drugie; aż w końcu powszechne prawo wszystkich ludzi zostało pomieszane z prawem pojedynczego człowieka do uprawy. To jednakowoż jedno z owych dystynktywnych uprawnień co będą kontynuowane tak długo, jak długo trwa ziemia.

Wyłącznie śledząc rzecz po jej początek, da się zyskać o niej właściwe pojęcie, a takie tylko pojęcie pozwala odkryć granicę między racją a jej brakiem, gdzie by się człowiekowi uczyć rozeznania w swoich prawach. Dałem temu dyskursowi tytuł Sprawiedliwość agrarna, dla odróżnienia od Agrarnego Prawa. Nic nie może być niesprawiedliwe bardziej, niż Agrarne Prawo w kraju gdzie się stosuje uprawę; a choć każdy człowiek jest, jako mieszkaniec planety, współwłaścicielem ziemi w jej stanie pierwotnym, nie czyni go to współposiadaczem ziemi uprawnej. Wartość jakiej dodaje ziemi uprawa przeszła po zaprowadzeniu systemu w posiadanie ludzi co uprawy dokonywali, bądź odziedziczyli doń prawo, czy je zakupili. Stan pierwotny nie miał właściciela. Takoż wspierając prawa wszystkich tych ludzi, co ich wyrzucono z naturalnego dziedzictwa poprzez zaprowadzenie systemu ziemskiej własności, a ciekawi mnie ich trudny przypadek, na równi bronię prawa posiadacza do tej części, co do niego należy.

Uprawa to bodaj jedno z najwspanialszych naturalnych udogodnień drogą ludzkiego wynalazku. Dała ziemi jak stworzona wartość dziesięciokrotną. Jednak monopol ziemskiej własności co się wraz z nią zaczął, ma skutki jak najgorsze. W każdym narodzie wywłaszczył z naturalnego dziedzictwa ponad połowę ludności, nie przyznając podówczas żadnej, chociaż był powinien, asekuracji za tę stratę; a wytworzył tym samym gatunek ubóstwa oraz niedoli co nigdy przedtem nie istniał.

Wspierając sprawę ludzi tak oto wywłaszczonych, oręduję na rzecz uprawnienia, a nie dobroczynności. Jest to taki rodzaj uprawnienia, że jak je z początku zaniedbać, nie udaje się go przywrócić, póki niebiosa drogi nie otworzą dla rewolucji w ustroju. Oddajmy takoż cześć rewolucjom, czyniąc sprawiedliwość, oraz przydajmy ich zasadom walutę w ramach dobrodziejstwa.

Przedstawiwszy w paru słowach meritum sprawy, przejdę do proponowanego przeze mnie planu, mianowicie:

Ażeby utworzyć Narodowy Fundusz, skąd by wypłacić każdej osobie kiedy osiąga wiek lat dwudziestu jeden, kwotę piętnastu funtów szterlingów, jako częściową kompensatę za przepadek jego lub jej naturalnego dziedzictwa skutkiem systemu własności ziemskiej;

A także,

Kwotę dziesięciu funtów rocznie do końca życia, każdej obecnie żyjącej osobie w wieku lat pięćdziesięciu, oraz wszystkim innym gdy ów wiek osiągną.

Sformułowałem już założenie, mianowicie, ziemia w swym stanie prymitywnym i nieuprawnym była, a też zawsze by pozostawała WSPÓLNĄ WŁASNOŚCIĄ LUDZKIEGO GATUNKU — przy takim jej stanie każdy człowiek przychodziłby na świat do jakiejś własności — a to system posiadania ziemi, poprzez niepodzielny związek z kultywacją oraz tym, co jest nazywane cywilizowanym życiem, wchłonął własność ludzi przez się wydziedziczanych, nie przyznając im, choć był powinien, za tę stratę żadnej asekuracji.

Nie jest to jednakowoż wina dzisiejszych posiadaczy. Żadna skarga czy zarzut nie jest tu intencją, chyba że opowiedzą się oni za przestępstwem i stawią opór sprawiedliwości. Wina tkwi w systemie; przedostawszy się na świat ukradkiem, wsparła na agrarnym prawie miecza. Błąd ten jednak da się poddać reformie za życia kolejnych pokoleń; nie ograniczając czy wypaczając praw własności żadnego z obecnych posiadaczy, fundusz może rozpocząć oraz rozwinąć pełną działalność w pierwszym roku od założenia bądź niedługo potem, jak wykazuję.

Proponuje się dokonywać wypłat, jak już określone, każdej osobie, bogatej czy biednej. To sposób najlepszy, by uniknąć zawistnych podziałów. Jest to także sposób słuszny, gdyż wypłata jest z tytułu naturalnego dziedzictwa, a to, jako uprawnienie, należy się każdemu, niezależnie od własności jaką sam mógł był wytworzyć, czy też odziedziczyć po innych. Osoby które wypłaty nie zechcą, mogą ją oddać do wspólnego funduszu.

Wychodząc zatem z założenia, iż nikt urodzony w tym, co nazywane jest stanem cywilizowanym, nie powinien mieć się gorzej niż gdyby się był urodził w stanie naturalnym, a cywilizacja powinna była i nadal powinna tworzyć na ten cel zasoby, sprawy da się dokonać jedynie poprzez odjęcie od wartości stanu posiadania proporcji finansowo równoważnej wchłoniętemu przezeń dziedzictwu naturalnemu.

