Sad po polsku – studium bezprawia odslona II
15/09/2011
633 Wyświetlenia
0 Komentarze
53 minut czytania
Po zakończeniu procesu Wysoki Sąd przestał już nawet utrzymywać pozory rzetelności, sprawiedliwości i przestrzegania prawa. Sędziowie udali się na naradę, która trwała pół godziny.
Sędziowie Włodzimierz Pokęcik i Dariusz Sówka w Sądzie Okręgowym w Suwałkach wymierzyli sprawiedliwosc w sprawie zarzucanego porwania i zabojstwa Kowalskiego.
Zeby nie nudzić czytelnika zbędnymi szczegółami, kilka faktów odnoszących się do całości procesu.
ØProtokołowanie: wersje dopuszczalne na sali SO
– świadek mówi – sędzia Pokęcik zapisuje swoją wersję "zeznania", pasującą ”lepiej” do sprawy
– świadek chce mówić – sędzia Pokęcik dyktuje mu co ma powiedzieć i denerwuje się gdy świadek chce zeznawać inaczej.
– świadek mówi – sędzia zapisuje wiernie – ta wersja wystąpiła 2-3 razy.
ØDociekliwe pytanie świadków i usiłowanie wyjaśnienia fałszerstw prokuratorów – przez oskarżonych i niestety rzadziej pełnomocników, były natychmiast eliminowane przez sędziego Pokęcika. Stanowcze komentarze sędziego w rodzaju„..ta sprawa była już wyjaśniona…” lub – „…to nie ma żadnego znaczenia…”, zamykało takowe usiłowania.
Oskarżoni to znani z poprzedniego odcinka Wojdak, Panisiewicz oraz Mirosław Makimow.Ten ostatni był oskarżony o porwanie i torturowanie Kowalskiego.
Dwóch innych oskarżonych Gamuz i Dynka, zostało uznanych wcześniej przez SO w Olsztynie, za chorych na umyśle i nie odpowiadali karnie. Gamuz za zabójstwo, Dynka za porwanie i zabójstwo.
Makimow nie był oskarżony o zabójstwo, ponieważ pod koniec maja został aresztowany, a przypominam, że wg ustaleń super-śledczych zabójstwa dokonano na początku czerwca. (Kowalskiego miano porwać 16 kwietnia).
Nawiasem mówiąc taka sama sytuacja, nie przeszkodziła sądowi w Olsztynie, uznać, że Dynka był jednym z morderców – chociaż od 28 maja siedział w areszcie.
Najpierw sąd rozprawił się z niedorzecznym utrzymywaniem przez oskarżonych, iż szczątki znalezione w jeziorze Plusznym, to nie Kowalski.
Pierwszy składał wyjaśnienia doktor Porągiewka.
Niezwykle istotna była kwestia, ile podudzi wyłowiono z jeziora – ponieważ Kowalski miał na lewym podudziu tatuaż, a dr Poragiewka raz opisywal dwa podudzia, innym razem tylko jedno – prawe.
Zeznajac w sadzie doktor Poragiewka nie mial juz zadnych watpliwosci i powtorzyl wersje podana prokuratorowi pod koniec sledztwa. Sad nawet nie mrugnal okiem i w uzasadnieniu wyroku stwierdzil, ze “kontrowersje wynikly z …dysponowania duza iloscia szczatkow ludzkich” przez doktora, no bo przeciez taka jest specyfika tego fachu. Zeby nie bylo za duzo kontrowersji, sad nie ujawnil na rozprawie zeznania na Policji (gdzie doktor upieral sie, iz znaleziono dwa podudzia). Nie wyjasnil tez sad, dlaczego, jezeli doctor pomylil sie przy przepisywaniu i bylo jedno podudzie – pobral material biologiczny do badan DNA z dwoch podudzi, co stoi jak wol na metryczkach sporzadzonych przez doktora i w protokole badan DNA w opisie dowodow. Sąd nie dopuścił przepytywania doktora w kwesti jak praktycznie duza ilosc szczatkow, ktora dysponuje, przeszkadzala mu w przepisywaniu. Czy np. to przepisywanie odbywalo się na stole sekcyjnym? Sędziego Pokęcika zdenerwowała też dziwna dociekliwość Wojdaka, który koniecznie chciał się dowiedzieć, dlaczego protokoł był przepisywany, a jeżeli, to gdzie jest oryginał i dlaczego nie jest zalaczny do akt, jak wymagaja tego przepisy kpk? Sedzia stwiedził kategorycznie, że to nieistotny szczegół i ustalil ponad wszelka watpliwosc, ze w jeziorze znaleziono jedno podudzie.
Następnie doktor Porągiewka trochę się tłumaczył, iz pomimo opisania w protokolach swoich naocznych obserwacji z tych czynnosci i stwierdzenia, iz widzi slady siekiery lub topora na kosciach i to narzedzie sluzylo do rozkawalkowania zwlok, nagle po dwoch latach go olsnilo i przypomnial sobie, ze… widzial na szczatkach slady rozkawalkowania pila mechaniczna. Ta rewelacja tez nie zdziwila sedziow, szczegolnie ze pila jakos lepiej pasowala do zeznan innych swiadkow.
Przy wydatnej pomocy sędziego Pokęcika, który nie dopuszczał podchwytliwych pytań, udało się doktorowi wyjaśnić, że przecież i piła i siekiera to … narzędzia ostre i tnące i o co chodzi. O różnicach w śladach jakie te narzędzia pozostawiają na kości nie było mowy – sędzia czuwał. W tej kwesti sad ustalil ponad wszelka watpliwosc, iz szczatki rozkawalkowano pila mechaniczna i tak musialo byc, bo przeciez Gamuz poszedl do lasu z pila mechaniczna.
