Niech reprezentanci Polski zaczną wreszcie przyzwoicie grać w piłkę, w przeciwnym razie takich demolek jak na stadionie w Kownie może być więcej. Ludzie potrzebują nadziei, a nie kolejnego rozczarowania.
Jak temu przeciwdziałać? Co zrobić, aby na meczach polskiego zespołu nie dochodziło więcej do takich burd jak podczas ostatniego spotkania Litwa – Polska, wygranego przez gospodarzy 2:0? Jak się zachować, gdy do zadym już dojdzie? Pojawiły się głosy, aby w takich sytuacjach kadrowicze nie wychodzili na boisko, albo – gdy już na nim są – z niego zeszli, dając w ten sposób awanturującym się kibicom sygnał, że nie zasłużyli, aby dla nich grać. Pomysł jak pomysł – jedni uznają, że jest świetny, inni że bez sensu.
Ja mam własny. Niech nasi piłkarze zaczną wreszcie dobrze grać i zwyciężać. To pewnie nie wystarczy, aby w każdej sytuacji zapobiec demolkom, ale pomoże wyeliminować złe emocje, które zazwyczaj są przyczyną aktów agresji. Gdy się patrzy na nieporadność tych, którzy na boisku reprezentują Polskę, jednym opadają ręce, a inni wznoszą je w górę zaciskając pięści.
Niech tylko nikt nie wyciągnie stąd wniosku, że wyrywanie stadionowych krzesełek to akt patriotyczny. Byłby to wniosek zbyt daleko idący. Wystarczy ten, który sformułowałem wiele miesięcy temu i powtarzam go teraz – wywalmy selekcjonera Franciszka Smudę na zbity pysk i oddajmy reprezentację komuś innemu, bo prowadzony przez niego zespół osiągnął poziom, na jaki polski futbol dotąd jeszcze nie upadł. Może wtedy przestaną też upadać obyczaje kibiców.
Wiem, wiem, nadzieja matką głupich… Ale jak każda matka kocha swoje dzieci. Zmieńmy tylko ojca. Smudzie nie staje talentu.
Fot. PAP
Nie tylko o sporcie - w blasku slonca, bez sciem i mrocznych tajemnic.