KATYŃ 2010 BYŁ ZBRODNIĄ LUDOBÓJSTWA
ALEKSANDER SZUMAŃSKI
KORESPONDENCJA Z KRAKOWA
ŚLADAMI BIERUTA
Rządzący Polską podążający świetlanym tropem Bolesława Bieruta zapominają, iż zmarł on w Moskwie, gdzie był gościem XX Zjazdu KPZR na którym Nikita Chruszczow wygłosił tajny referat demaskujący zbrodnie stalinizmu: "O kulcie jednostki i jego następstwach". Według oficjalnej propagandy miało to ponoć wstrząsnąć Bierutem, który przejął się możliwymi konsekwencjami referatu, co dodatkowo pogłębiło i tak niekorzystny stan jego zdrowia.
Śmierć Bieruta nastąpiła podobno dopiero w dwa tygodnie po wygłoszeniu przez Chruszczowa przemówienia, zachodzi więc proste pytanie, co przez dwa tygodnie robił w Moskwie Bolesław Bierut, skoro celem jego wizyty był wyłącznie XX Zjazd KPZR.
Supermistrzowie tajnych nagłych śmierci, jak i wypróbowani od lat ludobójcy, kontynuują linię czerezwyczajki, grożąc a priori swoim śmiertelnym wrogom Polakom sierpem, młotem i czerwoną gwiazdą, aby wywołać zamieszki w Polsce w czasie trwania Euro 2012.
Potulni tuskokomurowie czynią wszystko, aby putinadzie dogodzić, również w nabrzmiałym „kłamstwie Katynia 2010”, co powoli staje się już widoczne nawet dla osób „zupełnie apolitycznych i całkowicie bezpartyjnych”. Tatiana Anodina pokazująca swoje różowe policzki na Kremlu, również w czasie mianowania nowego cara z KGB, utożsamia się już w świecie jako kontynuatorka samego Burdenki, czyli „kłamstwa katyńskiego 1940”.
Poseł Antoni Macierewicz:
„…jest rzeczą niebywałą w dziejach naszego narodu i państwa, aby przedstawiciele najwyższych władz, w tym premier RP, minister obrony narodowej, minister spraw zagranicznych, minister spraw wewnętrznych i przewodniczący komisji badającej wypadek, mając w ręce pełne dowody na kłamstwo pani Anodiny…dysponując materiałem dowodowym, wskazującym wyłącznie na winę rosyjską ukrywał te dowody, uniemożliwiał opinii publicznej dojście do prawdy…”.
Katarzyna Gójska-Hejke „NOWE PAŃSTWO”„MAGIEL – SHOW”:
„…tokujący do siebie współpracownicy Urbana, pitbule Tuska i kilka rozwrzeszczanych bab na dłuższą metę zanudzą publikę. I czar reżimowych gwiazd pryśnie. By tak się stało, w głowach niektórych polityków i publicystów musi się pojawić ta jakże odkrywcza myśl, iż zaspakajanie potrzeb własnego ego to nie jedyna misja, która przyszło im w życiu wypełniać…popłoch doprawdy musi być ogromny skoro najpoważniejszym argumentem przeciwko tezom niezależnych ekspertów było powtarzane w nieskończoność przez prorządowe media stwierdzenie pewnego karateki, „że każdy chłop na wsi wie, że brzoza jest bardzo twarda”. I do tego właśnie sprowadza się dyskusja między tymi, którzy chcą rzetelnego śledztwa, a głosicielami dogmatu o nieomylności i niewyczerpanej uczciwości MAK. Nowoczesne badania naukowe kontra ludyczne banały. Przed totalna kompromitacja chroni tych drugich jedynie szczelny kordon propagandowy. Grubiańskie słowotoki Niesiołowskiego, Palikota et consortesi zapodający je swoim słuchaczom, czy widzom prorządowi żurnaliści są ostatnim bastionem kłamstwa smoleńskiego…”.