Nastepna kontrowersyjna kwestia to opinia doktora, kiedy odcięto podudzie(a) ofiary – przed śmiercią czy po śmierci. Tutaj Wojdak przycisnal doktora i doctor przyznal ..iz mylil sie zmieniajac swoje zeznanie w prokuraturze, rzeczywiscie ogledziny i autopsja wykazala, iz nogi odcieto po smierci.
Wreszcie najistotniejsza kwestia – ile strzałów oddano w chwili śmierci do ofiary.
Doktor, którego rzeczywista wiedza ograniczała się do obserwacji podczas oględzin i autopsji, a podczas tych czynności widział i opisał jeden postrzał w potylicę, na rozprawie oświadczył, że do ofiary w chwili śmierci oddano dwa strzały, a tylko zlamania twarzoczaszki, uniemozliwily mu zaobserwowanie sladu wlotu kuli w dziaslo zuchwy. Sad nie drazyl tej kwesti, chociaz nie tylko doktor stwierdzil w protokolach ogledzin i autopsji, iz miejsce odnalezienia wlotu kuli po postrzale w kosci zuchwy po maceracji – to “ zab usuniety przyzyciowo, dziaslo zarosniete”, ale opisala tak stan dziasla zuchwy rowniez antropolog. Sad ogladal tez material i zdjeciowy i video nakreconym na miejscu znalezienia zwlok, gdzie widac wyraznie nienaruszona tkanke dziasla. W tej sytuacji, jezeli prawdziwe byloby stwierdzenie doktora o dwoch postrzalach w chwili smieci, rownoczesnie prawdziwe byloby stwierdzenie, iz mozliwe jest postrzelenie czlowieka bez uszkodzenia tkanki miekkiej, a tylko kosci. Sad nie byl tez zainteresowany, dlaczego procurator przepytywal rodzine i znajomych o stary postrzal w zuchwe i ustalil ponad wszelka watpliwosc , iz do ofiary oddano dwa strzaly w chwili smierci. Tak też musiało być, bo przecież świadek Bury słyszał dwa strzały “od kwietnia do czerwca”, a to zeznanie bylo jedynym “dowodem” zabojstwa jakim dysponowal sad.
Po doktorze Porągiewce, wyjaśniał fachowiec genetyk – profesor zresztą.
Ten biegły nie był taki spolegliwy, ale też dbał, aby nie zaszkodzić oskarżeniu i suma sumarum, stwierdził, że badanie porównawcze DNA szczątków i domniemanej matki i siostry, dowiodło, iż osoby badane są „bliskimi krewnymi”, co najmniej “drugiego stopnia”. Lakoniczne i nie poparte obliczeniami statystycznymi (tych biegly nie zrobil, chociaz opinia DNA jest bez nich bezwartosciowa) stwierdzenie “bliskiego pokrewienstwa” czy drugiego stopienia pokrewienstwa – nie udowadnialy niczego. ( pomiedzy matka i synem jest pierwszy stopien pokrewienstwa).
Pytania obrońców i oskarżonych co do różnic w DNA badanych szczątków w dwoch roznych badaniach, kiedy jest oczywistym, iz ta sama osoba ma identyczne DNA – sąd uznał za nieistotne! Zasadne jest wiec pytanie, co bylo istotne w tym procesie ? Jezeli nawet nie wiadomo, ktore z badan DNA – jezeli w ogole – odzwierciedlalo rzeczywisty profil DNA ofiary.
Pytania, dlaczego prokurator Wuj nie zrobił literalnie nic, aby wyjaśnić, kim była kobieta, której DNA znaleziono na taśmach, którymi oklejone były worki ze szczątkami, o czym dowiedzial sie z przeprowadzonych badan porownawczych DNA podejrzanych z DNA z tasm, też były niedopuszczone jako nieistotne dla sprawy.
Trzecia biegła – antropolog, zeznala, iz suprprojekcja wykazała, na 100%, że czaszka, którą badała to Kowalski. I podczas słuchania tego fachowca, sędzia Pokęcik czuwał, żeby nie musiała odpowiadać na niewygodne pytania. Zmuszona była wprawdzie przyznać, że w profilu, ta superprojekcja to taki więcej super- pic, bo dla wszystkich na sali sądowej było oczywiste, że prawidłowy zgryz Kowalskiego nijak nie pokrywa sią z tyłozgryzem czaszki. Biegła nazwała to „malutką pomyłką”!, która jednak nie ma wpływu na jej końcowe ustalenia. Na wszelki wypadek sędzia Pokęcik przypilnował, aby ta część jej wyjaśnień nie znalazła się w protokole rozprawy. Wielokrotnie ponawiane przez oskarżonych wnioski o zmianę protokołu zostały odrzucone przez sąd. Wnioseki o kopie nagrania zeznań biegłej, sa do dzisiaj każdorazowo odrzucane przez sąd – powód- sąd nie ma środków technicznych(sic!), aby zrobić kopię nagrania audio.
Zeby zakończyć kwestię identyfikacji – szczątki znalezione w jeziorze – to są szczątki Kowalskiego, sąd przesłuchał matkę i narzeczoną Kowalskiego.
Matka twierdziła, że syn nie mial ubytkow, a w ogóle to nie miał nawet jednej plomby i prawidlowy zgryz. Znaleziona szczęka miała ubytki zębów, a także 9 zębów leczonych.
Sąd ustalił iż matka „mogła nie mieć wiedzy prawdziwej o jakiejś ingerencji dentystycznej”.Ciekawe, bo żeby się zgodzić z konkluzją tegoż sądu, musielibyśmy przyjąć, iż ta „ingerencja dentysrtyczna”, o której matka „nie miała wiedzy prawdziwej”, nie tylko usunęła synowi parę zębów, wlepiła 9 plomb to jeszcze zmieniła mu zgryz z prawidłowego na tyłozgryz! Dodam, iz matka spotykala sie z synem niemal codziennie i ostatni raz widziala go w przeddzien zaginiecia.
