Obserwuje sie medialny nacisk na uwolnienie dr G.od zarzutu korupcji i nie tylko…
Arłukowicz – wprawdzie tylko minister zdrowia, a nie sprawiedliwości – z pewną nieśmiałością dał rządowe wytyczne dla niezawisłego sądu w sprawie Mirosława G. "Przypomniał sobie" mianowicie, że na skutek akcji ABW (w domyśle niegodziwej) przeciwko zdolnemu kardiochirurgowi doktorowi G. – spadła drastycznie ilość dawców organów potrzebnych do przeszczepów. Innymi słowy – akcja poprzedniego rządu przeciwko lekarzowi dokonującemu przeszczepów – była wielce szkodliwa dla społeczeństwa; jasne więc, że ofiarę tej akcji należy z zarzutów oczyścić.
Jakie przełożenie miała owa akcja na ilość organów potrzebnych do przeszczepów – nikt oficjalnie nie wyjaśniał, ani przedtem, ani teraz. Przełożenie jednak było i do świadomości społeczeństwa dotarło; otóż szpital MSW, w którym ordynował dr G. – specjalizował się m.in. w pobieraniu organów i zdarzało się, że umierali tam chorzy pacjenci, także z ciężkich wypadków – wówczas można było pobrać od nich organy do przeszczepów (pod warunkiem wyrażenia na to zgody wyrażonej przez owych pacjentów przedtem, lub przez rodziny). Atmosfera wokół sprawy dr G. była taka, iż ludzie kojarzyli pewne fakty i wysnuwali wnioski (nie wiem czy uprawnione), że statystycznie lepsze szanse przeżycia mają pacjenci,którzy przedtem nie deklarowali swoich organów do przeszczepu po śmierci.
Jeżeli miały miejsce takie przerażające fakty (oczywiście trudne do udowodnienia), to należałoby zrobić wszystko by je wykryć i ujawnić, a odpowiedzialnych (ściśle biorąc – zdegenerowanych zbrodniarzy) ukarać z całą surowością prawa. Jednocześnie powinny być opracowane klarowne i konsekwentnie przestrzegane procedury przy pobieraniu organów. Takie działanie rządu niechybnie zwiększyłoby ilość ludzi deklarujących swoje organy do przeszczepów.
Jednakże widziałem wówczas i widzę obecnie niesamowitą zawodowa spolegliwość i solidarność w społeczności medycznej. Po ujawnieniu nie budzących wątpliwości błędów w sztuce, jakich dopuścił się dr G. – świat lekarski zamilkł, półgębkiem dało sie słyszeć głosy potępienia, lecz po kilku dniach, po rozejrzeniu się na boki, po upewnieniu się o możliwości politycznego rozegrania sprawy – odezwali się wybitni specjaliści kardiochirurdzy (Dziatkowiak) i inni, że tak naprawdę, to nie ma pewności, co do tych błędów, że trzeba to zbadać przez wewnętrzna lekarska komisje itp.rozwadnianie sprawy.
Nie jest to pierwsza bulwersująca sprawa. Zdaje się, że w pewnym sensie lekarzy się w Polsce nie karze, przynajmniej wiezieniem – nawet za najcięższe kryminalne przestępstwa. Do sformułowania tego twierdzenia upoważnia mnie tylko jeden fakt – mianowicie wyroki w sprawie handlu "skórami" w łódzkim pogotowiu; kary wiezienia otrzymali tylko sanitariusze, lekarze nie. Wydaje się być oczywiste, że szefem zespołu ratowniczego w składzie karetki pogotowia jest lekarz, a nie sanitariusz, czy kierowca – zatem on ponosi największą odpowiedzialność. Jest to jasne dla wszystkich, ale nie dla sądu i stąd taki wyrok.
Sadząc z wypowiedzi, jakie pojawiają sie w publicznej przestrzeni – wyrok w sprawie Mirosława G., to test na niezależność sądu – czy ulegnie politycznej poprawności, czy będzie się kierował swoim przeświadczeniem o sprawiedliwości.