W Niemczech natomiast mówiło się o milionowej mniejszości niemieckiej w Polsce. Można powiedzieć, że sytuacja patowa trwała aż do 24 czerwca 1990 r., kiedy to w Polityce ogłoszono, że …”Niemcy u nas… są!” Rewelacja ta wywołała oburzenie wśród byłych członków Związku Polaków w Niemczech. W rok później deklarację tę rozszerzono w traktacie polsko-niemieckim na „mniejszość niemiecką”, bez interpretacji samego pojęcia. Powstała więc taka sytuacja, że według wspomnianego traktatu Niemcem w Polsce może być kto chce, w Niemczech natomiast ten, kto spełnia min. warunki artykułu 116 Konstytucji RFN. Dziś nikt nie jest w stanie policzyć ilu jest Niemców na Górnym Śląsku. Johan Kroll (założyciel opolskiej mniejszości niemieckiej) w 1990 r. twierdził, że „jest nas 400 tysięcy, ale ile jeszcze w Polsce pozostało?”. Dziś opolska mniejszość liczy 182 tys. rodzimej ludności śląskiej. Hubert Hupka podaje, że 800 tys., Dietmar Brehmer, że 700 tys. Natomiast Instytut Śląski w Opolu rdzennych Niemców zamieszkałych na Opolszczyźnie szacuje na 3-5 tys. O co chodzi?
Wątpliwości rozwiał prof. Franciszek Antoni Marek z opolskiego WSP pisząc, że: „wśród podpisujących listę pana Krolla nie ma zapewne ani jednej osoby, która do trzeciego roku życia nie modliła się… <Aniele Boży, stróżu mój>, bez względu na to do jakiej szkoły chodziła” (Tragedia Górnośląska, Opole 1989). Powiedział też, że: „polskość i niemieckość na Śląsku ma swoją cenę. Różnica jest taka, że za polskość płaci Ślązak, a za niemieckość płacą Ślązakowi”. Ruch niemiecki na Opolszczyźnie jest wybitnie śląski i ma charakter antagonizmu śląsko-polskiego. Korzenie jego sięgają okresu plebiscytowego, międzywojennego i powojennego, kiedy to Polska przyszła do pozostałej części Ślązaków. Zupełnie inna Polska.
Skąd jednak na Śląsku Opolskim wzięło się tylu Niemców? Bezpośrednią przyczyną okazał się artykuł 116 Konstytucji niemieckiej i obietnica Związku Wypędzonych, że po powrocie Śląska do Niemiec wszystkim będzie dobrze. Powstał w ten sposób „polski bałagan” za sprawą niemieckiego prawa. Rzecz jednak, jak zwykle na pograniczach kulturowych – nie ważne faktycznych czy socjo-historycznych, jak Górny Śląsk – rzecz ma swój naturalnie dłuższy rodowód.
Powrót Śląska Opolskiego do Polski
Od wiosny 1945 r. Opolszczyzna zaczęła się coraz bardziej zaludniać. Wracali tu do swoich domów niedawni uciekinierzy: Ślązacy i Niemcy. W kwietniu przybyły pierwsze transporty ekspatriantów ze wschodu. Śląsk Opolski, jako byłe terytorium Niemiec, nietknięte dotychczas wojną, stał się często areną wyrównywania krzywd i miejscem uzupełniania straconego podczas wojny mienia. Ludzi ciągle przybywało, a weryfikacja i wysiedlenia przeciągały się. Tworzył się bałagan. Na tym tle doszło do organizowania obozów przesiedleńczych (ale to osobny problem).
Świat na Opolszczyźnie oglądany był z dwóch stron: z perspektywy tych, którzy zostali i tych, którzy przybyli. Dla ludności rodzimej to, co działo się wokół nich było przede wszystkim grabieżą. Sowieci wywozili głównie fabryki, polscy szabrownicy mienie użytku codziennego. Zdarzały się też przypadki karygodne. Na przykład przedstawiciel polskiej władzy ludowej na oczach całej rodziny śląskiej, potrafił podrzeć dokument zaświadczający polskość tej rodziny, czy sąd, który nie uznał dokumentów potwierdzających udział w powstaniu śląskim. Z milicjantem można było też „załatwić” wysiedlenie bogatego Ślązaka do obozu po to, by zająć jego gospodarstwo. Tak było do czasu, kiedy przynależność państwowa Opolszczyzny nie została ostatecznie przesądzona.
