Socjologia Krytyczna …., co to?
29/01/2011
908 Wyświetlenia
0 Komentarze
36 minut czytania
Faktycznie dzisiaj jest to dla wielu niezwykłe w Polsce, wręcz podejrzane, że są powinności o_b_y_w_a_t_e_l_s_k_i_e, czyli odpowiedzialność za kondycję całego społeczeństwa, a nie jego małego wycinka (jakim są korporacje zawodowe, najbliższa rodzina, klika kolesiów, układ towarzyski, itd.) Chcę jasno i na samym początku wyrazić moją intencję, wyraża się ona w trzech prostych (choć łacińskich), jakże ważnych słowach: PRO PUBLICO BONO (w interesie wspólnoty). Sama socjologia krytyczna ma swoich niechlubnych prekursorów w tzw. socjologicznej szkole frankfurckiej w osobach, tj.: Max Horkheimer (1895-1973) – socjolog, pochodzenie chazarsko-żydowskie; Carl Grünberg (1861-1940) – historyk ruchu robotniczego i marksizmu w Niemczech (po polsku: Karol ZielonaGóra) i jego protegowany Henryk Grossmann (1881-1950) – marksistowski prawnik i ekonomista, ur. w Krakowie o chazaro-żydowskich korzeniach; Leo Löwenthal (1900–1993)- socjolog, pochodzenie […]
Faktycznie dzisiaj jest to dla wielu niezwykłe w Polsce, wręcz podejrzane, że są powinności o_b_y_w_a_t_e_l_s_k_i_e, czyli odpowiedzialność za kondycję całego społeczeństwa, a nie jego małego wycinka (jakim są korporacje zawodowe, najbliższa rodzina, klika kolesiów, układ towarzyski, itd.)
Chcę jasno i na samym początku wyrazić moją intencję, wyraża się ona w trzech prostych (choć łacińskich), jakże ważnych słowach: PRO PUBLICO BONO (w interesie wspólnoty).
Sama socjologia krytyczna ma swoich niechlubnych prekursorów w tzw. socjologicznej szkole frankfurckiej w osobach, tj.: Max Horkheimer (1895-1973) – socjolog, pochodzenie chazarsko-żydowskie; Carl Grünberg (1861-1940) – historyk ruchu robotniczego i marksizmu w Niemczech (po polsku: Karol ZielonaGóra) i jego protegowany Henryk Grossmann (1881-1950) – marksistowski prawnik i ekonomista, ur. w Krakowie o chazaro-żydowskich korzeniach; Leo Löwenthal (1900–1993)- socjolog, pochodzenie chazarsko-żydowskie; Franz Neumann (1900–1954) – prawnik, marksista, pochodzenie chazarsko-żydowskie, ur. w Katowicach; Otto Kirchheimer (1905–1965) – prawnik, marksista, pochodzenie chazarsko-żydowskie; Friedrich Pollock (1894-1970) – marksistowski ekonomista i socjolog; Theodor Adorno (1903-1969) – krytyk muzyczny, socjolog, pochodzenie chazarsko-żydowskie i inni, czy Erich Fromm(1900-1980) – marksistowski psycholog, pochodzenie chazarsko-żydowskie; Wilhelm Reich (1897–1957) – psychiatra, socjolog, psychoanalityk, pochodzenie chazarsko-żydowskie, Herbert Marcuse (1898–1979) – socjolog, pochodzenie chazarsko-żydowskie oraz fundament niemiecko-żydowskiego radykalizmu, czyli K. Marx (1818–1883) – chazarsko-żydowski heglowski filozof z jego „krytyką ekonomii politycznej” i F. Engels (1820–1895) – pruski radykalny publicysta o heglowskim sznycie.