Matka twierdziła również, że syn nie był owłosiony i miał delikatną, szczupłą budowę, podczas gdy w opisie podudzi z autopsji, są one „silnie owłosione, mocnej wręcz otyłej budowy”. Te rozbieżności sąd skwitował „subiektywnymi odczuciami” matki!
Narzeczona Kowalskiego twierdziła to samo, ale wg. sądu „znała Kowalskiego tylko trzy miesiące”, a więc nie mogła mieć wiedzy prawdziwej.
Uporawszy się z identyfikacją szczątków, sąd przeszedł do udowodnienia winy oskarżonych.
Najważniejszymi świadkami oskarzeni prokuratury byli ojczym Wiktora Gamuza, mieszkaniec Pipidówki Bury i znajomy Panisiewicza, Krzysztof Ropko.
Zeznania Ropko dotyczyly glownie rozmowy, ktora mial podsluchac – pomiedzy Panisiewiczem i Wojdakiem. Rozmowa mial sie odbyc w garazu domu Panisiewicza, a Krzysio mial w tym czasie byc w silowni. Pomiedzy garazem a silownia jest roznica pietra i do tego dzieli je klatka schodowa szerokosci ponad 3 m.
Krzysio odwołał swoje zeznania ze śledztwa i opowiedział jak prokurator Kawalec najpierw powiedzial mu, ze Wojdak obciaza go swoimi zeznaniami – pokazal mu postanowienie o przedluzeniu jego aresztu, a podstawa tego postanowienia byly obciazajace Ropke zeznania Wojdaka. (uzasadnienie bylo falszywe, bowiem Wojdak w swoich zeznaniach nikogo nie obciazal – co jest do zweryfikowania), a kiedy to nie przekonalo Krzysia, prokurator rzucil wiecej marchewki – obiecal mu uchylenie aresztu przed Swietami Bozego Narodzenia. Byl 21 grudnia i Krzysio chcial spedzic Swieta w domu wiec sie zgodzil. Prokurator sam spisał wiekszosc tych zeznan, a Ropko podpisal. Sędziowie Pokęcik i Sówka byli oburzeni, takiego absurdu jeszcze w życiu nie słyszeli !
Dziwne, sedziowie nie czytają chyba gazet czy nie oglądają TV? Czy to nie z tamtych stron pochodzi p. Bondaryk, co to jego braciszek tak intensywnie szmuglował złoto na Litwę, Białoruś i do okregu kalingradzkiego, że zachwiał tam rynkiem tego kruszcu i kraje te slaly do Polski noty dyplomatyczne w tej sprawie? Czy to w innych Suwałkach, takie przekręty robili prokuratorzy, sędziowie i adwokaci, że wszczęto tam o dziwo śledztwo i parę głów poleciało, między innymi mecenasa brata p. Bondaryka, a zastepca prezesa SO popelnila samobojstwo?
Sad uznal zeznania Krzysia Ropko na rozprawie za klamstwo i swoje ustalenia poczynil tylko z jego zeznia z 21 grudnia 2000 w śledztwie.
Ropko zeznawal w sledztwie miesiąc później będąc już na wolności, ale tym razem jakąś miał amnezję i nie potwierdził zeznań z przed miesiąca. Czy to dlatego, że prokurator nie miał nic do zaproponowania w zamian? Tymi rozbieznosciami w zeznaniach, sad nie zawracal sobie glowy w ogole.
Wniosek oskarżonych, aby przesłuchać prokuratora Kawalca, został przez sędziów wyśmiany.
Wszyscy oskarżeni twierdzili, że nie jest możliwe podsłuchanie rozmowy prowadzonej w garażu domu Panisiewicza, przebywając w siłowni. Sąd zgodził się przeprowadzić tzw. eksperyment akustyczny. Miał go przeprowadzić fachowiec od akustyki budowlanej z Politechniki. Po otrzymaniu szczegółowego planu, jak ten fachowiec miał zamiar przeprowadzić ten eksperyment, sąd zrezygnował z jego usług.
Eksperyment przeprowadzili sędziowie Pokęcik i Sówka osobiście. W tym happeningu oprócz sędziów, uczestniczyli: oskarżeni Wojdak i Panisiewicz, obrońcy, prokurator Grzegorz Dyza, świadek Krzysztof Ropko, żona Panisiewicza i jeden ławnik.
Przewodniczący Pokęcik pilnował w garażu, aby eksperyment przebiegał sprawnie i rzetelnie. Reszta towarzystwa była w siłowni. W garażu oskarżeni na zmianę czytali i wykrzykiwali paragrafy z kodeksu postępowania karnego. To tak na wszelki wypadek i w ramach rzetelnosci eksperymentu chyba, gdyby sędzia Sówka, albo prokurator Dyza nie usłyszeli wszystkiego, mieli szanse przytoczyć odpowiedni paragraph – w końcu to ich narzędzie pracy i znają go na pamięć.
Przezorność sędziego Pokęcika nie pomogła. Prokurator Dyza twierdził, że słyszalność była na “na poziomie 70-80%” i usiłował zgadywać paragrafy, które „słyszał”, ale przytaczał zupełnie inne niż rzeczywiście czytane. Sędzia Sówka nie usiłował nawet zgadywać, stwierdził autorytatywnie, że słyszał „ poszczególne słowa i zbitki wyrazów a nawet całe zdania”. Jakie nie przytoczył. Natomiast stwierdził, że możliwa była słyszalność pomiędzy garażem a siłownią.