Temperaturę po stronie polskiej podsycały tu i ówdzie działające bandy Wehrwolfu i niemiecka propaganda głosząca rychły powrót Niemiec na utracone tereny. Nieufność, a przez to i chęć odwetu rosła. Sytuacja była bardzo niestabilna: osadnicy zza Bugu żyli zwykle chęcią powrotu na swoje, ale jednocześnie zadawali sobie pytanie dokąd pójdziemy, jeżeli nas stąd wygonią; ludność rodzima: co będzie dalej i pod kim teraz będziemy; powracający na Śląsk członkowie Komunistycznej Partii Niemiec (KPD) zakładali swoje komórki i organizacje „Wielkie Niemcy”, a niemieccy optymiści kompletowali władze administracyjne (np. w Lewinie Brzeskim, Powrót Śląska Opolskiego do Polski, Opole 1988).
W takich warunkach katolicki Śląsk Opolski wracał do komunistycznej Polski. Dla Ślązaka-Polaka był to szok, dla Ślązaka opcji niemieckiej potwierdzenie polskiego barbarzyństwa, dla obojętnego narodowo kolejna zemsta na słabszym. PRL zamiast niwelować niekorzystne wrażenie, podsycała jeszcze wzajemną nieufność. Ponadto, jak twierdzi prof. F. A. Marek, w dostępie do władzy preferowani byli członkowie KPD negatywnie ustosunkowani do powstań śląskich. Tak było jeszcze w kilkanaście lat po zakończeniu wojny. Powstańców gnębiono i zamykano. To wszystko szło na polski rachunek.
Wykształceni Ślązacy rozumieją, że to co działo się w PRL było wbrew woli Polaków, przeciętni – nie, bo innej Polski nie znali. Ci ostatni nie potrafili nawiązać kontaktu i zamknęli się w sobie.
Ślązak na rodzinnej ziemi opolskiej
Z badań socjologicznych przeprowadzonych w 1990 r. przez Instytut Śląski w Opolu wynika, że 65 % badanych opowiedziało się jako Ślązacy, 3,5% jako Polacy, 7% skłaniało się ku polskości, 25 % ku niemieckości, z tego 10% opowiadało się jako Niemcy. 32% badanych uznało mniejszość niemiecką jako reprezentanta swoich interesów.
Wśród badanej młodzieży 62,7% używa ciągle gwary śląskiej, czasem 24%, a 8,3% nie używa jej w ogóle. W 1990 r. 68,5% uważało, że ma swoja ziemię rodzinną, 53,8% powiedziało, że jest nią miejscowość i okolice, 10,5% oceniło, że nie posiada ziemi rodzinnej a 18,4%, ze trudno powiedzieć. 14% za rodzinną ziemię uznało Śląsk Opolski, 14,7 % Śląsk, Polskę – 1,9, RFN – 0,6%.
Na pytanie, gdzie chciałbyś mieszkać po ukończeniu szkoły: rodzinna miejscowość – 37,7%, RFN – 13,2%, nie wiem – 14,9% a 10,1% że nie ma takiego miejsca, brak odpowiedzi – 10,1%. Wśród ludności śląskiej przeważa wykształcenie podstawowe i zawodowe – 84%, średnie – 12%, wyższe – 3,3%. 90% badanej populacji śląskiej zajmuje taka sama pozycję w polskiej strukturze społecznej, jak poprzednia generacja w społeczeństwie niemieckim. (Wszystkie dane za: D. Berlińska, Przegląd Zachodni 1990 Nr 2).
Dziś na Opolszczyźnie panuje przekonanie, że w gminach zamieszkałych zwarcie przez mniejszość niemiecką, Polska plebiscyt przegrałaby.
Na pytanie skąd się wzięli Niemcy na Górnym Śląsku odpowiedział też Stanisław Bieniasz: przyczyna było nie uznanie śląskości Ślązaków (w Prusach brzmiałoby to polskości Polaków). Powstała więc sytuacja taka, że Ślązacy nie mogą nie uznać mniejszości niemieckiej, dzięki której zaistnieli, a jednocześnie nie mogą się od niej odseparować, bo ponownie zostaną bezimiennymi Polakami. Przynieśli Polsce Śląsk i nic z tego nie mają – są o tym przekonani. Droga więc liderów do niemieckości Śląska Opolskiego bez polskiej alternatywy może okazać się jedyną z możliwych, ponieważ Polacy co najmniej od 20 lat pracują na niemiecka korzyść (łączenie rodzin, paczki, marki, brak zrozumienia dla specyfiki śląskiej), polska pozostawiając na ugorze. W rezultacie Polacy nie rozumieją ani swojej polityki, ani tym bardziej reakcji Ślązaków… Mimo to trudno uznać drogę wybraną przez liderów mniejszości za skutek powojennej polityki polskiej. Ich kreacja, w przeważającej mierze jest koniunkturalna. A polityka dla Ślązaka zawsze oznacza klęskę. Wolę zrozumienia mogą okazać tylko Polacy żyjący na podobnym poziomie materialnym.
