Kolejne dowody wykluczające upadek Tu-154M 101 10 kwietnia AD 2010 w Smoleńsku. W cyklu, „Dlaczego delegacja państwowa do Katynia musiała zginąć” — odcinek 7
Upozorowanie upadku samolotu i spreparowanie fałszywej rekonstrukcji katastrofy mają jakość tak niską, że same by się nie ostały. Do podtrzymywania kłamstwa Moskowia posługuje się osobnikami świadomymi, działającymi w złej wierze. Ale na nich nie poprzestaje. Umie zamanipulować nieświadomymi ludźmi działającymi z dobrej woli.
OdcinekKłamca powinien mieć dobrą pamięć… i znać prawa fizyki zakończyłem:
„[…]
Tytuł odcinka następnego — »Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię«.”
A potem w odcinkach:Smoleńsk. Jak zrozumieć. Ćwiczenia dla humanistów. Wektory,Smoleńsk. Wybuch paliwowo powietrzny w „Gapie”,Michalkiewicz wie, że grają, ale nie wie, w którym teatrze,byłem świadkiem jakiegokolwiek innego zdarzenia wskazującego, musiałem wstawiać:
„[…]
W odcinku poprzednim obiecałem, że odcinek następny będzie miał tytuł »Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię«. I swoją obietnicę dotrzymuję. Odcinek następny będzie miał tytuł »Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię«.
[…]”
W odcinku poprzednim,Kłamca musi mieć dobrą pamięć… i znać chemię, wymieniłem tytuły odcinków następnych. Ale tym razem się zabezpieczyłem:
„[…]
Tytuły odcinków następnych są podane orientacyjnie, niezobowiązująco. Mogą ulegnąć zmianie.”
Dlatego tym razem niczego wstawiać nie muszę.
Na niektórych ciałach były ślady oddziaływania wysokiej temperatury. I to długotrwałego. Ciała były tak zniekształcone, że nie zostały rozpoznane przez bliskich.
„[…]część ciał ofiar była zwęglona, a nawet — jak powiedział prokurator Parulski — spopielona[…]”
Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VIII – KGB PRZEJMUJE ŚLEDZTWO, Rosyjskie służby są bezwzględne. Rozmowa z Antonim Macierewiczem, s. 65
W badaniach kryminalistycznych czasami ciało ludzkie jest zastępowane tuszą wieprzową. Postąpmy tak też i my. Kiedy prosię jest przyrządzane w całości, przez parę godzin jest pieczone w piecu. Kiedy jest gotowe do spożycia, zachowuje wiele ze swojego wyglądu. Niekiedy można rozpoznać, które z prosiąt zostało przyrządzone. Z tego porównania możemy wyciągnąć wniosek, że zwęglone i spopielone ciała ofiar były poddane działaniu temperatury wyższej niż pieczone prosię, dłużej niż trwa upieczenie prosięcia, albo i jedno, i drugie.
To wyklucza wybuch paliwowo powietrzny. Trwa znacznie krócej. Czas wybuchu jest czasem, w którym fala uderzeniowa przechodzi z punktu zainicjowania wybuchu do miejsca, w którym mieszanina paliwa z powietrzem traci właściwości wybuchowe. Potem czynniki, którym wybuch oddziałuje, ustają. Fala uderzeniowa porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości dźwięku. Mniejszą lub większą. Jest oczywiste, że w czasie trwania wybuchu paliwowo powietrznego ciała ofiar nie mogły zostać zwęglone, a tym bardziej spopielone.
Przesłanki wykluczające wybuch paliwowo powietrzny są podane w tym samym numerze Niezależnej Gazety Polskiej Nowego Państwa, 12 stron wcześniej, bo na stronie 53, w odpowiedziach w wywiadzie prof. dr. hab. Karola Śliwki, kierownika Katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy:
„[…]
W wyniku eksplozji powstają zmiany głównie w układzie oddechowym, w płucach. Ale płuc już nie ma, uległy rozkładowi, więc stwierdzenie, że doszło do rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych w wyniku fali uderzeniowej, jest niemożliwe. Zaraz po śmierci można wykryć działanie traumy barycznej — wtłoczenia dużej ilości powietrza do płuc w badaniu najpierw makroskopowym, a potem mikroskopowym. Zmiany można też wykryć w bębenkach uszu.[…]
W specjalistycznych publikacjach wyczytaliśmy, że analiza spektrometryczna zwłok mogłaby w przypadku eksplozji bomby termobarycznej (wolumetrycznej) wykryć tlenek etylu, tlenek propylenu, azotan izopropylenu, aluminium, magnez itd. Takich badań — o ile wiadomo — nie przeprowadzono. Czy powinny być wykonane?