„…wszystkie znane publiczne informacje dotyczące okoliczności katastrofy smoleńskiej, dowody na celowe niszczenie wraku, zaniechanie badania ciał ofiar, wskazują, iż 10 kwietnia na terenie Federacji Rosyjskiej doszło do zamachu, a nie wypadku lotniczego…”
Jeszcze 24 maja 2010 roku w tekście „Tatiana Anodina z prymitywnym kłamstwem w tle” napisałem:
„Ze znaczną zwłoką, bo dopiero 26 stycznia 1944 roku sowiecki dziennik „Prawda” zamieścił na swoich łamach „Komunikat Komisji Specjalnej do ustalenia i zbadania okoliczności rozstrzelania przez niemieckich najeźdźców faszystowskich w lesie Katyńskim oficerów polskich”. Zbrodni ludobójstwa na oficerach, polskich jeńcach wojennych, NKWD dokonała na polecenie Józefa Stalina jeszcze w marcu 1940 roku.
Skąd ta zwłoka w publikacji komunikatu?
W kwietniu 1943 roku radio berlińskie podało wiadomość o odkryciu przez Niemców grobów 12 tys. oficerów polskich, jeńców wojennych wymordowanych przez bolszewickie NKWD. Dopiero wówczas powstała „Komisja Specjalna” której komunikat zamieściła moskiewska „Prawda”.
Komunikat ów prymitywnie zredagowany, jako odpowiedź na relacje niemieckie, historycznie nazwano „kłamstwem katyńskim”. Komunikat na wstępie powołuje się na materiał, który został przedłożony komisji przez członka akademii nauk ZSRR N. Burdenkę, jego współpracowników i biegłych sądowo-lekarskich, którzy przybyli do Smoleńska 26 września 1943 roku natychmiast po zdobyciu tego miasta i przeprowadzili wstępne śledztwo i badanie okoliczności wszystkich dokonanych zbrodni. Pomijając merytoryczne, łatwe do rozszyfrowania, naiwne i prymitywne „odkrycia” komisji zwanej „Komisją Burdenki” cytuję zasadnicze ustalenia: „…komisja specjalna sprawdziła i ustaliła na miejscu… że w miejscowości „Kozie Głowy”…znajdują się groby,
w których zakopani są jeńcy wojenni Polacy – rozstrzelani przez okupantów niemieckich… Biegli sądowo-lekarscy dokonali szczegółowego zbadania wydobytych zwłok oraz dokumentów i dowodów rzeczowych, które znaleziono przy trupach i w grobach…”. Komunikat podaje datę mordu na sierpień – wrzesień 1941 roku.
Tekst komunikatu zamieścił również krakowski „Dziennik Polski” 5 marca 1953 roku.
Pełny tekst komunikatu jest zamieszczony w książce „Fotografie polskie” mojego autorstwa – wydanie 2000 roku.
W czasie obchodów 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte Putin porównał zbrodnię w Katyniu do rzekomego mordu sowieckich jeńców wojennych w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku jakiego mieli się dopuścić Polacy.
Lech Kaczyński w swoim przemówieniu na Westerplatte podkreślił, że mord katyński był zemstą sowietów za przegraną wojnę polsko-bolszewicką i przypomniał cios w plecy zadany przez bolszewików 17 września 1939 roku. Kaczyński zestawił mord na jeńcach katyńskich z zagładą Holocaustu – „można zadać pytanie, co łączy Katyń z Holocaustem? Żydzi ginęli, że byli Żydami, polscy oficerowie, że byli Polakami” – powiedział Lech Kaczyński.
Porównanie rzekomego mordu sowieckich jeńców wojennych w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku z ludobójstwem dokonanym przez NKWD w Katyniu nazywane jest wtórnym, lub drugim kłamstwem katyńskim. Autorem tego kłamstwa jest agent KGB Władimir Putin.
Istnieją jeszcze w niewymiernej liczbowo ilości, prawdy katyńskie w tle jedynej prawdy. Do nich należy zaliczyć aresztowania, torturowania i skazywania na wieloletnie więzienia przez sądy powszechne w PRL obywateli polskich, którzy odważyli się rozpowszechniać jedyną PRAWDĘ o Katyniu.
Milczenie polityków Zachodu było oszustwem i zarazem następnym kłamstwem katyńskim.
„Dziennik” z dnia 8 lutego 2008 podał w wywiadzie dla rosyjskiej agencji „Interfax” odpowiedź Donalda Tuska na pytanie Putina: „a więc pana rząd nie będzie jak poprzednicy żądać przeprosin za Katyń?”
„Nie do końca zgadzam się w tej sprawie z poprzednim gabinetem. Nie sądzę, by wzywanie kogokolwiek do przeprosin było zadaniem polityków”.