Charles Wright Mills (1916–1962) – krytyk społeczny, amerykański socjolog zdrowego rozsądku, podkreślał rolę wyobraźni socjologicznej. Prowadzona za jej pomocą krytyka powinna dotyczyć zarówno instytucji, jak również zastanej kultury. Alain Touraine (ur.1925) – socjolog francuski, formułując teorię ruchów społecznych uważał, że socjologia powinna tworzyć teorie, będące zaczynem zmian. Wciąż aktualny wydaje się także problem neutralności socjologii, do którego nawiązał w 2004 roku Michael Burawoy (ur.1946) – brytyjski socjolog-marksista. [Widać marksizm i socjalizm ma się na świecie bardzo dobrze, skoro Międzynarodowe Stowarzyszenie Socjologiczne wybrało Burawoya w 2010r. na nową kadencję prezesa.] Podzielił on refleksję socjologiczną na socjologię publiczną, socjologię krytyczną, socjologię praktyczną oraz socjologię profesjonalną. Burawoy przypomniał pytania o socjologię: „dla kogo?” i „po co?” Na pytanie: „Czy socjolog powinien być otwartym krytykiem zjawiska, które bada?”. Odpowiedź moja może być jedynie taka: to zależy dla kogo pracuje. Obiektywizm kulturowy, a tym bardziej naukowy badacza społecznego można między bajki włożyć. Socjologia od swego poczęcia chciała być tak bardzo obiektywna, że aż stała się neutralna. Tak bardzo jej się to udało, że nabrała dystansu do wszystkiego, samej siebie i rzeczywistości. Ten dystans jest już tak wielki, iż realny świat został poza polem jej widzenia. Stała się jałową formą o niczym istotnym, a jej luminarze na uniwersytetach bezpłciowymi gadami na wymarciu. Żywymi skamielinami na starczym oddechu, wciąż utrzymywanymi jednak ze skarbu państwa. Jakkolwiek są wśród nich i tacy, którzy zajmują się nie tyle jałową „nauką”, co wręcz propagandą kulturowego marksizmu, globalnego socjalizmu, mającą zmienić świat rzekomo na lepszy. Pytanie tylko dla kogo ma być on lepszy(?). Nie dla mnie bynajmniej.
Zatrzymajmy się jednak przy tym XX w. na dłużej, gdyż wchodząc w szczegóły zobaczymy, że ta chazarsko-żydowska „teoria krytyczna” pobłądziła gdzieś w swym sensie i misji budowy lepszego świata albo jest jednak celową społeczną dywersją przeciw cywilizacji gojów (nie-chazarożydów), gdyż doszło już do aspołecznych absurdów wprowadzanych szeroko w życie w XXI w. przy paradoksalnym aplauzie szerokiej publiczności dzisiaj na Zachodzie, szczególnie jej żeńskiej części.
Może być zrozumiałe, że mogła być ona odpowiedzią na wielką niesprawiedliwość społecznych skutków rewolucji przemysłowej Zachodu, wczesnego kapitalizmu z XVIII w. Rewolucja przemysłowa jednak zmniejszyła znaczenie i władzę dawnych możnowładców ery feudalnej. Posiadacze ziemscy szybko odpadali z gry, gdy nowi przedsiębiorczy właściciele kapitału stanęli z nimi w szranki o nowy podział władzy. Rozwój technologiczny i materialny musiał przynieść ze sobą rewolucyjny klimat zmian w społecznej stratyfikacji. Burżuazja, ci nowi pretendenci do władzy, nie zamierzała z władzy rezygnować, skoro mogła teraz po nią realnie sięgnąć. Zatem to była tylko kwestia czasu, kiedy pojawiłby się ten czy inny, Marks lub Engels. Burżuazja zaczęła więc krok po kroku przejmować nowe przyczółki władzy od ziemskich arystokratów z rycerskimi herbami, produkcja rolna nie była tak dochodowa jak produkcja przemysłu i nowych wynalazków techniki. Rewolucja przemysłowa zmieniła wszystko w układzie społecznych sił, część ludzi z pól przeniosła się do miejskich fabryk. Pojawiła się pierwszy raz luka pokoleniowa, gdyż ta niezależność od tradycyjnych patronów (pana feudalnego, ojca, matki, dziadka) i nowe opcje na życie w miastach były widziane jako atrakcyjne przez młodych z nowych pokoleń ze starych folwarków. Z tą niezależnością i naturalną młodzieńczą naiwnością przyszło zaniedbywanie, a często rychłe „odcinanie się” od tradycji i zwyczajów hołdowanych jeszcze przez rodziców. Za Marksem (synem chazarsko-żydowskiego wziętego adwokata z Prus) i Engelsem (synem niemieckiego przemysłowca z Prus) przyszli inni propagatorzy potrzeby nowego ładu, którzy zaczęli prześcigiwać się w swoich ekstremalnych pomysłach na społeczny porządek. Jak węgierski marksista Grzegorz Lukacs (1885 – 1971), pochodzący z bogatej żydowskiej rodziny, któremu dobrobyt musiał w głowie chyba przewrócić, gdyż znudzony nim, zaczął złorzeczyć nawet całej cywilizacji która ten dobrobyt stworzyła lub był pod silnym wpływem późnego Talmudu tzw. wersji palestyńskiej. Jego słynne zdanie, „kto nas uwolni od jarzma zachodniej cywilizacji?”
