Bez kategorii
Like

Seks, ACTA i pliki wideo

31/01/2012
514 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

W sprawie ACTA padły już chyba wszystkie tradycyjne pytania, od „Kto za tym wszystkim stoi?” do „Czy katolik może…?”. Walka wokół dokumentów toczy się na co najmniej czterech frontach.

0


Na początku ACTA próbowano wprowadzić po cichu, jak po cichu dokument ten wcześniej pisano. Bez społecznych konsultacji, bez informacji – bez problemów. Gdy okazało się, że te jednak będą, zaczęła się wielka medialna manipulacja. Udział w niej biorą zarówno zdeklarowani zwolennicy ACTA, jak – zapewne nie wszyscy świadomie – niektórzy sceptycy bądź przeciwnicy. Pierwsza wątpliwość (by nie powiedzieć – oszustwo) to kwestia przedstawienia ACTA jako jedynie "obrony praw autorskich", czy wręcz "praw artystów". Powstało na ten temat wiele tekstów, tak więc nie warto chyba tu przypominać wszystkich wątpliwości, wystarczy zauważyć, że rozwiązania przyjęte przez ACTA chronią korporacje i ewentualnie artystów zrzeszonych, tymczasem twórcom niezrzeszonym ochrony odmawiają – polecam dyskusję na Niepoprawnych. Wokół jednak tej nośnej tezy (Hołdys) buduje się kłamstwo drugie.

Protestującym chodzi wyłącznie o swobodę kradzieży własności intelektualnej przez internet. Zostawiając na boku sprawę "własności intelektualnej", pojęcia, które jest mocno dyskusyjne, skupmy się jednak na kwestii przeciwko czemu naprawdę protestujemy. Niestety, złą robotę robi spora część samych protestujących, wybierając fajerwerki – nośne hasła, idealnie wpisując się w narrację "protestu konsumentów darmowej pornografii", tymczasem ACTA, przy skrajnie restrykcyjnym, ale przecież nie niemożliwym podejściu, uderzyć może w każdego użytkownika sieci – nie musi się on nawet zajmować pornografią ani, co chyba jeszcze gorsze w dzisiejszym świecie – krytyką władzy. Przyjrzyjmy się użytkownikowi forum dyskusyjnego, poświęconego muzyce.

Myślę, że większość czytających miała okazję korzystać z forum dyskusyjnego, więc wie, jak wygląda standardowa aktywność użytkownika. Wyobraźmy sobie, że użytkownik zamieszcza recenzję płyty. Opatruje ją zdjęciem okładki, znalezionym na stronie jednego ze sklepów internetowych. W swój post wplata fragmenty tekstów, a, że jest wielkim fanem i chce, by recenzja wyglądała atrakcyjnie, umieszcza tez zdjęcie zespołu. Inne, małe zdjęcie muzyków lub okładkę płyty, umieszcza w swoim awatarze (małym obrazku, który pojawia się zawsze przy jego postach). Fragment jego ulubionej piosenki widnieje w sygnaturce, czyli podpisie, który zawsze, automatycznie, pojawia się pod każdym jego wpisem. Mój Boże, ile razy taki fan muzyki złamał w tym momencie przepisy ACTA, nawet o tym nie wiedząc. Nie ma praw do okładki, do fragmentów tekstu, do wizerunku zespołu… A może jeszcze wrzuci link do teledysku na youtube? No, teraz już raczej teledysk będzie legalny, ale przecież dotąd nie było to normą. Jako moderator kilku forów musiałbym zastanowić się nad poważnym edytowaniem całej, powstałej przez wiele lat, zawartości. A i użytkownicy innych forów mogą mieć podobne problemy, choćby to było forum o kotkach. Ok, wrzucisz film ze swoim kotem, ale po czym na filmie skacze kotek? O, przewrócił puszkę Pepsi. Wylała się na podstawkę pod mysz z Hello Kitty. Chwila, masz prawa do wykorzystania loga Pepsi i wizerunku Hello Kitty? Hm? Ok, wpadamy w paranoję, ale kilkanaście lat temu bardzo wiele dzisiejszych rozwiązań prawnych czy absurdów politycznej poprawności uznalibyśmy za sen wariata.

