Rządząca Platforma i PSL konsekwentnie więc bronią sektor bankowy przed dodatkowym opodatkowaniem i bez żadnych zahamowań sięgają głębiej do kieszeni tych najmniej zamożnych w tym przypadku chorych ludzi.
1. O tym, że rządząca koalicja PO-PSL wprowadza nową ustawę refundacyjną przede wszystkim po to aby zmniejszyć wydatki NFZ na refundację leków wiadomo było już w momencie prac nad nią w poprzedniej kadencji Sejmu.
Ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz twierdziła wprawdzie, że głównym celem ustawy refundacyjnej ma być poprawa dostępności pacjentów do refundowanych leków, a także ukrócenie tzw. turystyki lekowej czyli wędrowania po aptekach aby szukać leków sprzedawanych w promocji, z rabatami czy czy różnorodnymi upustami.
Szczegółowe jej zapisy jednak świadczyły o czymś zupełnie innym. Właśnie przy ich pomocy chciano wywrzeć swoisty nacisk na lekarzy aby wypisywali recepty w taki sposób aby jak najwięcej przepisywanych leków było z pełną odpłatnością.
2. Głównym instrumentem, który miał ograniczać wydatki na leki refundowane, był swoisty bat finansowy na lekarzy, w postaci zwrotu kwot nienależnej refundacji razem z odsetkami ustalonej przez kontrolerów NFZ.
Kontrole te mogłyby być przeprowadzane w ciągu 5 lat od daty wystawienia recepty, a kontrolowane miało być nie tylko uprawnienie pacjenta do leków refundowanych (a więc czy w momencie wizyty u lekarza był on ubezpieczony, a dokładnie czy miał opłaconą składkę zdrowotną) ale przede wszystkim czy przepisany pacjentowi lek podlega refundacji w danej jednostce chorobowej.
Na skutek nacisku środowiska lekarskiego już na początku tego roku nowelizacją ustawy kontrole lekarzy pod tym względem przez NFZ, zostały wprawdzie zniesione ale ciągle w ustawie znajdują się zapisy nakazujące lekarzowi przepisywanie z refundacją leku tylko w zastosowaniu w stosunku do jednostki chorobowej na którą lek został w Polsce zarejestrowany.
Ba takie kontrole chce teraz wpisać do umów z lekarzami NFZ już od II połowy tego roku, mimo tego że nie ma w tej sprawie uzasadnienia ustawowego.
3. Ale im dalej w las tym więcej drzew. Po 4 miesiącach obowiązywania nowej ustawy refundacyjnej, kolejne grupy chorych przekonują się, że to co miało być dla nich ulgą, jest coraz większym utrapieniem i żeby dalej się leczyć, muszą sięgać znacznie głębiej niż do tej pory do swoich portfeli.
Chodzi głównie o pełną odpłatność pacjentów za leki w sytuacji kiedy leki te są stosowane inaczej, niż to jest zapisane w ich wskazaniach rejestracyjnych. A zdarza się to w wielu jednostkach chorobowych.
Lekarze w obawie, że NFZ za kilka lat może jednak kwestionować refundację na takich receptach i żądać od nich zwrotu zrefundowanych pacjentom wydatków wraz z odsetkami, wypisują na te leki recepty pełnopłatne.
4. Wszystko to po 4 miesiącach funkcjonowania ustawy, potwierdzają dane pochodzące z raportu IMS Health, firmy zajmującej się między innymi ocenami rynku leków refundowanych.
Według danych tej firmy wartość leków refundowanych w cenach detalicznych brutto sprzedanych w Polsce spadnie z 13 mld zł w 2011 roku do 11,5 mld zł w 2012 roku. Jest to spadek o około 11%.
Dane za I kwartał tego roku potwierdzają tę tendencję. Ba spadek ten był jeszcze głębszy ale jak się powszechnie sądzi, w styczniu i w lutym chorzy skorzystali z zapasów leków, które w atmosferze zamieszania zgromadzili w grudniu.
Konsekwencją takiego spadku wartości sprzedaży, będzie wzrost współpłacenia ze strony pacjentów z poziomu 34% w roku 2011 do 38% w roku 2012 i będzie to jeden z najwyższych poziomów współpłacenia pacjentów w całej Unii Europejskiej.
Rządząca Platforma i PSL konsekwentnie więc bronią sektor bankowy przed dodatkowym opodatkowaniem i bez żadnych zahamowań sięgają głębiej do kieszeni tych najmniej zamożnych w tym przypadku chorych ludzi.