Podżeganie do wojny przez burżuazję, tajne spiski i konwenty mające osłabić feudalną arystokrację w Europie, doprowadziły w końcu do wojny między starymi rodami szlachetnie urodzonych, co jak wiemy zakończyło się I WŚ i rozbudzeniem świadomości i tożsamości narodów, tzw. „wiosna ludów”. Marksowski slogan, „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!” nie zdobył sobie jednakże popularności wśród robotników ówczesnej Europy, którzy poczuli właśnie swą odrębną etniczność. Pełne zatem zwycięstwo burżuazyjnego spisku i porażka arystokracji dopełniły się. Ale równolegle ze spiskowaniem burżuazji przeciwko arystokracji, miało miejsce spiskowanie synów zwycięskich kapitalistycznych burżujów owocnie wspieranych przez chazarsko-żydowską lichwiarską sitwę przeciwko swym przedsiębiorczym ojcom. Podburzenie robotników do przewrotu przeciwko kapitalistycznej burżuazji udało się tylko w Rosji i to pod koniec tej I wojny światowej, choć podobne próby były czynione przez spiskującą chazarsko-żydowską międzynarodówkę w innych krajach Europy również. Wtedy powstał też syjonizm, idea nowego nacjonalistycznego szowinizmu walczącego ze wszystkim, co niechazarsko-żydowskie.
Zapłonął w 1918 r. Budapeszt, Monachium i Berlin, jednak tam burżuazja nie dała na długo odebrać sobie władzy. Żydowscy wywrotowcy, tacy jak Róża Luksemburg, czy Karol Liebknecth zostali rozstrzelani przez niemieckie władze w Berlinie, a syn żydowskiego notariusza, Bela Kun (1886–1938), nie pożył też długo w stworzonym przez siebie komunistycznym Budapeszcie.