Reszta uczestników nie słyszała ani słowa na poziomie zrozumienia jego treści.
Sąd oznajmił, że eksperyment udowodnił, iż była „możliwa słyszalność pomiędzy tymi pomieszczczeniami, a eksperyment niezbicie to dowiódł”
Podsłuchana rzekomo przez Krzysia Ropko rozmowa była podstawą
najważniejszych ustaleń sądu. W tym zeznaniu Ropko podal
o Kowalskiego przetrzymywano w klatce.
o Przetrzymywano i zamordowano go w okolicach Pipidówki
o Był torturowany
o Zabójcą był Wojdak, „bo cóż miał zrobić”, żona jego spała z Kowalskim
o Zabójcą też był Gamuz, bo „przeholował”
Sprzeczność w zeznaniu, kto miał zamordować Kowalskiego, nie przeszkadzała w ogóle sędziom.
Przypomnieć trzeba, że wg. innego sadu, chory umysłowo Dynka, zwolniony z odpowiedzialności karnej, też byl zabojca.
Oczywiste jest, iż sędziowie Pokęcik i Sówka wiedzieli (alternatywą do tej „wiedzy sędziów” może byś tylko totalny kretynizm), że to zeznanie Ropko nie może być prawdziwe. Eksperyment dowiodl tego.
Co wiecej, rozmowa wg zeznan swiadka – miała miejsce dwa, trzy dni po zarzucznym porwaniu. A więc najpóżniej 19 kwietnia. Jeżeli Kowalski nie żył 19 kwietnia, niemożliwe były poniżej opisane ustalenia sądu co do losów Kowalskiego rozciągnięte w czasie do ca 6-8 tygodni – Kowalskiego wg ustaleń sędziów zamordowano na początku czerwca.
Przesłuchanie następnego świadka Burego, sąd postanowił przeprowadzić w Pipidówce, ze względu na inwalidztwo i trudności w poruszaniu się świadka.
W tej sesji wyjazdowej nie brał udziału obrońca Jerzego Wojdaka, którego wymanewrował z uczestnictwa w tej ważnej sesji sądu, przewodniczący rozprawy – sędzia Pokęcik.
Uwaga na marginesie – zgodnie z kpk obecnosc obroncy jest obowiazkowa na rozprawie o zabojstwo i nieobecnosc obroncy jest podstawa do kasacji jako tzw. bezwzgledna przyczyna odwolawcza – fundamentalne pogwałcenie prawa oskarżonego do obrony. 10 minut nieobecnosci obroncy na rozprawie – skutkuje uznaniem kasacji i oddaniem sprawy do ponownego rozpatrzenia. Ale nie jest ona obowiazkowa na sesji wyjazdowej sadu. Jest to razace niedopatrzenie ustawodawcy – ktore stwarza sytuacje pozbawienia fundamentalnego prawa do obrony oskarzonego. Jezeli przepisy prawa procesowego uznaja sesje wyjazdowa sadu za odpowiednik rozprawy w siedzibie sadu, to jedynie logicznym jest, iz wszystkie inne przepisy kpk winny dotyczyc tego procedowania – rowniez obowiazkowa obecnosc obroncy.
Bury zeznał podobnie jak w śledztwie. Gamuz chodził często do lasu z jedzeniem – jedną porcją. W okresie „od kwietnia do początków czerwca słyszał dwa strzały”. W dniu, w którym słyszał strzały, pasierb z Kaczyńskim i piłą udali się do lasu. W tym czasie na posesji bylo wiele osob i libacja(sic). Sad nie dociekal, kto bral udzial w tej libacji, podczas gdy w lesie ktos oddal dwa strzaly i byla to chwila – wg sadu – chwila zabojstwa Kowalskiego
Bury zeznal tez, iz nie wie kiedy, ale na wiosnę, przed tym, jak słyszał strzały „jacyś mężczyźni” (nie rozpoznał tych mężczyzn na zdjęciach) przywieźli „busem” zawinięte w szary papier metalowe pręty i zanieśli je na strych. Nie zauważył, aby później ktoś znosił te pręty ze strychu. Po znalezieniu w jeziorze czaszki (24 sierpnia 1999r), Gamuz „dziwnie się zachowywał”. Po znalezieniu czaszki przyjechali dp Pipidowki „jacyś mężczyźni” ( rozpoznał Panisiewicza i Kaczyńskiego ) i znosili „różne rzeczy” ze strychu. Sedzia nie zapytal jak Panisiewicz poruszajacy sie o kulach znosil te “jakies rzeczy” ze strychu. Swiadek nie zauważył co to za rzeczy znosili, ale takich „porządków nigdy nie widział.”
Pamięta też, że jak przyjechało pogotowie z Olsztyna i pasierb się nachylił nad noszami, to w odchylonej marynarce w wewnętrznej kieszeni widział „dużą ilość pieniędzy”. Po tych „porządkach”, nie pamięta kiedy, przyjechało dwóch „młodych mężczyzn” i intensywnie szukali czegoć w obejściu. Weszli tez do domu i weszli na strych. Nic nie znalezli i odjechali (tych młodych mężczyzn również nie rozpoznał na zdjęciach). Po ich odjeździe, zaintrygowany podjechał wózkiem pod budynek pomieszczenia gospodarczego i tam pod starą wersalkę znalazł 8 metalowych prętów. Natychmiast zawiadomił policję.
Chronologia wydarzen zwiazanych z tym znaleziskiem byla nastepujaca.