Tymczasem rosyjski portal internetowy związany z Kremlem / gazieta.ru / napisał w tytule o premierze rządu polskiego Donaldzie Tusku po jego wizycie w Moskwie: „Nasz człowiek w Warszawie”.
Śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem przeprowadza strona rosyjska, a propagandziści obu stron powtarzają, iż współpraca polsko-rosyjska układa się bardzo dobrze, bez uchybień, równocześnie nie udzielając odpowiedzi na nurtujące polskie społeczeństwo pytania. Żądania społeczne – m.in. apel prof. Jacka Trznadla – powołania komisji międzynarodowej są ignorowane i pozostają bez odpowiedzi. Arogancja rządzących jest rzadko spotykaną, niebywałą formą nie liczenia się ze społeczeństwem. Mnożą się fakty łamania podstawowych zasad i norm społecznych, pozostawia się teren po wypadku nieogrodzony, znajduje się na nim pieniądze, dokumenty, m.in. paszport, ludzkie kości etc. Nie dopuszcza się polskich archeologów do pracy w terenie katastrofy. Wyniki sekcji zwłok rosyjskich służb – „zgon na skutek licznych obrażeń” są już kpiną z polskich rodzin ofiar katastrofy i z polskiej racji stanu. Do dzisiaj oczywiście nie wiadomo jakie ciała przyleciały z Moskwy i kogo właściwie pochowano.
Odmawia się rodzinom wydania ubrań osób które zginęły, po partacku tłumacząc to względami epidemiologicznymi. Jakie tajemnice kryją ubrania?
Przewodnictwo komisji rosyjskiej objął Putin za zgodą Tuska, obaj w uścisku na licznych foto. Przyduszony do muru Tusk odpowiada bezczelnym pytaniem: „to kogo mamy posłać do pilnowania terenu, policję polską, czy polskie wojsko?”. Oficerowie BOR na miejscu katastrofy odpierali ataki ruskiej MO /ZOMO?/ broniąc ciała Prezydenta RP – i nie oddali. Podobno strzelali, tylko do kogo, jak nie ma trupów? Ale ciała Pani Prezydentowej już nie odzyskali, pojechało do Moskwy, a potem podano, że ciała Pani Prezydentowej na razie nie odnaleziono itd. itp. A jakie osoby zginęły na „skutek licznych obrażeń”, tego współcześni już, biegli sądowo – lekarscy nie podali.
Tymczasem jak donosi „Rzeczpospolita” z dnia 22 maja 2010 w wojskowym dodatku do centrowej „Niezawisimoj Gaziety” kontrolowanej przez Kreml, skierowanej głównie do inteligencji rosyjskiej ukazała się notatka „Dziadek Tuska z Wehrmachtu i pytania o Katyń”. Pojawiła się następna publikacja podważająca odpowiedzialność NKWD za zbrodnię w Katyniu i zrzucająca winę na hitlerowskie Niemcy. Jej autor twierdzi, iż dziadek polskiego premiera Donalda Tuska, Józef, wcale nie został przymusowo wcielony do Wehrmachtu, ale zgłosił się jak wielu innych na ochotnika.
Wg. „Dziennika” z dnia 6 lutego 2008 roku Rosjanie znowu negują prawdę o Katyniu: „Niezawisimaja Gazieta” kremlowski organ zamieszcza stare kłamstwa o Katyniu: „Nie ma dowodów, że za zbrodnię na polskich oficerach odpowiada NKWD”.
Kto poza Putinem bada przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem? Ano szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego /MAK/ niejaka i nijaka Tatiana Anodina.
TATIANA ANODINA – WEDŁUG „GAZETY WYBORCZEJ” PRZEWODNICZĄCA MIĘDZYNARODOWEJ KOMISJI DO ZBADANIA KATASTROFY POD SMOLEŃSKIEM.
Jakiej komisji międzynarodowej? Zapewne według „Gazety Wyborczej” chodzi o znaną inwokację
– „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”.