Jednak idee nowego ładu zapoczątkowane jeszcze przez Oświecenie i Komunę Paryską ukartowaną przez żydo-jakobińskich spiskowców w XVIII w. nie zakończyły się na Marksie i I WŚ w 1918 r. Za pomocą fizycznego terroru Trocki, Lenin i Stalin wprowadzali marksizm w życie w Rosji, a na Zachodzie idee te przybrały w końcu formę intelektualno-akademicką niknąc chwilowo z bieżącej polityki krajów i rozwijając swą udoskonaloną wersję do implementowania w społeczeństwach w latach późniejszych. Na tym polu nieocenioną rolę odegrał pewien „wolnościowiec” z Sardynii. Włosi mieli więc również swojego wielkiego komunistę, społecznego krytyka, który zniesmaczony jakowo praktykami radzieckich kolegów stawiał na mniej brutalny i bardziej dojrzały socjalizm. Był nim Antonio Gramsci (1891–1937) syn Arboresza, z dawnej emigracji albańskiej, gdy bramy Bizancjum padały pod naporem Turków. Koniec końców, po tych nieudanych wywrotowych siłowych bataliach w Europie, czołowi aktywiści „komunistyczni” znaleźli jakimś cudem ochronne skrzydła w murach Uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem, dziś im. Johanna Wolfganga Goethego, gdzie władze uniwersyteckie zezwoliły na powstanie placówki naukowo-badawczej potocznie w literaturze przedmiotu określaną nazwą Szkoły Frankfurckiej, której Felix Weil (1898-1975) syn argentyńskiego kupca rodem z Niemiec był fundatorem i pierwotnym źródłem finansowania tego Instytutu Badań Społecznych (Institut für Sozialforschung). Idea Instytutu jako ośrodka dyskusji nad zasadami jedności teorii i praktyki marksizmu zrodziła się już w 1922 r. w czasie spotkania Pierwszego Marksistowskiego Tygodnia Roboczego EMA (Erste Marxistische Arbeitswoche), sfinansowanego również przez Weila, z udziałem takich tuzów marksizmu jak György Lukács, Karl Korsch, Richard Sorge, Friedrich Pollock i Karl August Wittfogel w niemieckim mieście Ilmenau. Opierając się na powodzeniu tego przedsięwzięcia, Weil postanowił wraz ze swym przyjacielem Friedrichem Pollockiem, założyć Instytut Marksa w 1924 r. Dzięki funduszom Felixa J. Weila powołano taką placówkę jednak już w 1923 r. przy Uniwersytecie Frankfurckim.
Pierwszym dyrektorem tego Instytutu Marksa (w latach 1923–1930) wzorowanego na radzieckim Instytucie Marksa-Engelsa w Moskwie był Carl Grünberg. Jednakoż szybko oficjalną nazwę tego Instytutu we Frankfurcie ustalono właśnie na „Instytut Badań Społecznych” by nie narażać się na prawdopodobne a zbędne kłopoty natury politycznej. W tym okresie program badawczy obejmował głównie dokumentację ruchu robotniczego i prace ekonomiczne, uzasadniające załamywanie się systemu kapitalistycznego wskutek działania wewnętrznych, obiektywnych praw ekonomicznych. Po objęciu dyrekcji przez wspomnianego wcześniej Maxa Horkheimera (w 1930 r.), na marginesie dodam był on wielbicielem dziecięcia Komuny Paryskiej – Markiza de Sade (tego od libertyńskich ekscesów po którym mamy dzisiaj w słownictwie termin „sadyzm” chociażby), nastąpiło przesunięcie zainteresowań ku teorii i zaczęła się kształtować wspólna platforma badawcza, zwana później „teorią krytyczną”. Za główne zadanie Instytutu Badań Społecznych Horkheimer uważał ponoć stworzenie więzi między ogólną konstrukcją filozoficzną a poszczególnymi dyscyplinami naukowymi i podporządkowanie badań empirycznych centralnej problematyce filozofii społecznej. Podstawowym ogniwem tej problematyki było szukanie odpowiedzi na pytanie o rewolucyjne możliwości klasy robotniczej na Zachodzie i o szanse dokonania zasadniczej przemiany społeczeństwa w Europie Zachodniej, czego przy usilnych rewolucyjnych wysiłkach nie udało się do tej pory zrobić. Instytut od 1932 r. wydawał czasopismo "Zeitschrift für Sozialforschung" w którym Horkheimer zamieścił swój esej definiując swoją wizję na ową teorię krytyczną społeczeństwa. Pod jego kierownictwem, szkoła frankfurcka zaczęła przekuwać idee Marksa w założenia łatwiej przyswajalnej dla ludzi aksamitnej socjalistycznej rewolucji kulturowej, która wg założeń miała być implementowana krok po kroku, w długim dystansie czasowym, poprzez instytucje kulturalne i masową komunikację. Realizowano to jednak konsekwentnie przyznać trzeba i wreszcie teraz, w XXI w., tak boleśnie mamy wszyscy z jej owocami do czynienia, i to w skali ponadnarodowej.