Pierwsze przesluchanie Burego w sledztwie mialo miejsce 29.01.2001 roku – ponad poltora roku od zarzucanego zabojstwa (!) Tymczasem w czerwcu i sierpniu 2000r – rok po zarzucanym zabojstwie przeszukiwano posesje Gamuza i Burego i przesluchano innych swiadkow w Pipidowce m. in matke Gamuza, pania Bura. Trzeba dodac, iz do czerwca 2000r prokuratura i Policja nie podjely zadnych czynnosci sledczych w Pipidowce. Przez 10 miesiecy nie przesluchano nikogo we wsi w zwiazku zeznalezieniem szczatkow w jeziorze.
Wracajac do zeznan swiadka Burego – w zeznaniu 29.01.2001r swiadek opowiedzial o pretach metalowych zawinietych w papier wnoszonych na strych.
19.04.2001 roku Bury znalazl pretty za wersalka i zawiadomil personalnie podkomendanta CBS w Bialymstoku – A.M, a nie miejscowa Policje.
23.04.2001 prety okazno wykonawcy klatki dla Panisiewicza, ktory nie “rozpoznal” pretow i stwierdzil, iz z podobnych zespawal klatke – sa to po prostu standardowe pretty uzywane powszechnie w Polsce.
Cala ta historia ze znalezieniem tych pretow jest co najmniej podejrzana i “dziwna”. Bury nie zadzwonil po policje, kiedy nieznani mu mezczyzni przeszukiwali posesje i jego dom – z jego zeznan, nie wynika tez, aby byl tym faktem zdziwiony, czy przestraszony. Dziwne jest, ze po znalezieniu pretow zadal sobie trud i zamiast zadzwonic na miejscowy posterunek Policji, zadzwonil persponalnie do podkomendanta A.M z CBS w innym wojewodztwie. Trzeba w tym miejscu wyjasnic, iz jak zeznal Bury, podkomendant odwiedzal go kilkakrotnie w Pipidowce pomiedzy przeszukaniem we wrzesniu 2000r a pierwszym przesluchaniem swiadka 29.01.2001r. Podczas tych odwiedzin “gawedzili sobie”. Aby wpasc na te pogawedki do przyszlego glownego swiadka oskarzenia podkomendant A.M pokonywal ponad 600km w obydwie strony.
Kwestia znalezienia tych pretow przestaje sie kompletnie kupy trzymac po zapoznaniu sie z postanowieniem prokuratura o przeszukaniu i zatrzymaniu tych pretow wydanym 19.04.2001. W tresci postanowienia czytamy m.in. “... w sprawie… przeciwko W.Gamuzowi i innym… po rozpatrzeniu wniosku KGP CBS z dnia 15.01.2001 o zatwierdzenie zatrzymania rzeczy dokonanego na podstawie art.217 & 1 i 3… u J.Burego zam…”
Czy funkcjonariusze CBS maja zdolnosci parapsychologiczne i juz 15.01.2001 wystawiajac swoj wniosek – przewidzieli – ze 19.04 odwiedza Burego nieznani mezczyzni, co w konsekwencji zakonczy sie znalezieniem przez tegoz pretow za wersalka?
Czy to odkrycie metalowych prętów, przez Burego, ma związek z gwałtowną potrzebą prokuratora Kawalca, dowodu na to, ze klatka byla przewieziona do Pipidowki?
Sędziowie Pokęcik i Sówka poczynili następujące ustalenia z zeznań Burego. (z uzasadnienia wyroku, w cudzysłowiach verbatum za sądem)
Ø Dzień w którym Bury słyszał dwa strzały, chociaż żaden inny świadek nie słyszał tychże, a także nie sprawdzono czy w tym dniu strzelał moze leśniczy, kłusownik, czy członek koła łowieckiego, jest na 100% dniem zamordowania Kowalskiego „bezprzecznie”
Ø I chociaż w tym dniu, świadek widział tylko Gamuza z Kaczyńskim i piłą na posesji i to Gamuz powiedzial mu, ze ida do lasu po drewno, a po jakims czasie wrocili i wkladali drewno do bagaznika samochodu Kaczynskiego, to wg ustalen sadu z tego zeznania – „postępowanie dowodowe wykazało, iż Jerzy Wojdak uczestniczył także bezpośrednio w akcie pozbawienia życia Kowalskiego” i dalej „ wprawdzie świadek nie wymienił osoby J.Wojdaka, jako powracającego z lasu – jednak co znamienne – świadek stwierdził, iż na posesji było wiele osób i samochody były parkowane w sposób uniemożliwiający obserwację”.
W innym miejscu uzasadnienia sad natomiast stwierdza, iz swiadek nie widzial zaparkowanych samochodow – kiedy uzasadnial dlaczego Bury nie widzial w ogole Wojdaka tego dnia w Pipidowce – i tym razem sad ustalil, ze Wojdak mogl zaparkowac samochod i udac sie do lasu i swiadek nie widzial z podworka zaparkowanych samochodow.
Ø Pręty znalezione przez Burego, były „częściami zapasowymi klatki, w której przetrzymywano Kowalskiego”. Nie wyjaśnił sąd na czym ta „zapasowość” miała polegać, jezeli jak ustalil ten sad, klatka wykonana dla Panisiewicza była pospawana i skladala sie z 6 pospawanych ram z katownika ze wspawanymi w te ramy pretami metalowymi.
Ø Sąd uznał za normalkę, że prokuratura nie dociekała, co robiłKaczyński w lesie i sad tez nie pytal. A przeciez, jezeli jak ustalil sad – w czasie, kiedy Kaczynski z Gamuzem byli w lesie, a Bury slyszal dwa strzaly – w tym czasie zamordowano Kowalskiego. Jak wiec byla rola Kaczynskiego i dlaczego jego pobyt w lesie nie interesowal ani prokuratora ani sadu? Nie zadano mu ani jednego pytania dotyczacego jego pobytu w Pipidowce i w lesie tego dnia. Jezeli w tym czasie Gamuz, Dynka i Wojdak – kazdy z “osobna” w inny sposob, powodujac sie innymi motywami, mordował Kowalskiego, to conajmniej był onnaocznym świadkiem zabojstwa. Mimo usilnych „starań” trzech super-śledczych,przez 3 lata śledztwa, nie znaleziono zadnego swiadka, ktory potwierdzilby porwanie, nastepnie przewiezienie Kowalskiego do Pipidowki, czy jego przetrzymywanie w okolicach Pipidowki Tym bardziej zignorowanie informacji Burego tak przez prokurature jak i sad jest zastanawiajace.