Tu wychodzimy poza zakres medycyny sądowej. Tych związków nie znajdziemy w ciałach, które zostały poddane krótkotrwałemu działaniu jakiejś energii. Ale możemy je odnaleźć na powierzchni tych ciał, na ubraniach i częściach samolotu.
Czy te związki długo zachowują się na odzieży?
Tak. To jony metalu, które można wykryć w bardzo długim czasie.
[…]”
Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ VII, – DOWODY W RĘKACH ROSJAN, Ujawniamy: rząd odrzucił pomoc specjalistów. Rozmowa z prof. dr. hab. Karolem Śliwką, s. 51
Przypominam, że to powiedział prof. dr. hab., kierownik Katedry Medycyny Sądowej uniwersytetu. Ze składników oddziaływania wybuchu wymienił tylko falę uderzeniową, traumę baryczną — wtłoczenie dużej ilości powietrza do płuc. W ogóle nie wspomniał o temperaturze. Z jednej strony mamy: zmiany w układzie oddechowym, w płucach, rozdęcia, a nawet rozerwania pęcherzyków płucnych, zmiany w bębenkach uszu, jony metalu znajdowane na powierzchni ciał, na ubraniach, a z drugiej strony mamy zwęglenie, a nawet spopielenie. Czy jest ktoś, kto nie widzi różnicy?
To zresztą wyklucza wszystko. Jeżeli nawet samolot by spadł w jakikolwiek sposób i z nim stałoby się cokolwiek, to, co by to nie było, musiało trwać znacznie krócej, niż ci ludzie byli przypiekani. Jednocześnie na miejscu rzekomego upadku samolotu stały kałuże cieczy nazywanej paliwem lotniczym. Paliła się mniejszość z nich. Większość się nie zapaliła. Nie wiadomo, czy to, co się paliło, miało ten sam skład chemiczny, jak to, co się nie paliło. Co jest bardziej odporne na działanie wysokiej temperatury, ciało ludzkie czy paliwo lotnicze?
Przeprowadźmy eksperyment myślowy. Spróbujmy sobie wyobrazić upadek samolotu w takim wariancie, w którym energia cieplna na pasażerów Tu-154M 101 działała z wydajnością największą. Załóżmy, że samolot spadł. W pewnej chwili zapaliło się całe jego paliwo (11÷13t). Samolot zamienił się w wielką kulę ognia. Czy można wyobrazić sobie wariant upadku z intensywniejszym wydzielaniem energii cieplnej?
Tu-154M 101 spadł. A w chwili upadku większość płonącego paliwa w magiczny sposób płonąć przestała. Zgasła. Niedopalone paliwo rozlało się w większość kałuż. Palenie kontynuowała mniejszość paliwa. Jednak paliwo, które płonąć nie przestało, upadło z dala od paliwa, które w magiczny sposób zgasło i paliwa zgasłego powtórnie nie podpaliło.
Czy w tym wariancie ciała pasażerów mogły się spopielić, bądź choćby tylko zwęglić? A jak długo samolot spadający, jako kula ognia spadać mógł? 10s? Czy 10s jest czasem długim wystarczająco do spopielenia, bądź choćby tylko zwęglenia ciała ludzkiego?