Idee nowego ładu z okresu „wiosny ludów”, pocz. XX w., znalazły swoje miejsce również wśród germańskich okultystów: Austrii, Niemiec i Szwecji. Kult starogermański i działalność bawarskiego Towarzystwa Thule (Thule-Gesellschaft)spowodowały w końcu, iż 30 stycznia 1933 r., wkrótce po objęciu władzy przez narodowych socjalistów (faszystów), chazaro-żydowski Instytut został zamknięty a jego biblioteka skonfiskowana. Hitler nie był łaskawy przecież ani dla marksistów ani dla żydów. W momencie likwidacji Instytutu większość pracowników była jednak już poza granicami Niemiec. Zatajony transfer aktywów fundacji pozwolił przenieść Instytut najpierw do Szwajcarii a w 1934 r. do Stanów Zjednoczonych, gdzie schronienia łatwo udzielił Uniwersytet Columbia w Nowym Jorku i później też Berkeley w Kalifornii, skąd powrócił on do Frankfurtu w 1951 r. gdzie dalszą działalnością pokierował Pollock. W USA czasopismo Instytutu wychodziło pod nazwą „Studies in Philosophy and Social Science”. Obecnie, od kwietnia 2001 roku, dyrektorem Instytutu jest prof. dr Axel Honneth (ur. 1945 r.) – prof. filozofii, asystent Jürgena Habermasa (ur. w 1929r.) – niemieckiego socjologa i filozofa.
Moja koncepcja krytycznego myślenia socjologicznego jest zasadniczo różna od starej Szkoły Frankfurckiej. Założenia jej kulturowego marksizmu są mi wręcz wrogie jako człowiekowi, są czysto ideologiczne, doktrynerskie i nienaukowe. Myślenie socjologa zaś powinno być myśleniem historycznym z wyobraźnią projektującą przyszłość. Socjologia powinna być służebna względem społeczeństwa i w jego interesie pracować, na konkretne problemy społeczne odpowiadać. Jeśli tego nie robi to staje się wrogiem publicznym i albo jest sama dla siebie jałową sztuką dla sztuki okradającą podatników ze środków finansowych, które ci lepiej ulokowaliby tam gdzie jest ich wspólnotowy interes, albo pracuje w interesie wąskich grup hegemonów osłaniając ich wysiłki w narzucaniu woli kontrolowania i eksploatowania bezbronnych ludzkich mas.
Krytyka jest u mnie określoną metodą poznania rzeczywistości społecznej, polega na negatywnej ocenie status quo i wykazaniu jego niezgodności z najistotniejszymi ludzkimi potrzebami, z których większość członków społeczeństwa nie zdaje sobie ciągle sprawy, pozostając we władzy tzw. fałszywej świadomości. Jej przezwyciężenie jest właśnie głównym zadaniem socjologii krytycznej. Myśleć krytycznie, to sięgać głębiej niż przeciętny człowiek potrafi, to dotknąć istoty rzeczy, pod „powierzchnię”, złożonych i skomplikowanych zjawisk społecznych ukrytych dla niewprawnego widza.
Krytycy społeczni ostrzegają chociażby przed socjopatami (psychopatami) różnej maści, których można spotkać na różnych szczeblach na drabinie do władzy. A to od ich (socjopatów) decyzji i prowadzonej polityki społecznej zależy jakość naszego życia. Zwrócić proszę uwagę na ten cytat:
„Psychopaci istnieją zawsze i są wokół nas, ale w czasach chłodniejszych my bywamy ich sędziami, a w czasach gorących to oni panują nad nami” – Ernest Kretschmer (wybitny psychiatra, w: „Psychopatia”, Kazimierz Pospiszyl, 2000r.)