Ø Nie wiadomo na jakiej podstawie – ponieważ na tę okoliczność żadnychzeznań w aktach sprawy nie ma, sąd ustalił, iż „ obecność J.Wojdaka przy egzekucji wynikała m.inn. z chęci dopilnowania zatarcia śladów, co uniemożliwiło odnalezienie konkretnego miejsca przetrzymywania i pozbawienia życia Kowalskiego”
To dowodzenie sądu, tez nie trzymalo sie kupy.
Ø Po pierwsze domyślanie się „chęci” oskarżonego, nie może stanowić dowodu czegokolwiek. Nie ma zadnych zeznan swiadkow na temat „chęci” czy zamierzen J.Wojdaka
Ø Po drugie to sąd ten ustalił, że „zacierano ślady robiąc porządki i wynosząc różne rzeczy ze strychu”u Burego po znalezieniu czaszki w jeziorze, a więc 2,5 miesiąca po domniemanym morderstwie. Z tego ustalenia wynika, że zacierali, bo znaleziono czaszkę w jeziorze, absurdalne jest równocześnie udowadnianie, że Wojdak był przy egzekucji, ponieważ miał „chęć zatarcia śladów”(czy w innym miejscu uzasadnienia „chęć dopilnowania zatarcia śladów”) Ewidentnie ta „chęć” na nic się zdała, bo nie dopilnował zacierania, poniewaz zacierali po 2,5 miesiaca po zabojstwie. Ponadto dlaczego zacierali w domu Burego i Gamuza, a nie tam gdzie przetrzymywano i zamordowano Kowalskiego? Jeszcze dziwniejsze jest, że tak skutecznie podobno zatarli, że „uniemożliwiło to odnalezienie konkretnego miejsca przetrzymywania i zamordowania Kowalskiego”
Ø A zapomnieli o „zapasowych częściach klatki”?, ktorych poszukiwali dwaj nieustaleni mlodzi mezczyzni po prawie dwoch latach po zabojstwie i to jakieś niedojdy,nie znaleźli, a Bury podjechał na wózku inwalidzkim i bez trudu wyciągnąłte „zapasowe części” z za wersalki za budynkiem gospodarczym. Nie mogli to byc oskarzeni, poniewaz siedzieli w areszcie sledczym i nie mogli to byc ich “wyslancy” poniewaz nie mieli widzen i kontaktu z ludzmi po za murami aresztu.
Do rozważań na temat jakie zniszczenia w ekologii lasu, zrobiłoby przetrzymywanie człowieka w klatce przez 6 – 8 tygodni, odsyłam do pierwszej części. Tutaj tylko powiem, że na zdrowy chłopski rozum, byłaby to operacja niemożliwa. Nie znaleziono ani jednego świadka tych operacji. W sumie dobre parę tysiący ludzi pracujących i spacerujących po tym lesie. I tylko jeden świadek!
Bury widział Gamuza i Kaczyńskiego, tego dnia kiedy słyszał strzały, Panisiewicza i Kaczyńskiego podczas zacierania śladów w sierpniu. Jeszcze jeden świadek, dozorca plaży publicznej w Pipidówce zeznał podczas śledztwa, że opiekował się plażą od końca czerwca do końca sierpnia. Stwierdzil, ze Makimow jest podobny do mezczyzny, ktorego widzial z innymi (nierozpoznanymi) pijacych na plazy pod koniec czerwca – po otwarciu plaży. To też się kupy nie trzymało, ponieważ Makimow w tym czasie siedział w areszcie. Na rozprawie świadek przypomniał sobie, że było to w kwietniu. Ale w kwietniu ani plaza nie jest otwarta, ani swiadek nie opiekowal sie zamknieta plaza.
`„Reakcja” oskarżonych na wiadomość o znalezieniu czaszki w jeziorze, była następnym dowodem ich winy.
Wg ustaleń sądu reakcja ta „wskazywała na ścisłą wiedzę na temat rozkawałkowania i ukrycia zwłok” W swoich rozważaniach nie wziął sąd pod uwagę, że ta ścisła wiedza na temat ukrycia – czyli zatopienia szczątków w jeziorze – była faktem powszechnie znanym, po licznych informacjach w mediach. Wynika to wprost z protokołów zeznań świadków, na których Sąd meriti oparł to i inne ustalenia – np. „…gdy Policja znalazła głowę…” czy „…po publikacjach w gazetach…” A więc wtedy, kiedy oskarżeni mieli „wykazywać tę ścisłą wiedzę” nie tylko oni, ale całe ich towarzystwo spekulowało natemat losów Kowalskiego i prześcigało się w snuciu najprzeróżniejszychdomysłów. Wynika to wprost z zeznań większości głównych świadków, którzyzeznawali, iż o faktach w tej sprawie „słyszeli na mieście”, „wśród złodziei było mówione”, „dowiedziałem się od przypadkowych osób”, „oprócz plotek nic nie wiem” „słyszałem, że rzekomo…” i „mogę snuć domysły z tego co mówi Policja i ludzie w Suwałkach”
Przesądzającymi dowodami bezpośredniego udziału Wojdaka, Dynki i Gamuza w zabójstwie były wg sądu zeznania 3 świadków incognito.