Rozmaite jest możliwe po temu proponować metody, najlepszą jednak widzi się taka, a nie tylko dlatego, że operowałaby nie wypaczając praw dzisiejszych posiadaczy i nie zakłócała poboru podatków bądź działalności pożyczkowej na potrzeby rządu oraz obiegu, ale też dlatego, że to metoda jak najmniej kłopotliwa i jak najbardziej skuteczna, gdzie poboru środków by dokonywano o czasie jak najstosowniejszym, czyli w momencie kiedy własność przechodzi z jednej osoby na drugą poprzez śmierć tej pierwszej. Testator nie dokonuje w takim przypadku darowizny; spadkobierca nic nie płaci. Tyle go jedynie dotyczy, iż monopol naturalnego dziedziczenia, do którego prawa nigdy nie było, zaczyna wraz z jego osobą wygasać. Człowiek hojny nie chciałby go kontynuować, a sprawiedliwego cieszyć będzie jego zniesienie.

Stan zdrowia nie pozwala mi teraz dokonać wystarczających poszukiwań względem nauki prawdopodobieństwa, na której należy budować kalkulacje o takim stopniu pewności, na jaki pozwala sytuacja. Takoż oferuję tutaj w temacie spostrzeżenia i refleksje, raczej niż wyniki z otrzymanej informacji; jednakowoż wierzę, okażą się one wystarczająco spójne z faktami.

Po pierwsze, biorąc wiek lat dwudziestu jeden za ów dojrzałości, cała w narodzie własność, dobra nieruchome jak i ruchome, jest zawsze w posiadaniu osób powyżej owego wieku. Trzeba zatem określić jako daną dla kalkulacji, średnią powyżej tego wieku długość życia. Przyjmuję jakieś trzydzieści lat, bo choć wielu ludzi pożyje lat czterdzieści, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt, osiągnąwszy wiek lat dwudziestu jeden, inni umrą o wiele wcześniej, każdego roku.

Przyjmując zatem lat trzydzieści za ów średni czas życia, otrzymamy bez znaczącej w jedną czy drugą stronę wariancji statystyczny okres czasu, w jakim całość własności czy kapitału w narodzie, lub jego finansowa równowartość, dopełni obiegu w dziedziczeniu, czyli przejdzie skutkiem śmierci do nowych właścicieli; bo choć w wielu przypadkach jakaś część tego kapitału będzie własnością jednej osoby lat czterdzieści, pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt, inne dokonają obiegu dwa lub trzy razy, zanim upłynie owych trzydzieści lat, co rzecz sprowadzi do średniej; ponieważ jeśli połowa kapitału w narodzie dokonałaby w lat trzydzieści obiegu dwa razy, fundusz byłby jak z całości po obiegu jeden raz.

Takoż biorąc lat trzydzieści za ów średni czas, w którym cały w narodzie kapitał czy jego finansowa równowartość raz dokona obiegu, jedna trzydziesta część tej wartości to średni obieg roczny drogą spadkową; i ta właśnie finansowa wartość określona w walucie pozwoli obliczyć procent, który od niej odjęty, stanowić będzie roczną kwotę czy też dochód dla proponowanego funduszu, do użycia jak nadmieniono.

Przeglądając dyskurs angielskiego ministra Pitta, w jego wstępie do tego, co nazywane jest w Anglii budżetem (plan finansowy na rok 1796), znajduję oszacowanie w owym kraju kapitału w posiadaniu osób narodowości rodzimej. Jako że mam ów szacunek gotowy w ręku, przyjmuję go jako finansową daną do rachuby. Kalkulacja kapitałowa na skalę narodu przydaje się w połączeniu z liczebnością owego narodu jako miernik dla każdego innego, w proporcji mniej więcej, względem kapitału i liczby ludzi. A tym bardziej skłonny jestem przyjąć oszacowanie pana Pitta, że mi pozwala owemu ministrowi na jego własnym obliczeniu wykazać, iż pieniądz wiele lepiej się da zatrudnić, niż marnując jak to on zrobił, na dziki projekt gwoli usadowienia Burbonów. Kimże są, na Niebiosa, królowie owej dynastii dla ludności Anglii? Lepiej, jak ludzie mają chleb. Pan Pitt określa wartość kapitału w posiadaniu narodu Anglii, dóbr nieruchomych i ruchomych, na tysiąc trzysta milionów funtów szterlingów, co się równa około jednej czwartej kapitału w posiadaniu rodzimym we Francji wraz z Belgią. Tegoroczne żniwa dowodzą, że francuska gleba jest produktywna bardziej niż ta Anglii, oraz lepiej zdolna żywić dwadzieścia cztery czy dwadzieścia pięć milionów mieszkańców niż ta w Anglii potrafi milionów siedem, czy też siedem i pół.

Benjamin Franklin, Autobiografia

Poczucie osobistego szczęścia, jak je brałem na rozum, sprawiło czasem że powiedziałem, jak by mi dano wybór, nie wahałbym się i miał takiego samego życia powtórkę, od początku, prosząc jedynie o tą autorską korzyść jak przy drugiej edycji książki co daje poprawić pewne wady pierwszej.
■→More | Więcej
PDF sample | Próbka PDF
■→Pages 1-70 | Strony 1-70
Entire PDF book | Cała książka PDF
■→Pages | Strony: 240, USD 2.99
E-pub Smashwords
■→$ 2.99

0

TeresaPelka https://publicdomaintranslation.com/

Filolog, lingwistka, tłumaczka.

10 publikacje
1 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758