Bardzo interesujący w kontrolowanej katastrofie Boeinga 727 jest sposób za pomocą którego zdalnie naprowadzono samolot do zderzenia z ziemią.
Bardzo interesujący w kontrolowanej katastrofie Boeinga 727 jest sposób za pomocą którego zdalnie naprowadzono samolot do zderzenia z ziemią. Przyznam, że od razu przyszła mi na myśl nierozwikłana dotąd zagadka, czemu TU-154 opadał ze 100m dalej, pomimo że piloci czynili wysiłki, aby go podnieść.
Sposób mógł być prosty a genialny.
W kontrolowanej katastrofie Boeinga 727 wykorzystano stosowaną w modelarstwie metodę czyli serwomechanizm. Autorzy pomysłu sami się chwalili, że im jako pierwszym udało się sterować zdalnie tak dużym samolotem za pomocą identycznego pilota, jakiego używa się do modeli samolotów.
Na filmie pokazano, że po zdjęciu podłogi w przejściu między siedzeniami widać wiele przebiegających wzdłuż kadłuba cięgieł sterujących samolotem. Do niektórych z nich przymocowano siłowniki. W ten sposób przejęto kontrolę nad trzema funkcjami:
Podnoszenie i opuszczanie dziobu – wznoszenie lub opadanie samolotu
Wychylenie klap skrzydeł – skręcanie
Otwieranie przepustnicy silnika – siła ciągu
Pokazano, że wolant poruszał się sam, nawet kiedy pilot samolotu wstał ze swojego fotela. Samolot posłusznie zniżał się dalej, kierowany sygnałem z awionetki, podczas gdy pilot wyskoczył z Boeinga na spadochronie.
Pewnym problemem była siła sygnału pozwalająca utrzymywać kontrolę nad samolotem z odległości nie większej niż 47 m. Lecąca równolegle Cesna nie nadążała za Boeingiem, ale znaleziono inny, szybszy samolot.
Opisałam to w moim poprzednim tekście koncentrując się jednak na refleksjach dotyczących pasażerów, również w związku z ujawnionymi niedawno zdjęciami ofiar.
Znalazła się tam też poniższa konkluzja:
Dobrze to należy przeanalizować w kontekście faktu, że Tu154 dalej się zniżał z wysokości 100m, pomimo komendy „Odchodzimy”, oraz cięcia przez Rosjan przewodów we wraku.
Dodam jeszcze: w kontekście remontu w Samarze.
Bardzo proszę o rozważenie, czy jest możliwe uzyskanie tak silnego sygnału, aby móc przejąć kontrolę nad TU-154 z ziemi lub innego ruchomego obiektu?
Czy takim obiektem mógł być IŁ 76 ?
Czy włączenie serwomechanizmu mogło uniemożliwić pilotowi dalsze sterowanie samolotem?
Czy w Samarze można było zamontować do cięgieł siłowniki tak, aby nie zostały zauważone później przez polską obsługę?
Może autorzy eksperymentu na meksykańskiej pustyni nie powinni tacy pewni, że nikt przed nimi nie sterował zdalnie tak dużym samolotem. Przygotowania do eksperymentu trwały cztery lata, a „szpiony” mogą być wszędzie.