Pojawienie się na scenie polityczne nowych projektów – szczególnie na tzw. lewicy – witam zawsze z zaciekawieniem. Po pierwsze lewicowa, socjalna retoryka idzie od zawsze w kontrze wobec myślenia „wykształciuchów” z dobrych rodzin, co to ideał państwa przenieśliby żywcem z korporacyjnych nawyków, gdzie szef i świta spijają śmietankę a urzędnicy niższego szczebla dumnie tyrają bez umowy i świadczeń – ku chwale wielkości zysku!
Po drugie to, co dajemy systemowi, jako świadczący pracę i jako podatnicy, usilnym trudem liberałów sprowadzane jest zawsze do sytuacji, gdzie obywatel potrzebny jest tylko jako koło w machinie lub gdy głosuje (system demokratyczny). Wyciśnięty jak cytryna, pozbawiony realnej (papierowa wszak jest) opieki zdrowotnej, idzie w niebyt a taki model, wciskający nam informacyjny kit „szczekacze” z TVN-u czy Wyborczej nazywają… postępem. Niestety, partie lewicowe, rodzące się w naszym pięknym kraju, wszystkie jak jeden mąż posiadają tą samą wadę genetyczną: rodzą się z kalectwem komunizmu i grzechem pierworodnym swych ojców z PZPR.
Gdy nawet swą lewicowość chcą wznieść na poziom europejski czy światowy – zawsze gdzieś tam, „pomiędzy wierszami”, czuć ciężkość „betonu” czy aparatczykowską, sowiecką zgniliznę. Adrian Zandberg, do tej pory występujący jako socjalny Robin Hood, próbuje wejść w buty o kilka numerów za duże, w dodatku nie kupione w dyskoncie a od wyśmienitego szewca za bajońską cenę. Kilkadziesiąt osób z „Razem”, z partyjnymi flagami, w przemyślany sposób i jako efemerydowa opozycja weszło w spór z partią rządzącą. Członkowie i sympatycy „Razem” spędzili pod KPRM całą noc. Domagali się od premier Beaty Szydło uznania wczorajszego wyroku TK i wyświetlali treść wyroku rzutnikiem na budynku rządowym.
Założyciel i lider Komitetu Obrony Demokracji, Mateusz Kijowski, przyznał, że również KOD planuje protesty pod KPRM, ale… wraz z liberałami z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.pl. Opozycja, zwana już przez tzw. ulicę „opozycją tłustych kotów”, niejako za swój katechizm obrała walkę o skompromitowany dziś Trybunał Konstytucyjny. Cel mają ten sam, co w przypadku partii „Razem”: zmusić rząd do publikacji orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 9. marca. Tyle tylko, że „Razem” – zajmując się akurat tym problemem – może być jedynie przystawką lub nawet biorąc serio szczere intencje – nieporozumieniem. Do sprawy odniósł się, widząc swe położenie, Adrian Zandberg, jeden z liderów „Razem”, który ostro odciął się od polityków Platformy, przekonując, że to oni są współwinnymi dzisiejszego zamieszania wokół TK.
Chcę powiedzieć bardzo jasno – stwierdził Zandberg – to jest protest obywatelski, to oznacza, że posłowie z byłego establishmentu, posłowie PO, nie są na naszym proteście mile widziani. Panowie z PO przyszli w nocy, chcieli polansować się przed kamerami, ale nie ma na to miejsca. Mam wrażenie, że KOD pozwolił wykorzystać się politykom establishmentu, nasz protest wykorzystać się nie pozwoli.
Partia „Razem” usilnie szuka swego miejsca na politycznej scenie, grając raz na lewicową nutę, innym razem zgrabnie wkłada frak, tańcując na salonach. Przy takim pomyśle na siebie, pomyśle trwałego rozkroku, nie wróżę tej formacji wielkich sukcesów chyba, że jej głównym celem były państwowe dotacje i dostatnie życie – od happeningu do happeningu przez kilka najbliższych lat.
Dziś, w piątek, Komisja Wenecka zajmie się sytuacją w Polsce. Weźmie pod uwagę także ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Z przecieków wiadomo, iż wstępny projekt opinii Komisji był dla Polski bardzo krytyczny. Z pewnością zadbała o to m.in. ex-premierzyca, p. Suchocka. W skrajnym przypadku jej werdykt, skierowany do struktur unijnych, może pozbawić Polskę prawa głosu – a w świecie globalnej polityki zepchnąć w towarzystwo (zresztą zacne) takich odszczepieńców – nie realizujących zaleceń Komisji Weneckiej – jak Węgry czy Islandia. Operacja oczerniania i brutalnego atakowania Polski wewnątrz – jak i na arenie międzynarodowej – trwa w najlepsze.
A pomagają w tym ludzie, którzy do niedawna czerpali z rządzenia RP kolosalne zyski i uważani byli za przedstawicieli polskiego narodu. I taki obrót spraw każe poważnie zastanowić się, kto tu jest kim i czyje interesy od lat reprezentuje. W Międzywojniu, biorąc pod uwagę wszelkie błędy polityczne i gospodarcze kolejnych rządów w Warszawie, ten akurat problem był rozstrzygany w majestacie prawa i z całą jego surowością. Zdominowana przez RFN – Bruksela i tak nie daruje Polsce urwania się ze smyczy kanclerz Merkel, czy mamy więc aż tak dużo do stracenia?
Roman Boryczko,
marzec 2016
Za: www.SieMysli.info.ke