Bez kategorii
Like

Służby wiedziały, że Papała zginie

26/05/2012
797 Wyświetlenia
0 Komentarze
14 minut czytania
no-cover

Na dwa miesiące przed śmiercią Marka Papały, były oficer WSW poinformował swojego kolegę, że szefowi policji grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.

0


W aktach śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie w sprawie zabójstwa Marka Papały, znajduje się ciekawy protokół przesłuchania lewicowego polityka. W 2006 roku opowiedział on prowadzącemu sprawę prokuratorowi o rozmowie , do której doszło w przed zabójstwem Papały. Emerytowany pułkownik Wojskowej Służby Wewnętrznej PRL – Aleksander L. – skontaktował się z Janem B. – emerytowanym pułkownikiem wywiadu cywilnego PRL i poinformował go, że Papale grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Podczas rozmowy paść miało zdanie „Chcą go zaje…ć”. Pułkownik L. – jak się później okazało – miał rację. 25 czerwca 1998 były szef policji został zamordowany na parkingu pod blokiem na warszawskim Służewcu
Sprawa wyszła na jaw, gdy po zabójstwie Papały informacja o zaskakującym telefonie rozniosła się w środowisku polityków SLD. Jednak dopiero w 2006 roku, po zeznaniach wspomnianego lewicowego polityka, przesłuchano obu oficerów służb, którzy ze sobą rozmawiali, przypadkowego świadka rozmowy (był rozmówcą oficera, który odebrał telefon), oraz osoby, które dowiedziały się, iż Papale grozi niebezpieczeństwo. Sam Aleksander L. – przesłuchiwany na tą okoliczność – nigdy nie był w stanie wiarygodnie wytłumaczyć się z tego skąd wiedział o niebezpieczeństwie grożącym Papale, ani z jakiego powodu poinformował o tym swojego kolegę. – Na temat sprawy Papały nie rozmawiam – uciął krótko w rozmowie ze mną pułkownik L.

Prokuratura i policyjna specgrupa zajmująca się wyjaśnianiem zabójstwa Papały postanowiła wyjaśnić ten wątek, a szczególnie odpowiedzieć na pytanie kiedy ona miała miejsce. Było to trudne, bo sprawa wyszła na jaw w 2006 roku, a więc 8 lat po zabójstwie komendanta. Nie było już bilingów telefonicznych, które pozwoliłyby dokładnie sprecyzować moment feralnej rozmowy telefonicznej. Śledczym udało się jedynie ustalić, że doszło do niej w ostatnim tygodniu kwietnia 1998.

Są dwa ślady wskazujące na to, że rozmowa telefoniczna mogła mieć miejsce 25 lub 26 kwietnia. Jeśli tak było rzeczywiście, oznacza to, iż feralny telefon pułkownik L. wykonał dzień lub dwa dni po zabójstwie Nikodema Skotarczaka ps. „Nikoś”. Przypomnijmy: osławiony herszt trójmiejskiego podziemia przestępczego został zamordowany przed południem 24 kwietnia 1998 roku w gdyńskim klubie „Las Vegas”, gdy jadł śniadanie ze swoim przyjacielem. Sprawców zbrodni do dziś nie wykryto.
           Z akt śledztwa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie wynika, że wcześniej, w kwietniu 1998 roku, w hotelu „Marina” w Gdańsku, „Nikoś” wziął udział w spotkaniu, podczas którego omawiana była sprawa zabójstwa Marka Papały. Jego szczegóły opisał gangster z grupy „Nikosia” walczący o nadzwyczajne złagodzenie kary. Zostało to opisane we wniosku ekstradycyjnym dotyczącym Edwarda M. – polonijnego biznesmena podejrzewanego o zlecenie zabójstwa generała. Czytamy w nim: Rozmowa trwała  około godziny, mówił głównie M. – Powiedział, że zależy mu na zabiciu Papały, który jest dużą przeszkodą w dalszych interesach. M. pokazał wyciętą z gazety fotografię Papały. Wszystko wskazuje na to, że „Nikoś”, gdy zorientował się o co chodzi, odmówił swojego udziału w sprawie. – To był bardzo inteligentny człowiek i rozumiał, że taka sprawa wyjdzie na jaw, a to ściągnie na niego zemstę całej polskiej policji – mówi oficer CBŚ, który był członkiem specjalnej grupy wyjaśniającej śmierć komendanta. – W ten sposób „Nikoś” dowiedział się o spisku na życie Papały i kiedyś mógł się tą wiedzą podzielić. Prawdopodobnie dlatego zginął – ocenia nasz rozmówca.

