W kampanii wyborczej z 2007 jak i 2010 jednym z tematów przewodnich była służba zdrowia, a dokładniej prywatyzacja szpitali. Niewątpliwie była to propozycja niezwykle kontrowersyjna ze względu na min. ujawnione informacje dot. "kręcenia lodów" przez Beatę Sawicką. Odbierany przez społeczeństwo obraz niewątpliwie był podobny do tego z jakim mieliśmy do czynienia w latach 90. z planem Balcerowicza czy PPP (Programem Powszechnej Prywatyzacji). I to miało pewne podstawy merytoryczne. Bynajmniej nie takie jakie stawiało Prawo i Sprawiedliwość. Muszę przypomnieć, że w założeniach prywatyzacji ( czy tam komercjalizacji diabli wiedzą już) szpitali nadal kasa miała spływać z NFZ-u. więc jako takiego zagrożenia dla życia ludzkiego nie było. Było zupełnie inne zagrożenie. Otóż ta propozycja to nic innego jak Partnerstwo Publiczno-prywatne. a tego […]
W kampanii wyborczej z 2007 jak i 2010 jednym z tematów przewodnich była służba zdrowia, a dokładniej prywatyzacja szpitali. Niewątpliwie była to propozycja niezwykle kontrowersyjna ze względu na min. ujawnione informacje dot. "kręcenia lodów" przez Beatę Sawicką. Odbierany przez społeczeństwo obraz niewątpliwie był podobny do tego z jakim mieliśmy do czynienia w latach 90. z planem Balcerowicza czy PPP (Programem Powszechnej Prywatyzacji). I to miało pewne podstawy merytoryczne. Bynajmniej nie takie jakie stawiało Prawo i Sprawiedliwość.
Muszę przypomnieć, że w założeniach prywatyzacji ( czy tam komercjalizacji diabli wiedzą już) szpitali nadal kasa miała spływać z NFZ-u. więc jako takiego zagrożenia dla życia ludzkiego nie było. Było zupełnie inne zagrożenie. Otóż ta propozycja to nic innego jak Partnerstwo Publiczno-prywatne. a tego typu hybrydy wymagają bardzo szczegółowych, aż do przesady zapisów prawnych, po to by nie umożliwić dili urzędnikom i prywatnym właścicielom szpitali kosztem pacjentów. A mielibyśmy z takim czymś do czynienia dosyć często gdyż każda prywatny właściciel prywatny będzie chciał jak najwięcej wydusić z cytryny zwanej finansami publicznymi. Także tego typu rozwiązania wymagają bardzo szczegółowo opracowanych przepisów prawnych, ale z tym zawsze w naszym kraju było na bakier. Także pozostają 2 możliwości albo w pełni prywatna albo w pełni państwowa (publiczna).
Jestem zwolennikiem tej pierwszej opcji z uwagi na czystsze i prostsze formy jej funkcjonowania. A rozumiem także lęk i strach osób biedniejszych przed tym, że mogą stracić opiekę zdrowotną. Jednak muszę zauwazyć, że nawet państwo nie zapewnia, a nawet pozbawia wiele osób poprzez wiele decyzji urzędniczych dotyczących chociażby limitów dla szpitali na chemioterapię, leczenie różnych wyjątkowych naprawdę chorób. Pomimo tego, że zarządzają naszymi pieniędzmi mogą odebrać nam nawet życie. Wielu interwencjonistów przyzna, że to absurd.
A jak jest ich najczęściej odpowiedź? W stylu "socjalizm-tak, wypaczenia-nie". Otóż wypaczenia zawsze w tym powiedzmy sobie szczerze chorym systemie będą. I wiem, że wielu chciałoby by wzrost środków na służbę zdrowia pomógł. To jest jednak wykluczone w sytuacji, gdy odcinamy tę branżę od bodźców wysyłanych przez rynek. Państwowa służba zdrowia jest workiem bez dna. Damy palec, a weźmie rękę. I tak w nieskończoność, aż do nawet "bankructwa" państwa.
No to pozostaje nam prywatna służba zdrowia. Ona budzi lęk i strach osób biedniejszych, jednak niesłuszny. Otóż wraz z pełnym funkcjonowaniem prywatnego lecznictwa, pacjent staje się konsumentem. A to on decyduje na co wydać swoje pieniądze. Musi być bezpośredni nacisk przez pacjenta na lekarzy, pielęgniarki itd.
Skro już jestem przy tym bezpośrednim nacisku, to muszę zdementować to, że lecznictwo w USA jest w pełni prywatne. Tam państwo już częściowo oferuje publiczną służbę zdrowia dla najbiedniejszych, która funkcjonuje tak samo słabo jak w Polsce. I bynajmniej nie od czasu reform Obamy tylko od czasów New Dealu. Obama tylko rozszerzył publiczne ubezpieczenia zdrowotne na większą liczbę amerykanów( co oczywiście dobre nie jest). Dalej istnieje pewnego rodzaju zabetonowanie rynku ubezpieczeń za sprawą także państwa.
Z resztą kiepskie funkcjonowanie ubezpieczeń przypominałby przypadek z ewentualnym programem publiczno-prywatnym dla służby zdrowia powstałym w wyniku prywatyzacji szpitali. Po prostu w tym wypadku szpital, przychodnia chce wycisnąć jak najwięcej pieniędzy z ubezpieczyciela, a tym samym koszta ubezpieczeń rosną. Jeśli już to ubezpieczenia polecałbym osobom, które mają ciężkie przypadki wymagające kosztownej rehabilitacji, operacji itd. Jest jednak tez inny wariant.
Mianowicie zdrowotne konta oszczędnościowe. Po prostu na nich oszczędzalibyśmy pieniądze na "czarną godzinę". A zapewniam, że to jest możliwe nawet z regularnego odkładania dzisiejszej składki zdrowotnej. Z resztą koszta leczenia byłyby tańsze ze względu na wprowadzenie w pełni wolnego rynku usług zdrowotnych, a tym samym mechanizmu konkurencji, który się po prostu sprawdzał w wielu dziedzinach gospodarki. dlaczego miałby się nie sprawdzać w służbie zdrowia?
Oczywiście wybór powinien należeć do każdego z osobna, którą z możliwości na prywatnym rynku zdrowotnym chce zastosować. Nie może istnieć przymus do danej formy, tak jak to było w latach 80. bodajże w Szwajcarii. Jednak pomimo tego przymusu ten prywatne ubezpieczenia się sprawdziły, o dziwo.
Na koniec muszę zauważyć, że problem biedy i lęku przed prywatną służbą zdrowia wynika z działalności polityków. To oni uniemożliwiają wyjście na prostą samemu poprzez działalność gospodarczą, dorabianie itd. Skazują obywateli na popieranie jałmużny w formie różnego rodzaju zapomóg. Musimy być tego świadomi bez tego jakiekolwiek zmiany są niemożliwe.
Tekst pochodzi z głównego bloga autora pod adresem www.prawica245.blogspot.com.