Bez kategorii
Like

Skradzione pieśni (2/2)

12/02/2012
419 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
no-cover

Skandal wokół ACTA zwraca powszechną uwagę na prawa do tzw. własności intelektualnej. Czy można jakiemuś narodowi ukraść pieśń albo melodię? Okazuje się, że tak i jest to nawet całkiem częste. Oto przykład z Kaukazu.

0


 

Nasza indywidualistyczna cywilizacja zachodnia z przesadą, której przykładem jest ACTA, strzeże lub chce strzec praw autorskich tylko wobec firm i osób prywatnych. Jednakże tam, gdzie tożsamość zbiorowa, w tym narodowa i plemienna, odgrywa nadal dużą rolę, prawa autorskie mogą być odczuwane kolektywnie, też zresztą przesadnie, a nawet do granic absurdu. Etnografowie i historycy całkiem często opisywali nawet wojny plemienne o prawa wyłączności do jakiejś pieśni, eposu, zaklęcia, tańca lub znaku. Najczęściej dotyczy to obszarów górskich o dużej różnorodności etnicznej i zwykle chodzi o utwory odczuwane jako bardzo wartościowe. Także w historii muzyki znamy przypadki plagiatów i podkradania sobie pieśni i melodii przez całe narody. Wynika z tego, że muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale może też być zarzewiem konfliktu. Przykładem wielkiej pieśni, właściwie melodii, o którą toczy się stary spór między Ormianami i Turkami azerskimi jest przepiękny utwór azerskiego kompozytora i muzyka Alekpera Tagijewa pt. „Sen Gelmez Oldun” (Kraina Ognia). Tak w starożytności nazywano Azerbejdżan z uwagi na wiecznie płonące naturalne flary uchodzącego gazu ziemnego na roponośnych złożach wokół dzisiejszego Baku. Został skomponowany do kiczowatego filmu o tym samym tytule i robi odtąd wielką karierę jako podkład albo chillout muzyczny na całym Wschodzie. Można go usłyszeć na bazarach i w pałacach, ostatnio słyszałem go jako przewodni motyw muzyczny w tle obrad światowej konferencji energetycznej w Abu Dhabi 17-18 stycznia 2012, gdzie – jak się wydaje – jest szczególnie lubiany. Utwór ten w azerskiej wersji w wykonaniu Alihana Samedova prowadzi jej główny temat muzyczny na bałabanie (ludowym oboju). Oto zwiastun oryginalnego filmu z tym utworem:

 

Problem leży w tym, że jest to najprawdopodobniej stara melodia ormiańska, którą im ukradziono i podrasowano korzystając z tego, że nikt jej przedtem nie zastrzegł. Tak twierdzą niektórzy muzykolodzy, a zwłaszcza sami Ormianie, których oburza też to, że w dawnej ormiańskiej wersji była ona uważana za pieśń o miłości do ojczyzny i do góry Ararat, zabranej im przez Turków po wielkiej rzezi. Po ormiańsku pieśń ta nazywa się zresztą Hajastan (Armenia) i bywa ona od dawna wykonywana zwłaszcza jako utwór weselny. Wersja turecka grana jest zresztą – co zawsze podkreślają Ormianie – nie na żadnym bałabanie, jak nazywają ten instrument Turcy, tylko na duduku, który jest niemal świętym narodowym instrumentem muzycznym Armenii i który też przejęto od nich. „Nie dość, że połowę z nas wymordowali, że zabrali nam większość ziemi ojczystej ze świętą górą Ararat i zabytkami sięgającymi 3000 lat, które metodycznie zniszczyli, to jeszcze nam ukradli naszą starą pieśń, a nawet nasz narodowy instrument” oburzają się Ormianie. Dowodzenie, że była to zawsze pieśń ormiańska utrudnia fakt, że utwór był tylko instrumentalny i nie miał słów do śpiewania.

Silne lobby tureckie skutecznie wylansowało już tę melodię w zachodnim świecie muzyki komercyjnej jako kompozycję azerską. Nawet część Ormian zgrzytając zębami gotowa jest w tej sytuacji zrezygnować z dalszej walki „i pilnować następnych, aby nam nie ukradli” dodając, że Ormianie ze swej kultury potrafią stworzyć jeszcze wiele takich arcydzieł, a ludy turańskie potrafią tylko zabijać, rabować i kraść. Recz jasna, nie jest to prawdą, ale spór trwa i dodaje się do i tak już gęstej atmosfery jaka panuje na Zakaukaziu. Ormianie mają tam zresztą poważniejsze zmartwienia: jak dotąd na arenie międzynarodowej nie mogą wywalczyć uznania, że „Medz Jeghern”, czyli wymordowanie około 1,5 miliona z nich w latach rewolucji młodotureckiej (1914-17) przez Turków i Kurdów było holokaustem, który zresztą może wkrótce zostać powtórzony na ich wschodniej flance, kiedy Azerbejdżan rozpocznie wojnę o Górny Karabach, na co się coraz bardziej zanosi. Tu trzeba koniecznie zaznaczyć, że Azerowie to po prostu wschodnie odgałęzienie Turków, mówiące prawie tym samym językiem, co zachodni Turcy właściwi (Osmanie).

 

Sama pieśń jest niezwykle piękna i porusza do głębi. Bez względu na to, komu ostatecznie ma przypaść jako narodowa własność, warto jej posłuchać. Podaję ją w wykonaniu ormiańskim z dudukiem na tle ormiańskich motywów: góry Ararat, ruin starych kościołów i kwitnących moreli. Ormiańskie duduki wyrabia się właśnie z morelowego drewna. Ten fascynujący instrument zasługuje na osobny, porządny artykuł we właściwym czasie.

 

Bogusław Jeznach

0

Bogus

Dzielic sie wiedza, zarazac ciekawoscia.

452 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758