W odróżnieniu od komisji Burdenki składającej się z „wybitnych autorytetów” stalinowskich i religijnych pani Tatiana nie występuje jako autorytet, bo to jest już spalone. Jest to zwykła radziecka kobieta, inteligentka XXI już wieku, w okularach, kolczykach, perłach na delikatnej szyjce, fryzurce chemicznej blond i buzi w ciup, jak widać na załączonym obrazku z „Gazety Wyborczej”. To wszystko co można o tej pani powiedzieć. Kim jest? Oto jest pytanie. Lotniczką, stewardesą, fryzjerką, mechanikiem pokładowym, a może TW samego Putina? Jakie ma wykształcenie? Prawnicze, średnie mechaniczne, podstawowe, z maturą czy bez? Takie blondynki jednak muszą być „wykształcowane”, w myśl starej bolszewickiej zasady ”nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”.
I oto taka pani z tytułem przewodniczącej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego podpisuje raport w sprawie tragedii pod Smoleńskiem / „Rzeczpospolita” 21 maja 2010 /. A gdzie podpis Putina powołanego przez Tuska na przewodniczącego komisji? Nie ma! Zapewne się wystraszył raportu i nie chciał podpisać. A ten raport to oczywiście wielka kompromitacja pani Tatiany i wszystkich polsko-radzieckich propagandzistów od siódmej boleści.
Kogo usiłują „eksperci” oszukać? Naród polski pogrążony w żałobie, te tłumy interlokutorów red. Jana Pospieszalskiego, a może tylko rodziny katyńskie 2010? Ten raport trudno nazwać skandalem, czy kpiną w „żywe oczy”, to jest arogancka rosyjska drwina z żałoby narodowej i Katynia 2010. Do tej drwiny przyłączyli się polscy propagandziści z bezczelnym premierem rządu RP Donaldem Tuskiem „ich człowiekiem w Warszawie” w „nelsonie” z Putinem. Medwiedew oddał Tuskowi akta katyńskie jak szumnie zapowiadał? Owszem, wręczył dokumenty dawno już znane polskim historykom.
Raport nie odpowiada na żadne z wielu pytań zadawanych przez profesjonalistów i zrozpaczone społeczeństwo. Jest tak arbitralny w swym wyrazie, aż do bólu. Kłamie w każdym zdaniu. Usiłuje w dalszym ciągu poniżyć Lecha Kaczyńskiego – jako jednej z dwóch osób znajdujących się w kokpicie pilotów w czasie lądowania. Nie wyraża tego personalnie , ale domyślnie. Główni winowajcy, tak jak pięć minut po katastrofie, to mgła i załoga. Lotnisko świetnie przygotowane, a rosyjscy kontrolerzy nie dopuścili do zaniedbań. Aby na pewno? Nikt nie powiedział co mówili kontrolerzy, na co pozwolili załodze, jakie komendy wydawali i całą też winę p. Tatiana zrzuca na polskich lotników.
Raport nie wspomina, iż okoliczności wypadku wskazują, że istnieją możliwości celowego zakłócenia pracy urządzeń pokładowych, w tym precyzyjnego systemu TAWS /Terrain Awareness and Warning System TAWS /, zabezpieczającego pilotów przed nadmiernym zbliżaniem się do ziemi. Samolot prezydencki był wyposażony w amerykański system TAWS i byłby pierwszym w historii samolotem, który uległ katastrofie w wyniku niewłaściwej pracy tego urządzenia. Zakłóceniu pracy, poprzez wysyłanie przesuniętych w czasie sygnałów radiowych, można dokonać bądź przy użyciu satelity, bądź z urządzeń znajdujących się w pobliżu lotniska.
Usłużni tuskowcy posłużyli się już przecież harmonogramami ćwiczebnymi polskich pilotów, a p. Tatiana w mig uznała słabe ich wyszkolenie, ale dlaczego po katastrofie wymieniano, czy wkręcano nowe żarówki do oświetlenia lotniska, skoro lotnisko było znakomicie przygotowane? Tego raport nie wyjaśnia. Dlaczego kontrolerzy nie powiedzieli załodze o złym oświetleniu pasa?. Oglądaliśmy zdjęcia z otoczenia lotniska. Nie rozumiem, jak mogą w odległości poniżej 1000 m od pasa lotniska rosnąć drzewa, a tuż przy płycie lotniska stoi rozwalona chałupa.