***
Sytuację prawną Opolszczyzny określają traktaty polsko-niemieckie, ale też nie do końca. Art. 20 traktatu z 17.06.91 mniejszość niemiecką w Rzeczypospolitej Interpretuje jako: „Osoby posiadające obywatelstwo polskie, które są niemieckiego pochodzenia, albo przyznają się do kultury, języka lub tradycji niemieckiej”. W Niemczech mniejszości polskiej nie przewidziano: są osoby posiadające obywatelstwo niemieckie polskiego pochodzenia.
Art. 116 ustawy zasadniczej RFN mówi: Niemcem w rozumieniu niniejszej ustawy zasadniczej, z zastrzeżeniem odmiennej regulacji ustawowej, jest każdy, kto posiada niemiecka przynależność państwową lub jako uciekinier, albo wypędzony narodowości niemieckiej lub tez jako współmałżonek albo potomek znalazł przyjecie na obszarze Rzeszy Niemieckiej wg stanu z 31.12.1937 r.”.
Oznacza to, że ludność autochtoniczna, pomimo traktatów uznających granicę na Odrze i Nysie, posiada nadal obywatelstwo niemieckie i ustawowo należy do Niemiec, wbrew woli państwa polskiego.
Prawnego doboru mniejszości narodowych wg art. 116 prawo międzynarodowe nie akceptuje. Dlaczego więc na jego podstawie stwarza się fakty dokonane?
Polska poruszając w traktacie sprawę mniejszości niemieckie umiędzynarodowiła ten problem. Rząd Hanny Suchockiej udawał, że jest on sprawa regionalną, gdy w rzeczywistości Opole jest stolicą stosunków polsko-niemieckich. Rozmowy w ministerstwie skończyły się sakramentalnym: – No, załatwcie tam to jakoś (czyli róbcie jak uważacie i uważajcie jak robicie). Rząd Waldemara Pawlaka nie zdążył się jeszcze wypowiedzieć w tej sprawie.
My chcemy być Niemcami
Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Mniejszości Niemieckiej na Śląsku Opolskim (TSKMN) Sąd Wojewódzki zarejestrował 16.02.1990 r. Fakt ten został przyjęty przez stronę polską bez większych obaw, a nawet z pewną nadzieją na pozytywne ułożenie stosunków polsko-niemieckich. W trzy lata później (31.07.1993) Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zatwierdził zmianę nazwy TSKMN na Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców (TSKN). Ta zmiana została przyjęta z dużą rezerwą.
Od lutego 1990 do lipca 1993 r. minęło dwa i pół roku, podczas których w dużym pośpiechu wskrzeszono ślady materialnej, ale też duchowej kultury niemieckiej – najgorszego wymiaru. Okres ten upłynął pod hasłem „My chcemy być Niemcami”.
Województwo opolskie jest ósmym pod względem wielkości województwem w Polsce. Posiada 29 miast, 914 wsi i 1.050 tys. mieszkańców. 2/3 spośród nich stanowi ludność napływowa, 1/3 rdzenność ludność rodzima. TSKN jest najliczniejszą organizacją w regionie. W wyborach samorządowych uzyskało absolutną większość w 26 gminach. (Członkami TSKN jest 16 burmistrzów i wójtów). Posiada także liczną reprezentację w sejmiku samorządowym. Na terenie województwa działa ponad 300 kół terenowych. W Sejmie przedostatniej kadencji TSKMN reprezentowało 7 posłów i jeden senator – najliczniejsza reprezentacja mniejszościowa w Europie, a może i nawet na świecie. W ostatnich wyborach parlamentarnych na listę niemiecką glosowało 60 tys. osób. Na dwóch senatorów o 30 % więcej. Aktualnie mniejszość niemiecka na Opolszczyźnie reprezentuje trzech posłów i jeden senator. Czwarty poseł wybrany został z województwa katowickiego (mniejszość katowicka liczy około 10.000 członków) .