Ø Swiadek incognito – funkcjonariusz policji zeznał, iż 11.09 podsłuchał rozmowę pomiędzy Panisiewiczem i Kaczyńskim, z której wynikało, iż Gamuz otrzyma pieniądze, zapłatę, za jakąś przysługę, ktora wyswiadczyl Wojadakowi. Sąd powiązał to zeznanie w logiczna calosc z zeznaniem Burego, iz widział „dużą ilość pieniędzy” u pasierba. Wydarzenie to miało miejsce podczas interwencji pogotowia z Olsztyna 15.08 – 27 dni przed rozmowa Panisiewicza i Kaczyńskiego, gdzie wyrazili zamiar przywiezienia tych pieniędzy „teraz”. Póki co podróż w czasie nawet duzej ilosci pieniedzy– jest tylko teorią. Ale nie dla prokuratury i sedziow Pokecika i Sowki.
Ø Drugi świadek incognito w swoich zeznaniach relacjonował rozmowę z jednym z oskarżonych, uznanych przez sąd za chorego psychicznie i zwolnionego z odpowiedzialności karnej – D.Dynki. Na marginesie ta domniemana rozmowa odbyla sie w szpitalu wieziennym i najprawdopodobniej rowniez swiadek byl na obserwacji psychiatrycznej. Niestety nie zglosil sie na rozprawe i obrona nie mogla spytac.
Tak wiec zgodnie z przepisami prawa procesowego, relacja ta nie powinna być w ogóle brana pod uwagę przez sąd, ponieważ prawomocnym wyrokiem, sąd uznał, że Dynka to wariat i nie może odpowiadać za swoje czyny. Czy rozmowa jest też czynem, za ktorej tresc wariat nie odpowiada? Na zdrowy chlopski rozum tak. Wg tego sądu Dynka był „wariatem czyniąc” i w tym samym czasie „normalnym” rozmawiając.
Z relacji swiadka wynika, Dynka powiedział mu, że zamordował Kowalskiego, a w zabójstwie brał udział jakiś Mirek. „O zabójstwie wiedzieli ale nie wiem czy brali w nim udział Siwy, Mirek, student i Jurek”. Zabójstwo zlecił „człowiek, któremu bomba urwała nogę, w jego domu jest lombard, Dynka pracował u niego w ogrodie, a siosta narzeczonej Dynki jest konkubina tego bez nogi.”Ten „Jurek” co to wiedział wg relacji świadka o morderstwie, to wg sąduJerzy Wojdak. Sąd nie przeprowadził żadnego dowodu w tej kwestii, a wuzasadnieniu wyroku, to zeznanie miało przesądzać, o tym, że Wojdakbył mordercą.
Poza tym jak wspomnialam inny sąd ustalił, że D.Dynka jest tez mordercą Kowalskiego. SO ustalil, ze morderstwa dokonano do 9 czerwca 1999r ustalił też, a Dynka siedział od 28 maja! Ale nie ma w tych ustaleniach dwoch sadow zadnych rozbieznosci! Zgodnie z litera prawa polskiego, kazdy sad jest niezawisly i niezalezny i nie jest zwiazany orzeczeniami innych sadow – sam ma dochodzic niezaleznie i niezawisle prawdy. Fakt, ze prawdaustalona przez sedziow Pokecika i Sowke byla absurdem, poniewaz Dynka nie mogl siedziec w areszcie i w tym samym czasie byc w Pipidowce i mordowac ( nikt go tam nigdy nawet nie widzial) nie ma zadnego znaczenia!
Ø Trzeci świadek incognito, relacjonował rozmowę z Makimowem, z którejto miał się dowiedzieć, że Kowalskiego porwał Makimow z Dynką iprzewieźli go do domu znajomego Zeligina w Suwałkach, gdzie „nieprzeżył tortur”. Tak zeznawał w śledztwie. Trzy lata później, podczasrozprawy przypomniał sobie, że Wojdak też był „przy oprawianiu”.Natomiast zapomniał gdzie przewieziono Kowaskiego. Jakoś dziwnieta amnezja – gdzie przewieziono Kowalskiego i olśnienie – był tam teżWojdak, dziwnie zbiegła się z ustaleniamiprokuratury na pozniejszym etapie sledztwa.Sąd dał wiarę jego wyjaśnieniom swiadka z rozprawy za wyjątkiem tegoszczegółu – gdzie przewieziono Kowalskiego i w uzasadnieniu wyrokuczytamy, „..zarówno postępowanie przygotowawcze jak i postępowanie sądowe nie dostarczyło dowodów na obecność Kowalskiego…w tamtym miejscu… i z uwagi na to, iż fakt ten nie został potwierdzony pozostałymi dowodami, Sąd nie przyjął, iż Kowalski był dręczony i zamordowany na posesji Zeligina.”
Jak pamiętają czytelnicy w analogicznej sytuacji, kiedy dotyczyło to okolic posesji Gamuza i Burego, brak dowodów na obecność Kowalskiego był dowodem, ze tam go przewieziono torturowano i zamordowano..
Po tych „dowodach”, sędziowie wzięli się za klatkę, w której miał byc trzymany Kowalski. Wykonawcą klatki był niejaki Lesiak. Podczas śledztwa zrobił szkic klatki i wyjaśnił jak zespawał elementy klatki, która można było złożyć i rozłożyć. Każdy element, to była rama ze wspawanymi prętami. Takich elementów było 6 i łączyło się je zaczepami przyspawanymi do krawędzi poszczególnych elementów. Wiosną klatkę tę odebrał od niego pracownik Panisiewicza, Krajewski.
