Śpiew w Złotej Świątyni
05/01/2013
615 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
CZTERY STRUNY ŚWIATA (51) Dziś czeka nas bardzo egzotyczny koncert: siedem pieśni ze słynnej Złotej Świątyni Sikhów na Jeziorze Nieśmiertelności.
Lwy w turbanach, jak się określa Sikhów, zasługują na obszerny opis, ale na to przyjdzie czas przy innej okazji. Warto będzie też pokazać ich z bliska, bo jest to wyjątkowo barwna i urodziwa społeczność. Dziś zaczniemy od wysłuchania po kolei siedmiu szabadów, czyli hymnów religijnych, które w języku pańdżabi śpiewa Bhai Gurmez Singh Ji. Są to pieśni:
Koi dżanhar seo deve dżor
Meri sadżarije adamber
Dhan dhan hamarai bhaga
Tudż bin kawan hamara
Dżisno sadzan rahsi
Haseo dżana milna
Bin bhaga satsang na labhai
Słuchając zadowolimy się widokiem tylko najważniejszej ze wszystkich gurdwar, czyli sikhijskich świątyń, nazywanej Złotą Świątynią (Śri Harmandir), która jest rzeczywiście pokryta szczerozłotą blachą, ale dopiero od pewnej wysokości, aby nie kusić pielgrzymów i turystów, dla których jest także dostępna. Świątynia ta jest miejscem, w którym przechowuje się najważniejszą relikwię Sikhów – oryginał ich świętej księgi Adi Granth, napisanej przez ich ostatniego, dziesiątego i bez wątpienia najwybitniejszego guru Nanaka, założyciela ich religii.
Złota Świątynia leży pośrodku płytkiego Jeziora Nieśmiertelności, od którego wzięło nazwę całe miasto Amritsar w Pendżabie, który jest ojczyzną Sikhów. Polak i lingwista odnajdzie w tych nazwach kilka smaczków, którymi musi się tu podzielić, bo lepszej okazji prędko może nie być. Zacznijmy od Pendżabu, czyli krainy Pięciu Rzek (Dżilam, Czenab, Satledż, Bias i Ravi), spichlerza Indii. W tej nazwie słowo pendż (pięć) brzmi bardzo znajomo, bo języki aryjskie Indii, w tym pańdżabi, i języki słowiańskie, w tym polski, pochodzą z jednego pnia i z tej samej generacji języków indoeuropejskich. W nazwie Amritsar, gdzie sar to jezioro, a amrita to nektar nieśmiertelności albo nawet sama nieśmiertelność, godne uwagi jest właśnie to drugie słowo, gdzie a– jest zaprzeczeniem, tak jak w greckim, ale i tak samo stosowane jest po polsku (porównaj: anormalny, aspołeczny, itp.). Pozostałe słowo mrita (od mriti: umierać), gdy mu się przyjrzeć lingwistycznie, ma ten sam rdzeń, co polskie słowo umrzeć lub martwy, a więc znów jesteśmy w tym samym pierwotnym znaczeniu dla obu języków, którym po stronie indyjskiej jest tym razem sanskryt, bo amrita z tego właśnie języka pochodzi. To prastary termin znany z Wed. I wreszcie słowo gurdvara, sikhijska świątynia, oznacza ‘wrota guru’. W słowie dvara (brama, wrota) bez trudu rozpoznamy rosyjskie dwieri, czyli polskie drzwi. Nawet wiadomo, jak taka brama powinna wyglądać jeśli zauważymy, że w sanskrycie dva znaczy …dwa. Bramę nazwano dvara, bo musiała być symetrycznie dwuskrzydłowa. Nie tylko zresztą w świątyniach sikhijskich.
Rozpisałem się o etymologii, bo wilka zawsze ciągnie do lasu, a tu koncert czeka. Przed zanurzeniem się w śpiew i jego niezwykłą atmosferę apeluję o trochę cierpliwości podczas słuchania. Te siedem szabadów trwa ponad 70 minut, czyli każdy po około 10 minut, a to jest dwa razy dłużej niż typowy utwór w muzycznej kulturze Zachodu (3-5 minut). Ta uwaga co do czasu trwania utworów ma – jak sobie wyobrażam – także nieco głębsze znaczenie i dotyczy różnicy nie tylko między muzyką cierpliwego Wschodu i popędliwego Zachodu, ale różnicy cywilizacyjnej w ogóle.