Na Śląsku Opolskim działają w zasadzie dwie organizacje mniejszości niemieckiej: wspomniany TSKN i Związek Młodzieżowy Mniejszości Niemieckiej R. P. w Opolu. Natomiast w ramach struktur mniejszości zalegalizowano: Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, Fundację Rozwoju Śląska, Związek Rolników Śląskich, Spółdzielnię „Śląski Reiffeisen”, Aqua Silesia, Silesia Press, Niemiecka Izba Gospodarcza i jeszcze kilka mniej znaczących organizacji. Dotacji nikt nie jest w stanie policzyć. Wiadomo tylko, że mniejszość na Opolszczyźnie otrzymała od rządu bońskiego 20 mln marek. Działają też inne organizacje, jak Związek Górnośląski, Związek Górnoślązaków, Konwersatorium im. J. von Eichendorfa. Polska na Opolszczyźnie jest władzą a dopiero od niedawna powstają organizacje narodowców.
Z pomnikami w XXI wiek
Po zarejestrowaniu TSKMN w 1990 r. na Opolszczyźnie zaczęły dziać się rzeczy dziwne. Oprócz kwestionowania legalności granicy na Odrze i Nysie i ukazania się 20 kwietnia 1990 r. (urodziny Hitlera) sygnalnego numeru dwujęzycznegoOberschlesische Nachrichten – Wiadomości Górnośląskie (w tym czasie trudno było nie uznać tego za przypadek), w październiku wybuchła pierwsza afera tzw. „16 punktów”. W sposób demonstracyjny wręczono władzom polskim i niemieckim memoriał Centralnej Rady Towarzystw Niemieckich, podyktowany przez BdV. Domagano się: 1. sformułowania gwarancji statusu niemieckiej grupie narodowościowej (uwzględniono w traktacie), 8. prawa do tworzenia własnych partii lub określonego udziału w już istniejących (jest realizowane), 9. zabezpieczenia własnego przedstawicielstwa parlamentarnego i samorządowego, jak również dostępu do wszystkich funkcji publicznych (jest realizowane), 14. nieograniczania współpracy miedzy organizacjami Niemców w Polsce i organizacjami wypędzonych w RFN (nie ma przeszkód), 16. Zachowania niemieckiego obywatelstwa (paszporty wydaje konsulat we Wrocławiu). Memoriał wywołał wrzenie po obu stronach granicy, ale jego punkty, jak widać, są realizowane. Dietmar Brehmer przewodniczący Niemieckiej Wspólnoty Roboczej „Pojednanie i Przyszłość” w Katowicach fakt ten uznał za polityczną arogancję.
W pół roku po podpisaniu traktatu polsko-niemieckiego mniejszość na zebraniu w Ochodzach (14.12.91) przegłosowała zmianę nazwy z TSKMN na TSKN. Opracowano też nowy statut, który był tak samorządny, że nic nie mówi o obywatelstwie polskim członków mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie. Znana też była swojego czasu niechęć Henryka Krolla do zapisu w polskiej Konstytucji o identycznej treści (wbrew zapisowi w traktacie). Niby to było tak oczywiste, że nie wymagało zapisu, ale art. 116 istnieje. Sprawa zmiany nazwy dwukrotnie trafiła do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który ostatecznie zatwierdził ją wraz z paragrafem 8, który nie mówi, że członkiem TSKN musi być obywatel polski. (por. traktat art. 20: Członkowie mniejszości niemieckiej w Rzeczypospolitej Polskiej, to znaczy osoby posiadające polskie obywatelstwo…”). Być może Sąd Apelacyjny we Wrocławiu stanął przed faktem dokonanym, ponieważ wcześniej Sąd Wojewódzki w Katowicach część TSKMN z siedzibą w Raciborzu (przed reforma administracyjną w 1975 r. woj. opolskie) zarejestrował jako TSKN. Termin półroczny na odwołanie do Sądu Najwyższego już minął.
Największego rozgłosu nabrała sprawa pomników z faszystowskimi symbolami: hełmy, żelazne krzyże, niemieckie orły i napisy w języku niemieckim np. „Naszym dzielnym bohaterom”, „Naszym dzielnym wojownikom” itp. Pierwszy pomnik ku czci żołnierzy i ofiar cywilnych I i II wojny powstał prawdopodobnie 23 września 1990 r. w Kamieniu Śląskim – poświęcił go ksiądz katolicki. Następne powstawały, jak grzyby po deszczu. Gdy pomnikowe tablice zaczęły pojawiać się na kościołach, a liczna pomników w terenie przekroczyła 50, powołano Zespół Negocjacyjny ds. Pomników i Tablic. W jego skład weszli przedstawiciele władz wojewódzkich, Kurii Biskupiej oraz jednorazowo: proboszcz, sołtys i przewodniczący mniejszościowego koła TSKMN. Komisja rozpoczęła pracę 18 listopada 1992 r.