Zabójstwo „Nikosia” mogłoby pozostawać bez związku z tajemniczym telefonem pułkownika L. gdyby nie fakt, iż gangster sam współpracował ze służbami specjalnymi. Skotarczak (karierę w półświatku zaczął pod koniec lat 70.) w latach 80. kierował gangiem, który w zachodniej Europie kradł luksusowe samochody i przemycał je do Polski. Jego klientami byli ważni urzędnicy państwowi i samorządowi, oficerowie wojska, milicji i SB. Dzięki ich opiece, „Nikosiowi” udawało się przez lata przemycać samochody. Z akt zachowanych w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że Skotarczak współpracował ze służbami specjalnymi PRL, zarówno cywilnymi, jak i wojskowymi (był zarejestrowany pod pseudonimami „Nikoś” i „Nikodem”). Najprawdopodobniej współpraca ta nie zakończyła się w 1989 roku, bo „Nikoś” aż do śmierci korzystał z protekcji swoich wpływowych znajomych (m.in. w latach 90. odsiedział tylko rok w więzieniu i wyszedł za dobre sprawowanie). Dzięki temu niepodzielnie rządził trójmiejskim światem przestępczym.

Drugim uczestnikiem spotkania w „Marinie” był polonijny biznesmen Edward M. W USA przebywa na stałe od 1962 roku. Akta IPN mówią, że współpracował z wywiadem wojskowym PRL. W trakcie prac komisji weryfikacyjnej WSI dodatkowo wyszło na jaw, że w drugiej połowie lat 80. Edward M. był jedną z osób zaangażowanych w inwestowanie pieniędzy pochodzących z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. W latach 90. – jako bogaty inwestor zza oceanu – zaczął lokować w Polsce duży kapitał. Jedną z jego inwestycji było przejęcie w 1994 roku za bezcen (wspólnie z Jeremiaszem Barańskim ps. „Baranina” i wpływowym działaczem PSL) państwowej spółki przetwórstwa spożywczego. W trakcie śledztwa w sprawie zabójstwa Marka Papały, polskie służby dostarczyły prokuraturze notatki na temat Edwarda M. Ich treść jest objęta klauzulą tajności. Z naszych informacji wynika, że znajdowało się w nich ostrzeżenie, iż M. najprawdopodobniej współpracuje z CIA, co może utrudnić proces jego ekstradycji. To ostatnie okazało się prawdą, gdyż latem 2007 sędzia Arlander Keys oddalił wniosek o ekstradycję Edwarda M.