Brakującego czasu nie da się zastąpić wyższą temperaturą. Ciało ludzkie w 60% składa się z wody. Wyższa temperatura oznacza tej wody szybsze odparowywanie. Z jednej jednostki objętości wody powstaje tysiąc jednostek objętości pary wodnej. Podczas szybkiego odparowywania para wodna powstaje w objętości zbliżonej do objętości wody przed odparowaniem. Potem szybko się rozpręża. Czyli eksploduje. Szczególnie intensywnie w kościach. Trzaskanie palących się szczap to własne takie mikrowybuchy. A w suchym drewnie wody jest o wiele mniej niż w ciele żywego człowieka. Ciała pasażerów zmieniłyby się w prażoną kukurydzę. Ale w ciałach ofiar zwęglonych i spopielonych nie zaobserwowano śladów eksplozji pary wodnej z powodu szybkiego odparowywania. Czas niezbędny do zwęglenia i spopielenia ciał ofiar nie został zastąpiony wyższą temperaturą.
Można uznać, że zostały wykluczone wszystkie wersje upadku Tu-154M 101 10 kwietnia AD 2010 w Smoleńsku. Nawet najbardziej nieprawdopodobne i fantastyczne.
Jeżeli ciała ofiar nie zostały zwęglone i spopielone na skutek upadku samolotu, to na skutek czego?
Tego z całą pewnością, być może, nie dowiemy się nigdy. Poniższe jest tylko spekulacją. Wyborem wydarzeń, które wydają się być najbardziej prawdopodobnymi. Można wytypować przyczyny:
Niedbalstwo
Zła koordynacja
Zmiana planu
In.
Funkcjonariusze specsłużby Moskowii dostali polecenie upozorowania na ciałach niektórych pasażerów samolotu ślady wypadku lotniczego. Z nieznanego powodu przedłużyli czas działania wysokiej temperatury. Doszło do niezamierzonego zwęglenia i spopielenia. Mogło być też i tak, że zawinili nie bezpośredni wykonawcy, tylko komunikacja.
Najwyższym priorytetem specsłużb Moskowii jest tajność. Dlatego robią wszystko dla zminimalizowania okazji przecieku. Wykonawca dostaje tylko minimum informacji niezbędnych do wykonania zadania.
Wykonawcy mogli dostać rozkazy niepełne, z których nie wynikało jednoznacznie, jakie obrażenia cieplne mają być zadane. Nie mieli odwagi dopytać. Domyślili się błędnie.
Być może początkowoupadek samolotu miał być z pożarem. Do tego pożaru miały być dopasowany obrażenia cieplne na ciałach pasażerów. W trakcie przygotowań zmieniono plan na katastrofę bez pożaru.
Teoretycznie wpadki można było uniknąć. Kiedy pozorowano rzekome miejsce upadku samolotu bez pożaru, pasażerowie jeszcze byli żywi na pokładzie Tu-154M 101 w powietrzu. Wystarczyło tylko przekazać nowe rozkazy. Ale coś nawaliło w komunikacji. I ciała przygotowano jak do upadku z pożarem.
Być może początkowo ciała nie miały być wydane. A skoro były dowodem zbrodni, niszczono je w krematorium. Kiedy ciała już były w piecach, zmieniono plan. Według nowej decyzji, ciała miały być wydane. Wyciągnięto je z pieców krematoryjnych w stanie, w jakim były.
Z tego, że ciała miały być skremowane, nie wynika, że ofiary do pieców trafiły już nieżywe. Są precedensy.
„[…]wysoki mroczny pokój bez okien. Coś w rodzaju hali fabrycznej czy kotłowni. Na zbliżeniu — piec z żelaznymi drzwiczkami przypominającymi bramę malutkiej twierdzy, oraz prowadnica kierunkowa: dwie szyny znikające w piecu, jak tory kolejowe w tunelu. Obok pieca – ludzie w szarych fartuchach. Palacze. Pojawia się trumna. Ot co!… Krematorium! Pewnie to, które widziałem przed chwilą za oknem. Ludzie w fartuchach unoszą trumnę i ustawiają na szynach. Drzwiczki płynnie rozsunęły się na boki, ktoś popchnął trumnę, która uniosła swego nieznanego lokatora w ryczące płomienie. A oto najazd kamery na twarz żywego człowieka. Twarz zlana potem. Gorąco przy piecu. Twarz filmowana jest ze wszystkich stron i w długich ujęciach. Trwa to wieczność. Wreszcie kamera oddala się, ukazując całą postać. Człowiek nie nosi fartucha. Jest ubrany w drogi czarny garnitur, co prawda straszliwie wymięty. Krawat na szyi skręcony jak sznur. Przywiązano go stalową linką do noszy, które oparto o ścianę, na tylnych uchwytach, tak, aby mógł widzieć wlot pieca.