Trzeciego grudnia tego roku ukazał się komunikat Wydziału Duszpasterskiego: „Przypomina się, że są one nagrobkami ofiar wojen a nie bohaterów wojennych. Mogłyby być też wspólne dla wszystkich tzn. zawierać nazwiska poległych czy pomordowanych z rodzin o nie śląskim rodowodzie […]. Napisy na pomnikach powinny być dwujęzyczne, aby były zrozumiałe dla wszystkich, a cały wystrój pomnika jednoznacznie chrześcijański. Tzn. bez symboliki wojskowej i wojennej […] maja one skłaniać żyjących do modlitwy za ofiary wojny i Stanowic przestrogę przed jej powtórzeniem”.
Pomniki można by ostatecznie uznać za osobliwość Opolszczyzny, ale do dziewięcioosobowej sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych należałoby mieć zaufanie. 20 lutego 1993 r. dokonała wizji lokalnej a 17 marca miała zebrać się ponownie celem opracowania oficjalnego stanowiska. Do spotkania jednak nie doszło ponieważ jej przewodniczący Jan Piątkowski (zastępcą był H. Kroll) został mianowany na stanowisko ministra sprawiedliwości… i sprawa tak dokładnie ucichła, jak gdyby jej nigdy nie było.
Komisja pomnikowa działała nadal i 24 maja ukazał się jej komunikat. Napisano w nim, że podstawowym celem zespołu było poszukiwanie rozwiązań służących budowaniu spokoju społecznego. Podkreślano też, że zaistniała możliwość wypowiedzenia zadawnionych żalów, pretensji oraz możliwość przeprowadzenia głębokiej dyskusji o wartościach podstawowych. Zapisano też, że pomniki powstały jako przejaw nieznajomości prawa, jak również braku zrozumienia zła z czasów II wojny. Ten brak zrozumienia był dosłowny: zwykli członkowie mniejszości mówili nie o żelaznych krzyżach, lecz o… maltańskich, jeden z nich płakał (!) wołając: – Dlaczego wy tego nie chcecie zrozumieć, to był pogrzeb mojego brata karlika!!!… inni z kolei, że takie dostawali i ze ksiądz je poświęcił.
Liderzy mniejszości, dawni działacze partyjni, legitymujący się dyplomami polskich uczelni – nie mogli nie wiedzieć.
Spośród 80 obiektów, 24 nawiązywały wyłącznie do okresu I wojny, 44 następne, które po 1945 „bezprawnie zburzono lub uszkodzono”, zostały odrestaurowane i uzupełnione tablicami z okresu II wojny, co całkowicie zmieniło ich wymowę. Pozostałe 13 wybudowano w latach 1991-92. Komunikat kończy się pojednawczą propozycją wprowadzenia w życie zaleceń zespołu, które w zasadzie pokrywają się z odezwą kościelną.
Może Komitet Helsiński zająłby się nie sprawą obrony mniejszości niemieckiej (ona daje sobie doskonale radę), lecz sytuacją ludności śląskiej, która u siebie, we własnym domu, zapędzana jest w matnię. Ślązakom krzyże żelazne, niemieckie hełmy i orły nie są potrzebne.
Nie jest to jednak koniec dziwów. Słynny już na całą Polskę i Niemcy sołtys Helmut Georg (dawniej Helmut Jerzy) Wiesiołek, właściciel dyplomu uznania wydanego przez Zarząd Tymczasowego Niemieckiego Wschodu (tymczasowy rząd na emigracji) gościł u siebie w Dziewkowicach grupę z Nationale Offensve. Jej członek Günter Boschitz przyjechał na Opolszczyznę uczyć języka niemieckiego, a przy okazji organizować sobie kampanie wyborczą. Wraz z innymi członkami tejże organizacji, nazwiskiem Götz, zamieszkali na Polnej 10. Dla jasności sprawy powiesili hitlerowską flagę. Jak świadkowie twierdzą wisiała przez trzy tygodnie, Az do 2 listopada 1992 r. Zdjęto ja przed zapowiedzą wizyty polskich skinhead’ów. Sołtys wiesiołek prze powstaniem TSKMN udowadniał polskość ziemi śląskiej )Instytut Śląski w Opolu posiada jego prace), po zarejestrowaniu mniejszości niemieckiej zmienia nazwę wsi Dziewkowice na Frauenfeld O/S (nazwa ta funkcjonowała zaledwie kilka lat w okresie hitlerowskim). Do sołtysa Wiesiołka ludzi piszą listy. Napisał też były premier Jan Krzysztof Bielecki. Powołał się na odbyte kiedyś wcześniej spotkanie i wyraził zdziwienie wobec postępowania sołtysa.