Z wniosku ekstradycyjnego wysłanego do USA wynikało, że zainteresowany zamordowaniem Papały był również Jeremiasz Barański ps. „Baranina” – jeden z najpoważniejszych polskich przestępców rezydujący w Wiedniu. Także „Baranina” w latach 80. współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, a po wyjeździe do Wiednia, w 1994 roku, z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Wspólnie z WSI realizował wielkie operacje przemytu narkotyków (WSI pomogło mu uzyskać status konsula honorowego Liberii na Słowacji, co umożliwiało mu przewożenie narkotyków w bagażu dyplomatycznym nie podlegającym kontroli). „Baranina” miał po 1994 roku aż trzech oficerów prowadzących, którzy koordynowali jego współpracę z centralą WSI w Warszawie. Z wniosku ekstradycyjnego w sprawie Edwarda M. wynika, że „Baranina” miał zająć się obserwacją Papały. Miał do tego wykorzystać Rafała K. – człowieka, który reprezentował jego interesy w Warszawie (został później zamordowany). Wersję tę potwierdzają zeznania świadków, którzy opowiadali, że Papała w ostatnich dniach życia skarżył się, że jest śledzony. Sam „Baranina” nigdy już nie wyjaśni tych wątpliwości. W 2003 roku w tajemniczych okolicznościach zmarł w celi wiedeńskiego aresztu, gdzie trafił jako podejrzany o zlecenie zabójstwa byłego ministra sportu Jacka Dębskiego (zginął w 2001 roku).

Kolejną osobą związaną z zabójstwem byłego szefa policji jest Andrzej Z. ps. „Słowik”. Dziś odpowiada przed Sądem Okręgowym w Warszawie za podżeganie do zabójstwa Papały (jest oskarżony o to, że nakłaniał innego gangstera do zabicia komendanta). „Słowik” w latach 80. również był informatorem milicji i Służby Bezpieczeństwa, która roztoczyła nad nim parasol ochronny (m.in. zatrzymując jego konkurentów z półświatka). Jednak w 1998 roku, gdy miało dojść do spisku na życie komendanta, niekwestionowanym liderem gangu pruszkowskiego był Andrzej Kolikowski ps. „Pershing” i „Słowik” musiał wszystko uzgadniać z nim. To z kolei każe przypuszczać, że Kolikowski również musiał wiedzieć o planowanym spisku. Sam „Pershing” w latach 80. był informatorem Wojskowej Służby Wewnętrznej (zajmującej się kontrwywiadem wojskowym) i to informatorem cieszącym się szczególnym zaufaniem (pozwolono mu otworzyć jedno z pierwszych kasyn w Warszawie, gdzie często przychodzili obcy dyplomaci). „Pershing” został zastrzelony w Zakopanem 5 grudnia 1999 i dopiero wtedy schedę po nim przejął „Słowik”.

Przełom w sprawie śmierci Marka Papały nastąpił w kwietniu 2012. Prokuratura Apelacyjna w Łodzi postawiła zarzut zabójstwa generała Igorowi M. ps. „Patyk” – złodziejowi samochodowemu. Poinformowała również opinię publiczną o nowej wersji w śledztwie. Ta nowa wersja zakłada, że „Patyk” i jego kolega Mariusz M. zastrzelili komendanta podczas próby kradzieży jego samochodu. Sąd Okręgowy w Warszawie (rozpoznaje sprawę domniemanych zleceniodawców zabójstwa Papały) kazał więc prokuratorom z Łodzi i Warszawy uzgodnić wspólną wersję zdarzeń. Ta wspólna wersja mówi, że wprawdzie w kwietniu 1998 roku zabójstwo komendanta policji zostało zaplanowane, ale Igor M. i jego kolega, którzy podczas próby kradzieży mieli zabić Papałę, nieświadomie wyręczyli spiskowców. Fakt zlecenia zabójstwa Papały potwierdziło drobiazgowe śledztwo prokuratora Jerzego Mierzewskiego. Tyle tylko, że wszystkie osoby, które według prokuratora były zamieszane w spisek na życie komendanta policji, w przeszłości związane były ze służbami specjalnymi. Czy to możliwe, aby służby się o tym nie dowiedziały? Tajemniczy telefon pułkownika L. do kolegi z wywiadu cywilnego świadczy o tym, że służby specjalne już w kwietniu 1998 wiedziały, że Papała może zginąć. A skoro wiedziały, dlaczego nie zapewniły mu bezpieczeństwa?

0

Leszek Szymowski

Niezale

132 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758