Belwederska debata , pod auspicjami prezydenta Bronisława Komorowskiego pokazała, że dyskutować można merytorycznie, logicznie argumentując. Szkoda jednak, że dyskusja nie przyczyniła się do refleksji nad tym, co zostało zaniedbane i czego nie dopełniono, tak aby system emerytalny był wydolny. Pryncypialność obrońców obecnego kształtu systemu emerytalnego ogranicza się do stwierdzeń, że obecny rząd z ministrem Jackiem Rostowskim łamie umowę społeczną podpisaną ponad 11 lat temu, tak jakby profesorowie Leszek Balcerowicz i Jerzy Hausner nie byli nie tylko ekonomistami, ale również przecież politykami. I to politykami, którzy legitymizowali rozwiązania osłabiające system emerytalny, tak jak choćby wzrost emerytur mundurowych za czasów, kiedy Jerzy Hausner był wicepremierem i ministrem gospodarki, odpowiedzialnym za reformy. Dyskusja, trwająca 3 godziny, nie dotknęła praktycznie tematu najważniejszego – jak […]
Belwederska debata , pod auspicjami prezydenta Bronisława Komorowskiego pokazała, że dyskutować można merytorycznie, logicznie argumentując. Szkoda jednak, że dyskusja nie przyczyniła się do refleksji nad tym, co zostało zaniedbane i czego nie dopełniono, tak aby system emerytalny był wydolny. Pryncypialność obrońców obecnego kształtu systemu emerytalnego ogranicza się do stwierdzeń, że obecny rząd z ministrem Jackiem Rostowskim łamie umowę społeczną podpisaną ponad 11 lat temu, tak jakby profesorowie Leszek Balcerowicz i Jerzy Hausner nie byli nie tylko ekonomistami, ale również przecież politykami. I to politykami, którzy legitymizowali rozwiązania osłabiające system emerytalny, tak jak choćby wzrost emerytur mundurowych za czasów, kiedy Jerzy Hausner był wicepremierem i ministrem gospodarki, odpowiedzialnym za reformy.
Dyskusja, trwająca 3 godziny, nie dotknęła praktycznie tematu najważniejszego – jak zreformować Zakład Ubezpieczeń Społecznych i jakie podjąć kroki (także polityczne), aby składki do niego wprowadzane były nie tylko bazą do wypłacanych na bieżąco emerytur, ale także aby stały się podstawą do działalności tej instytucji na rynku kapitałowym. Jeżeli nie zostanie poważnie podjęty ten temat, wymagający głębokich zmian strukturalnych, to w dalszym ciągu emerytury (a także duża cześć samych składek) będzie finansowane z długu publicznego albo, co może jeszcze poważniej zagrozić rozwojowi państwa, ze wzrostu podatków. W Belwederze dyskutowano tylko nad bieżącym projektem rządowym, zakładającym, że składka emerytalna przekazywana do OFE zmaleje z 7,3 proc. do 2,3 proc., a następnie wzrośnie do poziomu 3,5 proc. Dlaczego akurat o takie wartości – tak naprawdę nie wiadomo.
Dość absurdalnie w dyskusji ekonomicznej, o pieniądzu, długu i finansach państwa brzmiały argumenty Jerzego Hausnera i Leszka Balcerowicza, że rządowa propozycja reformy niewielkiej części systemu emerytalnego, jakim są OFE to demontaż elementów ustroju państwa i złamanie umowy społecznej, zawartej przy uchwalaniu reformy emerytalnej z roku 1999, co może podważyć zaufanie obywateli dla państwa. Tak, jakby dopuszczenie przez obecny rząd do całkowitego załamania finansów państwa, przez zaniechanie choćby wycinkowej reformy, byłoby dla państwa i jego szans rozwojowych lepszą alternatywą. Przyznam się, że populizm Leszka Balcerowicza i obrona status quo, w imię grupy twórców reformy, jest dla mnie dużym zaskoczeniem.
Jerzy Hausner zauważył w trakcie dyskusji, że dług publiczny rośnie z powodu nie tylko obciążenie systemu składkami w OFE (które nie tylko osiągają tam odpowiedniej stawki zwrotu, ale także, przekazywane z powrotem do ZUS, ponownie obciążają system finansowy), ale również z powodu zaniechania reform, czyli nie podniesienia wieku emerytalnego, likwidacji przywilejów emerytalnych, braku głębokiej reformy finansów publicznych. Nie dodał jednak, że winni temu są wszyscy politycy, w tym także obecni krytycy rządu, choćby przez nieprzeprowadzoną do końca prywatyzację majątku Skarbu Państwa.
Reforma zaproponowana przez rząd, której twarzami są ministrowie Jacek Rostowski i Michał Boni (choć ten drugi nie do końca się zgadza ze wszystkimi jej elementami) pozwala na zachowanie względnej stabilności finansów państwa i pozwala na domknięcie przyszłorocznego budżetu. I nie zamyka wcale dyskusji na tym, jak zbudować na nowo system emerytalny, tak aby był on wydolny i dawał za lat 20, 30, 40 przyzwoitą stopę zwrotu dziś płaconych składek.
W trakcie debaty pojawiły się głosy, według mnie jak najbardziej słuszne, aby doprowadzić do całkowitej likwidacji OFE i stworzyć system składający się z dwóch filarów. Pozwoliłoby to na znaczne ograniczenie kosztów finansów publicznych, a także oddzielenie funduszy pochodzących ze składek od inwestycji giełdowych, obarczonych dużym ryzykiem, zastępując je inwestycjami w bardziej stabilne instrumenty finansowe. Nie da się jednak tego zrobić bez jednoczesnej reformy ZUS-u, w kierunku jego większej elastyczności i wielozadaniowości.
Nie usłyszeliśmy od żadnego z dyskutantów piątkowej debaty u prezydenta jednoznacznej opinii, jak częściowa reforma proponowana przez rząd wpłynie na wysokość emerytur w przyszłości. Nie mogliśmy tego usłyszeć, ponieważ liczba nieznanych zmiennych jest zbyt duża. Nawet krytycy reformy, czyli autorzy reformy sprzed lat nie odważyli się postawić wniosków w tej materii. Argumenty rządu, o konieczności stabilizacji finansów państwa, przeważą, że ustawa zostanie przyjęta i podpisana.
Francuz vel Azrael