Rzeźba terenu tuż przy zetknięciu z ziemią nagle się zmienia w uskok powyżej płaszczyzny lotu, a pod spodem jest głęboki jar. Jeden samolot tuż przed tragedią omal nie uległ katastrofie. Jak na lotnisku może samolot skrzydłem ucinać drzewo i zahaczać o trakcję energetyczną? Dlaczego pas lotniska posiada płyty z dylatacjami /spoinami/ bez wypełnień? Kto takie lotnisko dopuścił do eksploatacji? Dlaczego polscy eksperci nie wydali opinii o stanie technicznym lotniska. Kto zezwolił w takiej sytuacji na lot najwyższych władz państwowych z dwoma prezydentami na pokładzie. Rząd powinien się podać natychmiast do dymisji, a skoro był to samolot wojskowy rozpatrywany wg konwencji chicagowskiej to Klich powinien sobie strzelić w łeb, a nie narodowi strzelać kłamstwami w zmowie z p. Tatianą.
Nie pora na wprowadzanie opinii publicznej w błąd o rzekomych międzynarodowych korzeniach komisji i wsparciu kolegów z USA i państw UE. Jeżeli jest to prawda, to dlaczego nie wymienia się nazwisk ekspertów zagranicznych, a kto personalnie figuruje w raporcie specjalistów Ministerstwa Obrony Rosji?
Jeżeli wszystkie części samolotu zostały zabezpieczone i skatalogowane, to skąd się biorą części samolotu na miejscu katastrofy, a niektóre są w posiadaniu dziennikarzy „Gazety Polskiej”? Dlaczego urządzenia elektroniczne korespondujące z urządzeniami w samolocie zostały z lotniska usunięte po wylądowaniu samolotu z Tuskiem. Do dzisiaj nie trafiły do Polski czarne skrzynki. Tylko Klich i Miller przesłuchali zapisy rozmów członków załogi. P. Miller publicznie oświadczył, że nie ma możliwości szybkiego wyjaśnienia przyczyn katastrofy, o ile w ogóle takie istnieje.
Z raportu wynika, że samolot trzykrotnie podchodził do lądowania. Natychmiast po katastrofie podano czterokrotne podchodzenie do lądowania, później okazało się, że tylko raz, a teraz trzy razy. To ile razy TU-154 podchodził do lądowania? Czy należy to obliczyć średnią arytmetyczną?
Raport zatrzymuje się na stwierdzeniach o niezawisłości i profesjonaliźmie specjalistów. A jest on nie tylko niechlujny merytorycznie i formalnie, ale roi się ewidentnych bzdur w rodzaju – „wyniki będą jawne”, „ktoś był w kokpicie” przy utajnionych rozmowach dwóch osób/ przesłuchał Miller i Klich /, „ani atak, ani pożar, ani awaria”, „należy podwyższyć bezpieczeństwo”.
Raport wyszczególnia terminy prac komisji rosyjskich, powołanych do kwalifikacji technicznej lotniska, podając w orzeczeniach ogólny wniosek, że parametry i charakterystyki dokładności radiolokatora lądowania, dalszej i bliższej radiostacji z markerami, oraz oprzyrządowania świetlno-sygnalizacyjnego odpowiadają wymaganiom krajowego ruchu lotniczego Rosji i są wystarczające do obsługi lotów. Raport poza datami nie podaje nazw komisji, ani nazwisk jej członków.
Raport opracowano w języku rosyjskim i przekazano do TVN24.pl gdzie dokonano tłumaczenia na język polski. Autor tłumaczenia Jan Kłoczko. Czy raport dotarł drogą oficjalną do władz polskich „RZ” nie podaje.
Jaką kolejną liczbą mordów sowieckich ująć Katyń 2010?
Jak długo jeszcze rząd będzie rżnął głupa z narodu i rodzin katyńskich 2010? Ilu jeszcze politykierów będzie szydzić z narodu nazywając 8 milionowy elektorat bydłem, pedofilami i nekrofilami. Jak można pozwolić moralnie i prawnie porównywać trumnę śp. Prezydenta RP do skoku na nią, podobnie jak Józefa Piłsudskiego na kasztankę. Czy polscy prokuratorzy są ślepi i głusi w zadufaniu rządzących. Gdzie jest komisja etyki poselskiej i czego pilnuje? Jak Komorowskiemu nie wstyd za komentarz gruziński „jaka wizyta taki zamach” „z 30 metrów nie trafić w prezydenta, co to za snajper?”. Czy p. Komorowski przeprosił za gruzińskie politykierstwo?
To ma być kandydat na prezydenta RP?