Fot. Maciej Krzystek; Sydnej, 2010r. Zdjęcie zrobione telefonem komórkowym Sony Ericsson K850i
"Public Order & Riot Squad"; [Tłum.: Oddział ds. Rozruchów i Utrzymania Porządku Publicznego]
Socjologia Krytyczna jest nurtem odłamowym od tzw. „nurtu głównego” w socjologii, który sprzedał się władzy i korporacjom biznesowym (to ci, których widzicie w TV i w szkołach wyższych). Tworzy jałową „naukę” na uniwersytetach, konserwując ideologię ucisku nieświadomych mas. Niestety, ubolewam nad tym, nie wszyscy socjolodzy są ludźmi dobrej woli, nie chcą rozumieć treści „pro publico bono”. Nauki społeczne, zdecydowanie różnią się metodologią, zadaniami i cechami od nauk ścisłych. Tu nic nie jest oczywiste i proste, dokładnie tak, jak to jest właśnie w naturze u ludzi. Socjologia bezdyskusyjnie jest dyscypliną akademicką, ale nie jest nauką w rozumieniu ścisłej metody naukowej. Anglosasi uznali już dawno socjologię za nowożytną filozoficzną sztukę, nie naukę. Sztukę rozumowego wyjaśniania problemów społecznych. Sztukę zaś trzeba ćwiczyć, a praktyka czyni mistrza w sztuce.
Dalsze szczegóły z założeń owej „teorii” i jej historii, znajdziecie na stronie
Opierając się na postmodernistycznej krytyce „obiektywizmu” społecznych teorii naukowych dokonanej m.in. przez Michela Foucaulta (1926–1984) – francuskiego socjologa i filozofa [pierwszego ujawnionego geja wśród socjologów], przyjąć można by postulat „lokalności narracji”.
Jürgen Habermas, wspomniany wcześniej, jako jedyny ze Szkoły Frankfurckiej zaczął krytykować zaś sam postmodernizm, co stawia go w jawnym konflikcie do jego dawnych chazaro-żydowskich kolegów z Instytutu, którego dawne idee kulturowego marksizmu tak nieszczęśliwie rozkwitły dzisiaj w USA i całym zachodnim świecie.
Kiedy Habermas stwierdził, że Oświecenie jest “nieskończonym projektem” argumentował za tym, by go skorygować i uzupełnić raczej, niż całkowicie odrzucić.
Wg niego, z czym ja się zupełnie zgadzam, wiele elementów złożyło się na zepsucie i rozkład sfery publicznej, włączając w to niesamowity rozrost komercyjnych mass mediów, które zmieniły krytyczną publiczność w pasywną publikę konsumentów; państwo socjalne, które skleiło państwo ze społeczeństwem tak gruntownie, że przestrzeń publiczna została wyciśnięta z tego układu. Sfera publiczna została również sprowadzona do strony roszczeniowych, egoistycznych, upokorzonych ludzi, ubiegających się o datki i granty od urzędników aparatu socjalistycznego państwa, zamiast być obszarem rozwoju o racjonalnym konsensusie, społecznie zorientowanych obywateli.
W jego najbardziej znanej pracy „Teoria dyskursu” z 1981r. [Theory of Communicative Action], przypuścił on ostrą krytykę na społeczne procesy modernizacji, jako na sztywne kierunki wymuszane przez ekonomię i administracyjną racjonalizację. Podkreślał jak nasze codzienne życie jest penetrowane przez formalny system dyrektyw socjalnego państwa, korporacyjnego kapitalizmu i masowej konsumpcji. Ten umacniający się zgubny trend steruje życiem publicznym. Demokracja partycypacyjna (uczestnicząca) została zastąpiona demokracją reprezentantów, co osłabiło kontrolę obywateli nad procesami rządzenia, partiami i aspołecznymi grupami interesów. W konsekwencji granice pomiędzy tym co publiczne i prywatne, indywidualne i społeczne, systemowe i z praktyki życia, zostały przekroczone. Demokratyczne życie publiczne nie może się rozwijać kiedy sprawy o publicznym interesie nie są dyskutowane swobodnie przez obywateli.
Idealna sytuacja dla wypowiedzi wymaga od uczestników posiadanie tej samej zdolności dyskursu, społecznej równości oraz wolności słów od ideologii i ograniczeń doktrynalnych.
