Bez kategorii
Like

Sadzawka Siloah (8)

16/02/2011
414 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Osobliwe love story w stanie wojennym. Wszelkie postacie i zdarzenia są zmyślone, a jakiekolwiek ewentualne podobieństwo przypadkowe. Ruchliwa ulica umożliwiała mu takie manewrowanie, że bez obawy mógł zbliżyć się na odległość nawet dziesięciu metrów. Zresztą chyba i tak nie zauważyłaby go, pochłonięta całkowicie własnymi sprawami. Najpierw zatrzymała się obok wystawy sklepu z płytami. Po chwilowej, wyraźnie widocznej rozterce machnęła z rezygnacją ręką i poszła dalej. Potem była drogeria (jakiś krem czy pasta w tubce), pasmanteria (malutkie za­wi­niątko, wstążka czy coś w tym rodzaju), spożywczy (pół chleba, ser tylżycki w plasterkach i masło chłodnicze) no i przed chwilą cukierniczy (serca w polewie, cztery paczki „Harcer­skich”). Sam nie pamiętał, kiedy i jak wpadł mu do głowy ten pomysł. Skrzywienie zawodowe – pomyślał […]

0


Osobliwe love story w stanie wojennym.
Wszelkie postacie i zdarzenia są zmyślone, a jakiekolwiek ewentualne podobieństwo przypadkowe.

Ruchliwa ulica umożliwiała mu takie manewrowanie, że bez obawy mógł zbliżyć się na odległość nawet dziesięciu metrów. Zresztą chyba i tak nie zauważyłaby go, pochłonięta całkowicie własnymi sprawami. Najpierw zatrzymała się obok wystawy sklepu z płytami. Po chwilowej, wyraźnie widocznej rozterce machnęła z rezygnacją ręką i poszła dalej. Potem była drogeria (jakiś krem czy pasta w tubce), pasmanteria (malutkie za­wi­niątko, wstążka czy coś w tym rodzaju), spożywczy (pół chleba, ser tylżycki w plasterkach i masło chłodnicze) no i przed chwilą cukierniczy (serca w polewie, cztery paczki „Harcer­skich”).

Sam nie pamiętał, kiedy i jak wpadł mu do głowy ten pomysł. Skrzywienie zawodowe – pomyślał pewnego dnia, czatując przed bramą szkoły gdzie pracowała. Prawda, takie śledzenie to doskonały trening, zwłaszcza, że grożąc rozpoznaniem, dopinguje do zachowania maksymalnej ostrożności. Było ono dziecinadą, idiotyzmem od początku do końca – wiedział o tym, lecz nie umiał się opanować. Czy nie lepiej byłoby iść teraz z nią razem? Nic nie stało w końcu na przeszkodzie: mógł wejść na nią niby przypadkowo, udać radosne zdziwienie…
Mógł i nie mógł. Może chciał sprawdzić, czy Marta ma kogoś? Lecz o to przecież można spytać. Chyba bał się tego pytania. A raczej nie tyle jego, ile swej reakcji – gdyby się okazało, że tak. Wolał odwlekać tę chwilę. Więc po co ją śledził? Żeby ją ewentualnie przybliżyć, tak?
Gonię w piętkę – pomyślał. – Czas dać spokój tym spekulacjom. Śledzę, bo mi się to podoba. Nie wystarczy?
Nie wystarczyło. Problem ciągle wracał. Umysł nie nawykły do improwizacji, pracujący dotąd jak zaprogramowana maszynka: szybko i beznamiętnie buntował się nowym, nadchodzącym nie wiadomo skąd obyczajom.
Skręciła za róg i omal nie wpadł na nią: stała i plotkowała z jakąś koleżanką. Przeszedł na drugą stronę ulicy, usiadł na ławce i obserwował ją zza gazety. Plotkowanie, jak to zwykle bywa, przedłużało się, lecz nie czuł zniecierpliwienia, jak wówczas, gdy robił podobną rzecz w zakresie obowiązków służbowych.
Natychmiast olśniła go myśl: chciał ją widzieć autentyczną i zastosował w tym celu jedyną metodę, jaką znał.
 