Wszyscy palacze raptem odwrócili się do przywiązanego. To powszechne zainteresowanie najwyraźniej mu nie w smak. Krzyczy. Straszliwie krzyczy. Nie słychać dźwięku, ale wiem, że od takiego krzyku szyby dzwonią w oknach. Czterej palacze troskliwie opuszczają nosze na podłogę, po czym zgodnie dźwigają w górę. Przywiązany dokonuje nadludzkiego wysiłku, aby im przeszkodzić. Tytanicznie napięta twarz. Żyła na czole nabrzmiała tak, że gotowa pęknąć. Ale próba ugryzienia palacza w rękę nie powiodła się. Zęby przywiązanego wpijają się w jego własną wargę – i czarny strumyk krwi spływa po brodzie. Ostre ma zęby, nie ma co. Skrępowany jest mocno, ale wije się, jak pojmana jaszczurka. Głowa ulegając zwierzęcemu instynktowi wali rytmicznymi uderzeniami w drewniany uchwyt. Przywiązany walczy nie o życie, lecz o lekką śmierć.
Jego rachuby są oczywiste: rozhuśtać nosze i wraz z nimi runąć z szyn na cementową posadzkę. To będzie właśnie lekka śmierć, a przynajmniej utrata świadomości. W nieświadomości nawet do pieca nie strach… Ale palacze znają swój fach. Po prostu przytrzymują nosze za uchwyty, nie pozwalając im się rozhuśtać. A do ich rąk przywiązany nie jest w stanie sięgnąć zębami, choćby nawet kark sobie skręcił.
Powiadają, że w ostatnim mgnieniu życia człowiek może dokonać cudów. Instynktownie wszystkie jego mięśnie, cała jego świadomość i wola, całe pragnienie życia raptem koncentrują się w jednym krótkim szarpnięciu… I człowiek się szarpnął! Szarpnął się całym ciałem. Szarpnął się tak, jak wyrywa się lis z potrzasku, przegryzając i wyrywając własną skrwawioną łapę. Szarpnął się tak, że zadrżały metalowe szyny. Szarpnął się, łamiąc własne kości, rwąc żyły i mięśnie. Szarpnął się…
Ale stalowa linka nie puściła. I oto nosze płynnie ruszyły w stronę pieca. Drzwiczki wiodące do paleniska rozsunęły się na boki, rzucając na podeszwy dawno nieczyszczonych lakierków snop białego światła. Oto stopy zbliżają się do ognia. Człowiek stara się zgiąć nogi, podkurczyć kolana, zwiększyć odstęp między stopami i szalejącymi płomieniami. Jego wysiłki spełzają na niczym. Operator pokazuje palce na zbliżeniu. Drut wpił się w nie głęboko. Ale koniuszki palców nie są skrępowane. I tymi koniuszkami człowiek usiłuje zahamować ruch noszy. Czubki palców są rozczapierzone i napięte.
Gdyby na cokolwiek natrafiły na swej drodze, człowiek niewątpliwie zdołałby się zatrzymać. I raptem nosze nieruchomieją przed samym otworem.