W tej wersji teorii konsensusu prawdy, Habermas zapewnia, że prawda jest tym bezdyskusyjnym fundamentem idealnej sytuacji do wypowiedzi.
Habermas nie traci optymizmu na ożywienie tak pożądanej sfery publicznej. Patrzy z nadzieją w przyszłość, gdzie demokracja reprezentacyjna zostanie zastąpiona demokracją obrad w politycznym organizmie ustawionym na równych obowiązkach i prawach obywateli. W takiej bezpośredniej demokracji, aktywna sfera publiczna jest potrzebna do debat nad sprawami publicznego interesu, tak samo jak mechanizm dla tych dyskusji wpływający na proces podejmowania decyzji.
A zatem nie odkrywam nowej metody, kontynuuję „teorię krytyczną” bliższą Habermasowi jakkolwiek w zmodyfikowanym, jej polskim i moim autorskim, biologiczno-historycznym wymiarze. Nie jest ona prawicowa, ani lewicowa. Nie jest konserwatywna ani modernistyczna. Ona jest dla dobra wszystkich, pro publico bono.
Moja prekursorska bio-historyczna socjologia krytyczna jest niezależna, subiektywna i doświadczalna w realnym życiu żywych istot. Poświęcona jest krytycznemu spojrzeniu na społeczną rzeczywistość – z wyobraźnią. Jest ona uczestnicząca, lecz emocjonalnie niezaangażowana, w zgodzie z naturą (światem praw przyrody) i prawdą historyczną, czyli oparta na fundamentach ewolucjonizmu biologicznego i ostrożnego historyzmu. W ramach harmonii, zrównoważenia i balansu wszystkich życiowych i społecznych pierwiastków. Metodą badawczą jest tu głównie analiza jakościowa, jak pogłębiony wywiad socjologiczny i obserwacja uczestnicząca. Dane ilościowe, statystyczne są wariantem dodatkowym i drugoplanowym. Badania sondażowe opinii, z techniką kwestionariusza ankiety są w tym podejściu uznane przeze mnie za niewystarczająco wiarygodne, więc nie zalecane. Badacz społeczny pracuje tu głównie jak powiedzmy „prywatny detektyw”, jak słynny bohater liryczny powieści Artura Conana, Sherlock Holmes, jest tutaj dobrym przykładem. Badania terenowe i zbierana tam informacja poprzez obserwację, wywiady, logiczne wnioskowanie przy tworzeniu syntezy, analiza dokumentów, przeszukiwanie pisemnych opracowań z badań historycznych i biologicznych, to są narzędzia metodologiczne bio-historycznego socjologa krytycznego. Etyką w tym podejściu jest obiektywny fakt społecznego charakteru człowieka, więc określenie dobra jako tego, co wspólnotowe i zła jako tego, co indywidualne wydaje się być naturalną konstatacją.
Jak powiedział któryś z akademików: „socjologia współczesna jest dzisiaj ciągłą interpretacją doświadczenia lub też jego komentarzem”, więc ten blog jest moim komentarzem do moich doświadczeń dzielonych z szerszym społeczeństwem, m.in. w polskim wymiarze „sprawiedliwości” jak i na emigracji wśród setek kultur ludzi z całego świata. To jest krytyka społeczna w harmonii z naturą, ze znajomością historii, z wyobraźnią ku doświadczaniu prawdy.
Socjolog jest lekarzem społeczeństwa, specjalistą od zmian chorobowych (patologii) w społeczeństwie, stawia diagnozę i proponuje środki zaradcze. A pacjent, jego wola, może skorzystać z jego mądrości lub „umierać w bólach”.
Socjologa krytycznego, krytyka społecznego, cieszyć będzie każde uświadomione spojrzenie na sprawy publiczne. Socjologom krytycznym właśnie głównie o to chodzi, aby było jak najwięcej ludzi realnie świadomych, czyli: wyedukowanych, wykształconych, oświeconych. Teoria socjalizacji Bandury dokładnie to opisuje. Gdyż tylko wtedy, z takim oświeconym społeczeństwem można budować prawdziwą demokrację. Dzisiaj niestety wciąż jest powszechne społeczne przyzwolenie w Polsce na zniewolenie, ignorancję i fałszywą świadomość. Zupełna apatia mas.
