Józef Chełmoński, Burza. 1896. [Public domain], via Wikimedia Commons
Zniekształcenie pozdrowienia „Laudetur Jesus Christus” ma już długą historię. Zdecydowanie krótszą ma inne katolickie pozdrowienie – „Szczęść Boże!” Ono, dla odmiany, choć semantycznie zachowało swój kształt, zdecydowanie zmieniło swą merytoryczną zawartość. Kiedyś powszechnie witano tak ludzi zajętych swoją pracą, np. rolnika, rzemieślnika. Pozdrawiany logicznie odpowiadał – „Daj Boże”, bo faktycznie to, co dobre w naszym życiu zdarzyć się może, od Pana Boga jest zależne. W sytuacji, gdy Boga zastąpiła np. korporacja, to pozdrowienie straciło swój sens i ludzie podpierają się teraz wyćwiczonym na kursach komunikacji standardowym „Dobrego dnia”…
Natomiast to „Szczęść Boże” stało się wygodnym zamiennikiem dla „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, co ma miejsce we współczesnym Kościele eksponującym obowiązujący ekumenizm. Odpowiedź na takie przywitanie jest tutaj równie bezpieczna i nie ma w niej mowy o jakichś „wiekach”, bo przecież świat zmienia się tak szybko, że czymś wstydliwym towarzysko byłoby krępować się zbyt „obcisłą” formułą. I nawet, kiedy słyszę to „Szczęść Boże” z ust człowieka w koloratce (o sutannę u księży coraz trudniej), to jakbym słyszał: „Sie ma!”.
Co ciekawe, te zmiany i przeinaczenia, które implantuje w świecie wiary modernizm, są także obecne w środowiskach definiujących się jako konserwatywne. Jedną z najpiękniejszych, ale i najistotniejszych fraz modlitewnych jest ta zaczynająca się od słów: „Gloria Patri, et Filio, et Spiritui Sancto…”, co się po polsku wykłada: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu…”. Okazuje się, że nagminnym jest przekręcanie dalszego ciągu tego zdania, gdzie zamiast sformułowania „jak była na początku” („sicut errat in principio”), mówi się „jak było na początku”. I tak osoba wierząca w Boga w Trójcy Jedynego, zamiast zanurzyć się w swej wierze, w której owa Chwała (Gloria) od początku była oddawana Trójcy Świętej, przywołuje mitologiczny pogański „chaos”, który według starożytnych Greków był na początku wszystkiego. Jeden zmieniony wyraz, a taka „niespodziewanka”. A przecież domykająca każdą katolicką Mszę Świętą Ewangelia według św. Jana mówi jednoznacznie, że „Na początku było słowo…”.
Porę południową każdy katolik kojarzyć powinien z modlitwą „Anioł Pański”. I pięknie, jeżeli nie tylko kojarzy, ale też się modli. Ja jeszcze pamiętam, jak niegdyś, na dźwięk kościelnego dzwonu, mężczyzna idący w polu za koniem ciągnącym pług zatrzymał się, zdjął czapkę i uczyniwszy znak krzyża trwał chwilę w milczeniu. To był czas na tę właśnie modlitwę, która – jak wiadomo – dzieli się niejako na trzy części, a z których każda zawiera w sobie zawołanie i odpowiedź poprzedzające kolejne „Zdrowaś Maryja”. W tej trzeciej części na zawołanie – „A Słowo Ciałem się stało” („Et Verbum caro factum est”), pochylając głowę odpowiadamy: „I mieszkało między nami” („Et habitavit in nobis”). Nagminnym jest, że zamiast „mieszkało”, mówi się dzisiaj błędnie „zamieszkało”. I znów mamy do czynienia z istotnym przekręceniem merytorycznego sensu modlitwy, bo wiedząc dobrze, że Słowo, to Chrystus, nie możemy Jego z nami ludzkiej egzystencji rozciągać „na zawsze”. Słowo pomiędzy nami było na czas swego ziemskiego żywota, a więc od Narodzenia w Betlejem po Wniebowstąpienie na Górze Oliwnej. Tak więc Pan Jezus mieszkał pomiędzy nami, a nie zamieszkał. Ta druga forma wskazywała by gramatycznie na to, że mieszka nadal i to jako Słowo-Człowiek. A to już jest herezja.
Jeżeli ktoś zapyta, dlaczego czepiam się pojedynczych słów, to odpowiem, że nawet w baśni, nawet w bajce, jedno zmienione słowo, nawet jedna przekręcona litera, uniemożliwiają otwarcie tych najważniejszych drzwi, tego przysłowiowego sezamu. A i w rzeczywistości, co dobrze wiemy, błąd w adresie, inna liczba w numerze telefonu i mamy problem – do kogoś nie dotrzemy na czas, coś ważnego bezpowrotnie może przepaść. Świat duchowy rządzi się jednoznacznymi formułami (np. ryty egzorcyzmów) i wiadomo, że tutaj chodzi o być albo nie być na całą wieczność. Jeżeli źle się modlimy, to znaczy, że źle wierzymy, a jeżeli źle wierzymy, to znaczy, że tracimy szansę na zbawienie, czyli otwiera się przed nami piekło. Prawda, jakie to niesamowite – jak wiele zależeć może od jednego słowa. A co dopiero od całego zdania…
Sługa Boży ksiądz Piotr Skarga „Na Ośmnastą Niedzielę Po Świątkach”, w kazaniu o wierze powiedział, cytując św. Jana Ewangelistę, że „kto wierzy w Syna Bożego, ma żywot wieczny”. I dodał od siebie, komentując powyższe:
Nie zgoła ma żywot wieczny, ale jeżeli wierzy. A nie lada jako wierzy, ale wiarą prawdziwą i żywą. Bo też mówi Pan: „Każdy kto prosi, bierze”. A nie każdy bierze. Bo mówi Jakub św.: „Prosicie, a nie bierzecie, bo źle prosicie”. Także może rzec: Wierzycie, a zbawienia nie macie, bo źle wierzycie.
Tomasz A. Żak