Kolejna manipulacja, na razie zresztą umiarkowanie udana, to próba zawłaszczenia protestów. Oczywiście, w pełni uzasadniona z punktu widzenia polityki. Mamy oto, obok mniejszych, politycznie ogarniętych i posiadających wyraziste (od narodowców do syndykalistów) poglądy grupek, masę, której dotąd specjalnie nic nie obchodziło i czuła się chyba nawet w miarę bezpiecznie. Teraz przeżywa swoje pierwsze poważne rozczarowanie. Może uda się wykorzystać to niespodziewane otwarcie oczu, by pokazać kilka innych spraw i zdobyć głosy ludzi, którzy na wybory pójdą po raz pierwszy. Oczywiście, tu największym oszustem jest Palikot. Po zagraniu roli katolickiego etyka biznesu, konserwatywnego filozofa, zwolennika POPiS, obrońcy uciśnionych gejów i SLDowców, politycznego bandziora i człowieka od brudnej roboty Platformy Obywatelskiej, teraz obsadza się (sam? pytanie retoryczne) w roli nowej twarzy polskiej polityki. Jedni się na to łapią, inni nie – co widzieliśmy w Warszawie. Nie przeceniałbym jednak faktu pogonienia Palikota z piątkowego protestu. Owszem, miłe to dla oka, ale gdyby pojawił się tam dowolny inny polityk, zapewne skończyłby tak samo. Większe znaczenie ma oświadczenie organizatorów protestów przeciwko planom Palikota zasłonięcia maską twarzy pomnika Chrystusa w Świebodzinie. "Palikot chce podzielić protestujących, obrażając uczucia religijne części z nich" – piszą. Palikot rozbija pierwszy od dawna protest ponad codziennymi podziałami, czyniąc udział w nim czymś obrzydliwym dla sporej części uczestników. Już przed warszawską demonstracją i zaraz po niej, zanim w sieci można było zobaczyć, jaki przybrała obrót, część moich znajomych mówiła, ze nie zamierza brać udziału w cyrku palikociarzy. Dodam, że na część potencjalnych uczestników tak samo działa obecność innych zorganizowanych grup politycznych, jednak to polityk Platformy, aktualnie na odcinku "opozycji", kreowany jest na twarz protestu, choć dla większości uczestników nią nie jest. Cóż…

W "Zabawie w komunizm" Bettiny Rohl pięknie opisany został proces przejęcia, a później sterowania z Moskwy i Berlina Wschodniego protestów antyatomowych w RFN. Choć komuniści stanowili mniejszość, używali zabronionego dopingu i pomału, pomału przejęli ruch społeczny, który początkowo gromadził bardzo wiele różnych odłamów i zgłaszał wiele, niekoniecznie miłych komunistom postulatów. Ostatecznie jednak udało się nawet zmienić akcenty w postulatach i protest przeciwko broni atomowej stał się żądaniem jednostronnego rozbrojenia Zachodu. Chwilami mam wrażenie powtórki z rozrywki. Na szczęście, umiarkowanie skutecznej chyba. Przynajmniej na razie. Z drugiej strony zresztą próby są chwilami jeszcze bardziej nieumiejętne. Fałszywka – zmanipulowany wpis w twittera Palikota (żeby było zabawniej na Facebooku dał się na nią nabrać również Wojciech Olejniczak) czy "lista spraw, którymi zajmą się Anonymous" – żywcem przepisana z jakiegoś wpisu w rodzaju "500 afer PO", z których większość to sprawy znane i nie wymagające żadnej tajnej wiedzy. Cóż, myślenie życzeniowe jest jednak ulubionym zajęciem wielu obserwatorów polskiej polityki i tutaj akurat żadna ze stron nie ma wyłączności. Wróćmy jednak do ACTA.

Czwarta, być może najważniejsza manipulacja to tworzenie – skuteczne – wrażenia, że porozumienie kończy się na kwestiach praw autorskich czy własnościowych w kontekście sztuki i ewentualnie – informacji. Rzadziej wspomina się o tym, że ACTA wykończyć może również rynek leków (tańsze odpowiedniki) czy wreszcie – żywności. Na ten ostatni temat zaczynają wreszcie krążyć informacje, jednak nie są one ciekawe dla mediów, wliczając to również te, wobec ACTA krytyczne. Sytuacja zaczyna być naprawdę nieciekawa. Czy jest pocieszeniem, że możemy się, dzięki innym zapisom ACTA, o jej dalszym rozwoju już nie dowiedzieć?

Niepoprawni.pl: Przeczytaj ACTA

ACTA a światowa żywność
Oficjalne oświadczenie organizatorów protestów

0

Budy

63 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758