Nowa postać, ubrana jak wszyscy palacze w szary fartuch, daje im znak ręką. Na to skinienie palacze zdejmują nosze z szyn, po czym ponownie stawiają je na tylnych uchwytach przy ścianie. Co się stało? Dlaczego zwlekają? Ach, wszystko jasne. Do sali krematorium na niskim wózku wtacza się jeszcze jedna trumna! Wieko już dokręcone. Cóż za przepych! Jaka elegancja. Trumna ozdobiona frędzelkami i lamówkami. Wszyscy z drogi, jedzie honorowa trumna! Palacze ustawiają ją na prowadnicy – i już ruszyła w ostatnią podróż. Teraz przyjdzie niezmiernie długo czekać, nim spłonie. Trzeba czekać, czekać. Dużo, dużo cierpliwości trzeba…
A oto nareszcie i kolej na przywiązanego. Nosze ponownie na prowadnicy. I znowu słyszę ten bezdźwięczny krzyk, który mógłby zrywać drzwi z zawiasów. Z nadzieją wpatruję się w twarz przywiązanego. Staram się dostrzec oznaki szaleństwa. Szaleńcom łatwo jest na tym świecie. Ale nie dostrzegam takich objawów w przystojnej, męskiej twarzy, nie skażonej piętnem obłędu. Po prostu człowiek nie chce iść do pieca i stara się w jakiś sposób dać temu wyraz. A jakże wyrazić to, jak nie krzykiem? No więc krzyczy. Na szczęście ów wrzask nie został uwieczniony. O, już lakierowane buty znalazły się w ogniu. Poszły, niech to wszyscy diabli.
Ogień huczy. Pewnie tłoczą tlen. Dwaj pierwsi palacze odskakują, dwaj ostatni popychają nosze w głąb. Drzwiczki paleniska zamykają się, ucicha terkot aparatu projekcyjnego.
– On… Kto to?… – Sam nie wiem, po co zadaję to pytanie.
– On? Pułkownik. Były pułkownik. Był w naszej organizacji. Na wysokich szczeblach. Oszukiwał organizację. Za to został z niej usunięty. I odszedł. Taką mamy zasadę.[…]”
Wiktor Suworow, Akwarium, tłumaczył Andrzej Mietkowski
Kiedy Moskwa podbiła Nowogród Wielki, wymordowała jego mieszkańców. Szacuje się, że śmierć poniosło ok. 60tys. osób. Moskale mordowali wszystkich, jak leci. Mężczyzn, starców, dzieci, kobiety. Moskale nie ograniczyli się tylko do mordowania. Przed śmiercią poddawali Nowogrodzian wyrafinowanym torturom. Było wiele rodzajów tortur. A wśród nich także gotowanie żywcem w oleju i palenie żywcem.
Niewykluczone, że Moskowia pasażerów samolotu prezydenckiego potraktowała tak samo, jak uprzednio mieszkańców Nowogrodu Wielkiego.
W tekście (poście?)Tusk daje argumenty na rzecz zamachu napisałem:
„Bardzo wybrednie dobieram swoje lektury. Jak mogę, staram się nie czytać byle czego. Można powiedzieć, że jestem na ścisłej diecie czytelniczej. Już podczas »Karnawału« Solidarności (1980÷81) sukcesywnie zrezygnowałem z: komunistów, socjalistów, a potem w ogóle z lewicy. Później do tego dorzuciłem: zwolenników ingerowania państwa w gospodarkę, folksdojczów, targowicę, zdrajców, renegatów, zaprzańców, wysługujących się obcym, obóz zdrady narodowej, partię zagranicy, »les souteneurs de le roi de Prusse«, układ tzw. »okrągłego stołu«, »uniofederastów«, Platformę Obywatelską i Tuska.
Ale czytam[…]”
…Niezależną Gazetę Polską Nowe Państwo, A Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo przedrukowałagazetę wyborczą.Nolens volens przeczytałem:
„To niewiarygodne, ile ciepła wobec Polski i Polaków wyzwoliła w Rosji i wśród Rosjan katastrofa prezydenckiego Tu-154.[…]”
Marcin Wojciechowski, Dziękujemy wam, bracia Moskale, odpis reprodukcji zrzutu ekranu, Niezależna Gazeta Polska Nowe Państwo, 3/2011, 31.03.2011, ROZDZIAŁ IX, – KŁAMSTWO SMOLEŃSKIE, „Wyborcza” dziękuje Moskalom, s. 68
Trafił.
Jak wymordować najwyższych funkcjonariuszy państwa
Cel sfingowania katastrofy lotniczej
Jak to mogło przebiec
Zachód już wie
Nowe kłamstwa w miejsce starych. Moskowia przyznaje się
Więcej niż wariant węgierski
Tytuły odcinków następnych są podane orientacyjnie, niezobowiązująco. Mogą ulegnąć zmianie.