Krajewski zeznał, że klatkę przewiózł na posesją Panisiewicza i „zwalił” w ogrodzie. Sąd nie dał wiary Krajewskiemu i tak to wywiódł i uzasadnił. Krajewski nie przywiózł klatki na posesję Panisiewicza, ponieważ zeznał, że „złożył” tę klatkę, a jak “zlozyl” to dlaczego nikt jej w ogrodzie nie widział? Stąd sad wyciagnal logiczny wniosek, że Krajewski klamie – nie przywiózł klatki na posesję Panisiewicza, albowiem sama klatka – wiadomo „nie była zrobiona dla psa, ale do zbrodniczych celów”.
Drobny szczegol, iz w jezyku polskim okreslenie – zwaliłem, nie jest synonimem wyrażenia – złożyłem czy zbudowałem – a tych określeń używa sąd – dla tego sadu nie mialo znaczenia. Tym prostym zabiegiem, zmieniając jedno słowo w zeznaniu Krajewskiego – zwalił –niezłożone, zwalone części klatki, które leżąc płasko w ogrodzie mogły być niewidoczne i niezauważone przez świadków – na złożył i zbudował i w takim stanie klatka nie mogła być niezauważona, stworzyli fałszywy dowód, iż klatka ta nigdy nie trafiła na posesję Panisiewicza, a więc jej przeznaczeniem były „zbrodnicze cele”.
Dalej sędziowie twierdzili, że tę klatkę przewieziona w bliżej nieokreślonym czasie do Pipidowki, a nastąpnie przetrzymywano i dręczono w niej Kowalskiego.
Z zeznań Burego wynika, że do Plusk przywieziono pręty metalowe i do tego zawinięte w szary papier. Sad nie wyjasnil i nie uzasadnil:
Ø Czy ta klatka „rozspawała się” w drodze z Suwałk do Pipidowki?
Ø Jak pręty zostały zniesiono ze strychu, a Bury, przebywający non-stop w domu (ze względu na inwalidztwo), nie zauważył tej operacji.
Ø Jak mordercy z tych prętów zrobili funkcjonalna klatkę – w odludnym i nigdy nie odnalezionym miejscu – bez spawarki i fachowca – w ktorej nastepnie miano przetrzymywac mlodego, zdrowego mezczyzne przez 6-8 tygodni?
Ø Dlaczego nikt w Pipidowce nie widzial NIC, co potwierdzaloby te ustalenia sadu – nawet jedyny swiadek Bury?
Ø Dlaczego CBS i Policja w kilkakrotnych przeszukiwaniach posesji Burego i Gamuza nie znalazla pretow za wersalka?
Ø Dlaczego CBS wnioskowalo o zabezpieczeniu tych pretow za wersalka 15 stycznia 2001 roku, podczas gdy Bury znalazl je dopiero pod koniec kwietnia tegoz roku?
Ø Jak pracowały jako „części zapasowe” – pręty odnalezione przez świadka Burego? Dla porządku Lesiak nie zeznał, że dodał do wykonanej klatki „zapasowe pręty” czy wogóle jakieś „zapasowe części”
Ø Jak wytłumaczyć tak świetne „zacieranie śladów” przezmorderców, że „niemożliwe było odnalezienie konkretnego miejsca przetrzymywania i zamordowania Kowalskiego”i w ogóle nieznaleziono jednego materialnego dowodu przetrzymywania izabójstwa, a „zapomnieli” o „częściach zapasowych” klatki?
Są to w skrócie najważniejsze ustalenia sędziów Pokęcika i Sówki w tej sprawie.
Po zakończeniu procesu Wysoki Sąd przestał już nawet utrzymywać pozory rzetelności, sprawiedliwości i przestrzegania prawa. Sędziowie udali się na naradę, która trwała pół godziny! W ciągu tej pół godziny, sędziowie „naradzili się” co do winy 3 oskarżonych (około 11000 kart w sprawie) i napisali wyrok w sprawie 3 oskarżonych o porwanie, torturowanie i zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Samo odczytanie wyroku trwało dłużej, niż „narada” i spisanie tegoż! A pomijam tu czas podania ustnego uzasadnienia wyroku. Produkcja pisemnego uzasadnienia – którego najważniejsze elementy opisałam powyżej – trwała ponad trzy miesiące.
Kamil Panisiewicz i Jerzy Wojdak zostali skazani na dożywocie, bez możliwości ubiegania się o przedterminowe zwolnienie.
Mirosław Makimow został skazany na 10 lat wiązienia.
Wszyscy skazani odwołali się od tego wyroku.
Informuje czytelnikow, iz wszystkie zbieżności z prawdziwymi postaciami i wydarzeniami, nie są żadnym przypadkiem.
Wolność wypowiedzi i swoboda wyrażania swoich poglądów jest zagwarantowana art. 54 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł ten gwarantuje również prawo do informowania o działalności i jakosci tej dzialalnosci – osób pełniących funkcje publiczne.
Pisząc i publikując ten tekst byłam i jestem świadoma odpowiedzialności karnej z art. 212 & 1 i 2 Kk i oświadczam, iż informacje w tej publikacji podlegają ochronie art. 213 & 2 Kk.
“Osoby wykonujące funkcje publiczne- ze względu na swą pozycję i możliwość oddziaływania zachowaniami, decyzjami, postawami, poglądami na sytuację szerszych grup społecznych – muszą zaakceptować ryzyko wystawienia się na surowszą ocenę opinii publicznej…”Wyrok
Trybunału Konstytucyjnego SK 43/05 12.05.2008
Z praktycznych wzgledow ograniczylam sie do opisania najistotniejszych elementow tej historii. Wszystkie nazwiska bohaterow sa zmienione. Po za oczywistymi fabulizacjami –wszystkie fakty wziete sa z akt sprawy.
CDN