Niedaleko Dziewkowic w Kadłubie koło Strzelec Opolskich miała siedzibę redakcja Schlesien Report, wydawanego przez innego skrajnego nacjonalistę Torstena Paprotha. (Wszyscy trzej wymienieni pochodzili z Konstancji). Miesięcznik o jawnie antypolskich treściach ukazywał się przez niemal rok. Wojewoda opolski Ryszard Zembaczyński złożył w końcu wniosek w Prokuraturze wojewódzkiej o delegalizację pisma. Odpowiedź była odmowna, po prostu zabrakło paragrafu.
Ponadto: dwujęzyczne nazwy miejscowości zaczynają się pojawiać, jak niegdyś pomniki. Obydwa rządy polski i niemiecki nie uznają podwójnego obywatelstwa, ale niemieckie paszporty obywatelom polskim wydawane są w niemieckim Konsulacie wrocławskim. (W polskim też, ale proporcje są nieporównywalne). Konsul niemiecki odwiedza wojewodę opolskiego bez uprzedzenia, po Śląsku Opolskim krążą funkcjonariusze bońskiego MSW, bez wiedzy władz administracyjnych. Zdarzyło się, że poseł mniejszości niemieckiej pokazywał na granicy paszport niemiecki. Monopolistą w finansowaniu mniejszości niemieckiej a jednocześnie pośrednikiem rządu niemieckiego jest BdV, który nie potwierdził traktatów polsko-niemieckich. Można by tak jeszcze dłużej.
Cała tajemnica powstania mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie kryje się zapewne w wypowiedzi przewodniczącego BdV Huberta Czaji na spotkaniu w Wawaerbergu (10.12.92). Powiedział: „Do Niemiec nie może wrócić to, co było, ale nie może pozostać tak, jak jest obecnie […]. W rokowaniach wyrównawczych należy co do Niemiec zacząć pertraktacje z punktu wyjścia od granic z 1937 r. , a więc terytorium bez zdobyczy hitlerowskich […]. We wspólnym kompromisie nie może uzyskać jeden 100%, a drugi zero…”
Pierwsze ofiary
W 1990 r. okazało się do jakiego stopnia Ślązacy byli zamknięci w sobie. Otworzyli się na alternatywę niemiecką obiecującą potok marek, bo nie mieli polskiej. Otworzyli się w sposób zupełny i bezkrytyczny. Dziś można powiedzieć, ż są u siebie: mówią jak chcą, raz po Śląsku, raz po niemiecku (jak umieją), ale dotyczy to tylko starszych, ponieważ młodych po prostu nie ma – wyjechali do Niemiec. Starszym jest ogólni dobrze, mają możliwości wyjazdu do Niemiec do rodziny, a nieco młodsi i silniejsi na zarobek. Domy wypiękniały, choć nie wszędzie, jak mówi sam przewodniczący opolskiej mniejszości Henryk Kroll, Ślązacy ze Śląska Opolskiego siedzą na walizkach. Opolszczyznę w dużej mierze odbudowują przyjezdni. Miejscowi pracują ciężko, a za zarobione pieniądze kupują marki i wysyłają je dzieciom do Niemiec. Nie jest to praktyka powszechna, ale też i nie taka rzadka. A miało być odwrotnie. Co będzie jutro?… Smutny jest ten Śląsk Opolski.
Nadzieje wśród Ślązaków rozbudzili Niemcy, a Polakom przyjdzie je zaspokoić.
Wyznawcy niemieckości na Opolszczyźnie to przeważnie wąska grupa pokomunistycznych działaczy, którzy spalili już za sobą mosty. Normalni ludzie chcą mieć podwójne obywatelstwo, nie dla politycznych celów, lecz z czysto ludzkich pobudek – daje ono korzyści i pozwala normalnie żyć. Nie wiedzą, że ma ono bardzo wymierną cenę, nie wnikaja też w szczegóły. To, co już zdobyli uważają za swoją krwawicę i jakakolwiek uwaga, czy krytyka odbierana jest jako bezpośredni atak na podstawę ich bytu. Mieszkająca na Opolszczyźnie większość akceptowana jest na zasadzie przybysza, a Polska ustawicznie porównywana z Niemcami… Ale tak to jest, gdy komuś w przeszłości zbyt wiele i często zabierano. Rzecz jednak w tym m, że na plecach zwykłych członków mniejszości niemieckiej jadą politycy i politykierzy. Dziś Ślązacy nie zdają sobie sprawy, że kłamstwo aż tak ich dzieli. Gdy przy następnym rachunku dowiedzą się, ponownie zapadną w swoją naturalną izolację.