***
 
 
– Proszę, niech ksiądz usiądzie.
Obserwował Kurdupla z uwagą. Czuł tremę przed tym spotkaniem i bar­dzo podniosłoby go na duchu, gdyby ją dostrzegł również u niego. Niestety. Kurdupel był uosobieniem luzu psychicznego.
– Ufam, iż nie chciał pan przez to powiedzieć, że mam siedzieć – powiedział z ledwie dostrzegalnym uśmieszkiem i usiadł, starannie poprawiając fałdy sutanny. Grzegorz uśmiechnął się z przymusem.
– No nie. Tego księdzu na razie obiecać nie mogę – próbował się zrewanżować. – Chyba blado wypadło – pomyślał.
– Czemu więc zawdzięczam fakt zaproszenia mnie do tej… świątyni prawa i spra­wie­dliwości?
Grzegorz zesztywniał. Wieloletnia już, zdobyta na licznych przesłuchaniach rutyna by­ła niczym wobec Kurdupla. Miał z nim przyjemność dwa razy. Za pierwszym była kom­promitacja: tamten bawił się nim jak kot podduszoną myszą. Wszystko przez to, że Grze­gorz zaufał swemu talentowi prowadzenia konwersacji „na luzie”. Za drugim razem – gdy wyciągnął wnioski i nie dopuścił do zejścia z oficjalnego tonu przesłuchania – było nieco lepiej.
Teraz pewnie on wyciągnął wnioski. Nie mogę się dać sprowokować – pomyślał. – Ostrożnie i spokojnie. Oficjalnie. Odchrząknął.
– Cóż. Nie będę ukrywał, że wiemy o księdza nowej… nowej formie działalności.
– Duszpasterskiej, mam nadzieję? – upewnił się tamten niewinnie.
– Powiedziałbym raczej: mającej znamiona pracy duszpasterskiej – odparł Grzegorz. – No, nieźle – pomyślał.
– Wasze zainteresowanie problemami religijnymi wpędza nas, księży w kompleksy. Na­de wszystko jednak cenimy sobie troskę o czystość naszych praktyk…
– Bardzo proszę, niech ksiądz nie utrudnia. Proszę mi wierzyć, dla nas obu ta roz­mowa nie jest przyjemna…
– Dlaczego dla nas obu?
Grzegorz zacisnął nerwowo pięści. Nie. On jest niemożliwy.
– Tak – przełknął ślinę. – Skoro księdzu tu tak przyjemnie, postaramy się może częściej…
– Będę dozgonnie – Kurdupel podkreślił to słowo, przewiercając Grzegorza wzrokiem – wdzięczny. Muszę jednak wyrazić troskę, że nie powinno to wykroczyć poza granice okre­ś­lone prawem. Nie chciałbym, żeby z powodu mojej skromnej osoby ucierpiał prestiż tej szacownej instytucji.
– Rozumiem, rozumiem. My też doceniamy troskliwość księdza.
Stanowczo nie umiał prowadzić takich przesłuchań. Jeśli miał do czynienia z oso­b­nikiem zamkniętym w sobie, choćby najbardziej wrogo nastawionym do instancji, którą reprezentował Grzegorz, wszystko szło jak z płatka. To on mógł swobodnie sterować rozmową. Tamten ograniczał się do prostych „tak”, „nie”, całą uwagę skupiając na samo­kontroli. Przypominało to grę w szachy, czyhanie na pierwszy błąd, który – jeśli się trafił – widoczny był często od razu, bez analizy taśmy z rozmową (technika zawierała zresztą celowe stawianie pytań – pułapek). Wystarczyło go przeciwnikowi wytknąć, żeby poczuł się mniej pewnie. A wtedy leciały błędy następne. Ale z Kurduplem było inaczej. Jego roz­mowność, wręcz wylewność, jego niezwykła lotność i łatwość konstruowania błyskotliwych zdań, celnych i kąśliwych replik nie pozwalały sterować rozmową. To on robił z Grzego­rzem co chciał.
– Ksiądz się zapewne domyśla, że chodzi nam o tę nową inicjatywę zwaną bodaj „Duszpasterstwo Proletariatu”. Dobrze mówię?
– Rozumiem, że proletariat jest i powinien pozostać klasą postępową, lecz, póki co, brak aktów prawnych, mocą których jedynie partia marksistowsko – leninowska, jako owego proletariatu awangarda miałaby wyłączność na światopoglądową nad nim kuratelę.
– Niewątpliwie. Lecz nasze zaniepokojenie budzi fakt prowadzenia tam zajęć leżących w pewnej już, powiedzmy, odległości od tematów stricte religijnych. Weźmy taką historię najnowszą. Przyzna ksiądz, że nie jest w tej dziedzinie wykształcony, więc uprawiając ją jako wykładowca, raczej nie pracuje w swoim zawodzie…
– Przepraszam, a jaki jest pański zawód wyuczony?
– Ja jestem właśnie historykiem!
– Więc pan również!
– Co: również?
– Pan również nie pracuje w swym zawodzie!
– Och!
Grzegorz był wściekły na siebie za to, że nie opanował tego okrzyku. Czuł, że leży na łopatkach. Powrót do oficjalnego tonu mógł to jedynie potwierdzić, lecz cóż innego mu zo­s­tało. Nie odważyłby się na jeszcze jedną potyczkę słowną. Był bez szans. Znów odchrząknął.
– W każdym razie ostrzegamy księdza. Ujawnianie niektórych faktów, często w naciąganej interpretacji polegającej na wyolbrzymianiu jednych spraw kosztem tuszowania innych może być zrozumiana jako próba wzniecenia niepokojów społecz­nych. Chciałbym, aby ksiądz był świadom konsekwencji jakie za tym idą. Konsekwencji, niestety często krwawych. To tyle.
Kurdupel spoważniał.
– Jeszcze nie słyszałem żeby prawda zabiła kogoś. Chyba że pisana grażdanką. Cyrylicą, panie magistrze nauk historycznych – dodał z wyrozumieniem, widząc zaskoczenie na twarzy Grzegorza.
 
0

tsole

Niespelniony, choc wyksztalcony astronom. Zainteresowania: nauki scisle (fizyka, astronomia) filozofia, religia, muzyka, literatura, fotografia, grafika komputerowa, polityka i zycie spoleczne, sport.

224 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758