Ale „kropla drąży skałę” i właśnie m.in. ten BLOG jest taką demokratyczną formą wzajemnego uświadamiania się, co jest przeciwwagą dla oficjalnej propagandy mediów, tej indoktrynacji antypolskich sił, które nie wydrukują niczego, co groziłoby obecnej tzw. poprawności politycznej, która jest współczesną globalną cenzurą z Manhattan’u (Nowy Jork, USA).
Nie ma możliwości zbudowania realnej i rozsądnej demokracji w przyszłości bez uświadomienia przeciętnemu Kowalskiemu, na jakim świecie (i w jakiej Polsce) żyje, właśnie dając osobiste świadectwo patologii w jakimś drobnym wycinku rzeczywistości społecznej, Kowalski zbierając w swojej świadomości wiele takich osobistych świadectw, będzie miał w głowie prawdziwy obraz rzeczywistości i nie ulegnie fałszywym informacjom z komercyjnych mediów. Zmieni werbalnie prymitywną mentalność sąsiada i gdy w jego otoczeniu pojawi się lider zmian „ku lepszej przyszłości”, wesprze go i zorganizują wspólnie oraz sensownie swoje lokalne otoczenie.
Dopiero wtedy, uwierzcie mi, jedynie wtedy, jak Polskę ogarnie aktywność takich oddolnych ruchów, organizacji, grup osiedlowych itp. opartych na właściwej świadomości, będzie można zabierać się za budowanie instytucji publicznych, centralnych z wymiarem sprawiedliwości włącznie. Dzisiaj nie ma większego znaczenia, czy następne wybory parlamentarne wygra PO, PiS, czy jeszcze inna klika zdrady z Magdalenki, będzie dalej „dziadostwo” i „czarna rozpacz”.
Przy obecnym stanie przeciętnej świadomości społecznej, tak powszechnym mechanizmie wyparcia wszystkich przykrych rzeczy z realu, Parlament jest w ogóle zbędny i niepotrzebnie obciąża budżet. Wystarczyłby jedynie Prezydent ze swoim gabinetem, władzą ustawodawczą i wykonawczą w jednym, osobiście odpowiedzialny przed wyborcami za cały stan państwa. Skończylibyśmy wtedy z rozproszoną odpowiedzialnością, czyli brakiem odpowiedzialności władzy. Odpowiedzialność byłaby wreszcie zogniskowana na jednej osobie. Tyle, że pojawiłoby się nowe zagrożenie, otwarta droga do dyktatury. Zwykle człowiek raz zdobytych przywilejów i władzy jakoś niechętnie oddaje. Vide: Białoruś, Birma, Libia, Zimbabwe i inne.
Zatem, jak widać nie model władzy jest problemem, ale kto i jak skutecznie tę władzę będzie kontrolował. Aby ta władza trzymała się azymutu daleko od demoralizacji, degeneracji i zwyrodnienia.
A teraz uświadamiajcie się, eksplorujcie wiedzę i organizujcie oddolnie. Działajcie !!!
"Nie stójcie z boku, bo Wam Polskę wykończą" – Prof. Wojciech Roszkowski.
Bibliografia:
Martin Jay, The Dialectical Imagination: A History of the Frankfurt School and the Institute of Social Research, 1923-1950, wyd. Little, Brown & Company, Boston and Toronto 1973;
Rolf Wiggershaus, The Frankfurt School: Its History, Theories and Political Significance, wyd. The MIT Press, Cambridge, Mass. 1995.
Craig J. Calhoun, Contemporary sociological theory, (2002), Wiley-Blackwell
Payrow Shabani, Omid A. (2003). Democracy, Power and Legitimacy: The Critical Theory of Jürgen Habermas. University of Toronto Press