Dziś już można mówić o pierwszych ofiarach. Pierwszą ofiarą pochopnego traktowania standardów międzynarodowych (obiektywna teoria narodowości), która znalazła jednostronne potwierdzenie w traktacie polsko-niemieckim są właśnie Ślązacy. Zapis, że „przynależność do mniejszości narodowych jest sprawą indywidualnego wyboru osoby”, bez dokładnego zdefiniowania statusu mniejszości narodowych w demokratycznym państwie, jak również samej nazwy, doprowadził do wytworzenia się sztucznej sytuacji. Zniknęła ludność śląska (przynajmniej formalnie)a pojawiły się dziesiątki tysięcy politycznych Niemców inspirowanych przez BdV. Są indoktrynowani podwójnie: przez skrajnie prawicowe koła niemieckie, których powiązania sięgają bardzo głęboko i własnych liderów, którzy olśnieni nagłą „gierkowska” koniunkturą stracili poczucie rzeczywistości. Zarówno jedni, jak i drudzy wmawiają wszystkim Ślązakom, że są Niemcami. Opolanie podpowiadają, że po to, by przypadkiem nie poczuli się Polakami. Na wsiach śląskich panuje presja psychiczna w kierunku niemieckim. Mieszkańcy przedwojennego pruskiego Śląska Opolskiego dzisiejszą sytuacje porównują do roku 1939., kiedy to presja władz pruskich odciskała piętno na życiu codziennym Górnoślązaków.
Z końcem lipca Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zadośćuczynił naleganiom mniejszości w sprawie zmiany nazwy. Prawdopodobnie nikt nie słyszał ze strony TSKMN i TSKN pochwały traktatu polsko-niemieckiego. Wobec tego zasadnym wydaje się pytanie: czy tak uporczywe dążenie do zmiany nazwy nie jedną z prób zdezawuowania traktatu?… Drugiego października z Urzędu rady Ministrów wyszło pismo adresowane do przewodniczącego TSKN H. Krolla informujące, że myśl traktatu mniejszość niemiecka stanowią „wyłącznie obywatele polscy narodowości niemieckiej (art. 20) i że wszelkie przywileje z tym związane odnoszą się do tak zdefiniowanej mniejszości”.
We wspomnianym traktacie mniejszość niemiecką określono, jako pomost między Polską a Niemcami. Jest to zapis życzeniowy i dla skrócenia drogi istotna była jasna odpowiedź na pytanie: czy demokratyczne Niemcy mniejszość niemiecką na Opolszczyźnie uznają za reprezentantów swojej kultury i swoich interesów w Polsce? (Sprawa jest zbyt poważna, by odwoływać się do pośredników). Polacy potrzebują partnerskiego dialogu z demokratycznymi Niemcami. Takie stanowisko powinno przyświecać obu rządom: polskiemu i niemieckiemu. Tymczasem, jak odbywał się dialog w Polsce, gdzie mniejszość nie powinna być stroną lecz lojalnym partnerem, pokazały ostatnie wybory parlamentarne.
Odezwa Niemców na Opolszczyźnie głosiła: Nie godzimy się na: 1) pozycje drugiej kategorii w państwie polskim (tu wypadałoby zapytać: a w państwie niemieckim?), 2) wykorzystywanie Niemców żyjących w Polsce jako zakładników w stosunkach polsko-niemieckich, 3) rolę kozła ofiarnego w przypadku występowania napięć, trudności gospodarczych i społecznych w kraju i regionie, 4) dalsze fałszowanie dziejów ziemi śląskiej…”. Odezwa kończy się wezwaniem: „Spotkajmy się na gruncie prawdy i tolerancji i razem weźmy udział w budowaniu nowej Europy”. (Dlaczego nie Polski, jest przecież w Europie, Śląsk nie jest w Polsce?)
Gdy skonfrontujemy powyższe punkty z pięknymi domami na wsi śląskiej. Z dobrym samopoczuciem przedstawicieli mniejszości niemieckiej, dotacjami jakie płyną z Niemiec oraz pytaniem: kto ma pielęgnować kulturę śląską, nasuwa się bardzo smutny wniosek – nie na długo starczy tego pożywienia w budowanej twierdzy. Pożytek będą mieli jedynie liderzy, oni się wyżywią. Szeregowym członkom pozostanie proroctwo zawarte w owych czterech punktach, kiedy Ślązak już każdemu się znudzi.