Portal Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża www.wzzw.wordpress.com oskarża prezesa Rady Ministrów RP Donalda Tuska:
„o to, że działając wspólnie i w porozumieniu działał na szkodę interesu Państwa Polskiego. W celu poniżenia rywala politycznego na arenie wewnętrznej dał się wciągnąć w rozgrywkę, która doprowadziła do śmierci Prezydenta RP i 95 towarzyszących mu osób. Oskarża go również o to, że działając wspólnie i w porozumieniu z obcym i wrogim mocarstwem nie zawahał się tak pokierować śledztwem, aby nigdy nie zostały wyjaśnione wszelkie okoliczności tej tragedii”.
Dlaczego, zapewne nie w interesie narodowym, zaistniała zmowa Tuska z Putinem, aby uroczystości w Katyniu odbyły się bez obecności Głowy Państwa. Zapewne uniknęłoby się katastrofy. A tak ”wataha została dorżnięta” według Sikorskiego, a według Tuska „wyginęli jak dinozaury”.
Ciekawe spostrzeżenia zamieszcza „Głos Polski” Toronto w numerze 19 z 3-11 maja 2010 roku:
„ …prezydencki TU-154 nie mógł ulec tak poważnym zniszczeniom, jeżeli jego ostatnie chwile wyglądały tak, jak to przedstawiają Rosjanie – mówi znawca dynamiki lotu i płatowców. Powinien ślizgając się po zagajniku uderzyć kadłubem w podłoże. Nie zdążyłby się przewrócić. Niemożliwe, by roztrzaskał się na drobne kawałki
– dodaje.
Niemal wszystko wokół tej katastrofy jest niejasne, a w całej sprawie więcej jest pytań niż odpowiedzi.
Jednak z relacji świadków i informacji ze śledztwa, w tym dotyczącym odczytu czarnych skrzynek,
oraz opinii specjalistów, wyłaniają się najbardziej prawdopodobne hipotezy. Śledczy badający przyczynę katastrofy samolotu prezydenckiego będą brali pod uwagę m.in. jako jedną z wersji ewentualny zamach – przyznał na konferencji prasowej prokurator generalny Andrzej Seremet. Niewytłumaczalna jest skala zniszczeń.
Doświadczeni piloci nie kryją oburzenia:
Podchodzenie do lądowania nie w osi pasa, wysokość samolotu kilka metrów nad ziemią na kilometr przed pasem. Co tam się działo na Boga? – dziwi się emerytowany pilot tupolewów i antonowów .
Naoczni świadkowie, pracownicy bazy i mieszkańcy potwierdzają, że samolot skręcał na bardzo niskiej wysokości, zahaczając niemalże o samochody jadące lokalną drogą. Kierowcy i przechodnie widzieli upadek, oraz wybuch i pożar.
Niektórzy, według doniesień, twierdzą, że wybuch nastąpił zanim maszyna rozbiła się o ziemię. Tupolew 154 jest masywnej konstrukcji. Znane są przypadki awaryjnych lądowań „tutka” na polach.
Nie brak opinii, że miał wystarczające zabezpieczenia, aby wylądował awaryjnie nawet na małym lesie / bardzo mocna konstrukcja kadłubowa i wielokołowe podwozie /.
Skąd więc taka skala zniszczeń samolotu? W relacjach filmowych widać kilka poszczególnych części samolotu, 10 – 15 % kadłuba. Gdzie się podziała reszta szczątków tej potężnej maszyny? Jest to 80 tonowy samolot, zabierający ponad 100 pasażerów. Skoro maszyna rozbiła się na ziemi, dlaczego części zostały rozrzucone na obszarze 700 – 800 m?
Niewykluczone, że Tu – 154 rozleciał się już w powietrzu, a na ziemię spadały pojedyncze szczątki. Przypomnijmy, ze prezydencki tupolew zahaczał o drzewa, po ścięciu gałęzi na wysokości najwyżej 5-6 m wzbił się na chwilę w górę, a pilot stracił kontrolę prawdopodobnie dopiero po zetknięciu z większym drzewem, najwyżej 6-8 m nad ziemią. Impet uderzenia pochodził więc głównie od ruchu w poziomie, przy minimalnej prędkości. Rzadki zagajnik – jak widać na zdjęciach, w którym leżą szczątki – nie powinien, według specjalistów, spowodować tak strasznych skutków przy lądowaniu.
Samolot nie mógł rozpaść się na kawałki.
Aleksander Szumański