Śląsk opolski w Trzeciej Rzeczypospolitej
Dziś Śląsk po raz pierwszy w swoich dziejach nie leży na pograniczu. Odchodził od polski na poziomie europejskim, wrócił na poziomie chłopskim i rzemieślniczym. W Drugiej Rzeczypospolitej i PRL wykształciłam się nieliczna inteligencja śląska – w dużej mierze techniczna. Do wykształcenia elity uniwersyteckiej i dowartościowania śląskiej struktury społecznej pozostało już im niewiele.
Na Śląsku Opolskim trwa walka o rząd dusz, ale nie o dusze tu chodzi. Chodzi o pieniądze. Śląsk nie zostanie włączony do Niemiec, bo Niemcy doskonale wiedzą, że Śląskie dusze oznaczałyby w niedługim czasie o wiele silniejszą mniejszość polską. Rzecz polega więc nie na polityce, w której Ślązacy nie mają żadnych szans, lecz na ratowaniu rodzimej kultury – tej szlachetnej (nie, byle jakiej), która ukształtowana przez wieki eliminowała w sposób naturalny skrajności z obu stron. Ostatni okres – pruski był pod tym względem szczególny. Właśnie w nim śląskość, jako wartość osadziła się pomiędzy polskością a niemieckością. Dzisiaj właśnie ona, a nie sztuczna niemieckość, może być pomostem, o którym pisano w traktacie. Należy ją wynieść i pokazać, by stała się elementem pojednania, najpierw Śląska z własną, rozsiana po całej Polsce inteligencją, a potem Polski z Niemcami. W drugim jakoby etapie szczególna rola przypada Ślązakom-Niemcom. Tylko w taki sposób Ślązak może zaistnieć i pozbyć się nostalgii we własnym domu. Natomiast poczucie bezpieczeństwa i przekonanie jego o dobrej woli Polaków jest poważnym wzmocnieniem polskiej konstrukcji państwowej. (Dotyczy to również pozostałych mniejszości narodowych mieszkających w Polsce. Warunkiem podstawowym jest dobra wola i lojalność z obu stron).
To, co Polacy powinni zrobić na Śląsku, można ująć w kilku punktach:
- Umożliwić powstanie reprezentacji Ślązaków w wyżej wymieniony duchu, wyjaśnić sporne kwestie i włączyć ich do rzeczywistej odbudowy Śląska.
- Dla polski po bezpowrotnej utracie Kresów wschodnich, Śląsk jest dzielnicą szczególną niemal pod każdym względem: gospodarczym, historycznym, moralnym. Dlatego też w polskim interesie leży doprowadzenie do poważnej merytorycznej i zobowiązującej dyskusji czynników polityczno-rządowych i opiniotwórczych z tymi śląskimi grupami, które uznają polska rację stanu na Śląsku. Dotyczy to całego Górnego Śląska, ale szczególnie części katowickiej. Dyskusja powinna mieć charakter wewnętrzny.
- Wobec krystalizacji struktur państwowych obydwu naszych potężnych sąsiadów, z przyczyn historycznych, konieczne jest wyznaczenie stałej strategii polityki zagranicznej i wewnętrznej. Polska racja stanu to kod, na podstawie którego można zbudować demokratyczną strukturę państwową. W demokratycznym państwie nie ma takiego pojęcia, jak „głupie społeczeństwo”. Wprowadzeniem ładu w Polsce jest uporządkowanie spraw na Śląsku.
- Zachód mając do dyspozycji tak ogromne środki finansowe nie zdołał wypracować modelu kulturowego. Dziś cofa się do swoich korzeni. W Niemczech na przykład odbywa się to dość tragicznie. W Polsce natomiast , jeżeli używamy pojęcia „budowanie Europy”, przede wszystkim powinniśmy zacząć od przezwyciężania własnego chaosu pojęciowego – poprzez powrót do tradycyjnych, sprawdzonych wartości. Powinniśmy dokonać nowej syntezy historycznej, włączając w nią okres komunistyczny (był on etapem naszych dziejów).
- Stopień przestrzegania prawa jest miernikiem stabilizacji państwa, ale też i powagi władzy. Szczególnie wyraziście widać to na Śląsku Opolskim. Na Opolszczyźnie konieczna jest jej synchronizacja, znacznie lepsza orientacja Urzędu Wojewódzkiego w terenie oraz poważne wzmocnienie Wydziału Spraw Obywatelskich w Opolu.
Autor: Ryszard Surmacz
Artykuł ukazał się drukiem w „Kulturze” paryskiej nr 4/559 w 1994 r.
ze strony:
http://www.ngopole.pl/2012/07/04/ryszard-surmacz-opolszczyzna/#more-27501