Głupich odpowiedzi słyszałam w życiu dość dużo. Liczę na mądre.
Cztery lata temu w czerwcu „pilnowałam” z siedmioletnią wówczas wnuczką domu znajomej w Sopocie. Z licznych wypraw w Himalaje znajoma przywiozła sobie i zawiesiła w kuchni pod sufitem barwne modlitewne szmatki. Widziałam, że wnuczkę trochę one niepokoją. Tłumaczyłam jej, że służą tylko jako dekoracja.
„To chyba nieładnie wieszać takie szmatki tylko dla dekoracji”- zagaiła pewnego dnia wnuczka.
„Szacunek do cudzych wierzeń jest ograniczony. Zdarza się, że ludzie trzymają w domach w celach dekoracyjnych różne przedmioty obcego kultu i nikt nie widzi w tym nic niestosownego. Na przykład posążki afrykańskich bóstw, albo figurki Buddy.”- starałam się ją uspokoić.
„ A czy chciałabyś babciu, żeby ktoś trzymał na przykład w kuchni czy w łazience krzyż- tylko dla ozdoby?”- odparła rezolutnie. Nie mogłam nie przyznać jej racji.
Nie pamiętam okoliczności przy których dyskutowaliśmy w domu o programie pod tytułem „Jarmark cudów”, w którym autor (Robert Tekieli) przeprowadzał rozmowy z osobami doświadczającymi duchowych problemów po – nawet zupełnie przypadkowym – zetknięciu się z okultyzmem, tarotem czy uzdrowicielami.
„ Babciu, czy ty wierzysz w rzucanie uroków, wróżenie z kart, wywoływanie duchów?”- zapytała wnuczka.
„ Oczywiście, że nie wierzę, to wszystko bzdury”- ofuknęłam ją zniecierpliwiona.
„ Jeżeli to jak mowisz bzdury i to nie działa, jeżeli to tylko zabawa, albo ludzka głupota, to dlaczego miałoby to człowiekowi szkodzić i doprowadzać go do opętania?”- drążyła wnuczka. Czy jeżeli z koleżanką bawimy się, że jesteśmy wróżkami – to grzech?
„Zapytaj księdza”- odwarknęłam. Wnuczka ma wyjątkowy talent do zadawania kłopotliwych pytań.
Rzeczywiście w programie Tekielego występował młody człowiek, który dla zabawy uczestniczył w seansach spirytystycznych zainicjowanych przez nauczycielkę i miał potem bardzo poważne problemy. Nie mógł spać, dusiły go jakieś zmory. Osobiście widziałam w tym raczej histerię i chętnie zamiast egzorcyzmów zaaplikowałabym mu obóz przetrwania, ale mam zasadę nie wypowiadania się na tematy, na których się nie znam, szczególnie w obecności nieletnich.
„ Uczestnicząc w tych seansach, nawet dla zabawy, dał przyzwolenie na interwencję obcej duchowości”- dodałam bez specjalnego przekonania.
„ W takim razie to nie są bzdury i zarówno tarot, jak praktykowanie jogi czy medytacji uruchamiają jakieś siły, tylko te siły z pewnych przyczyn nie są dla nas życzliwe. Są jednak ludzie, którzy przez całe życie praktykują jogę czy sztuki walki i im to nie szkodzi”- podchwyciła z tryumfem wnuczka.
„ Urodziliśmy się i wychowaliśmy w kulturze chrześcijańskiej, Po co szukać czegoś innego? Joga czy sztuki walki są to praktyki najczęściej wyjęte z ich kontekstu religijnego, to eklektyzm kulturowy, a każdy eklektyzm to jak krzyżówka żyrafy z hipopotamem”- usiłowałam zwekslować dyskusję na bliższe mi intelektualnie, kulturowe tory.
„ Z tego co mówisz wynika, że szkodliwa jest tylko zmiana religii? Zatem jeżeli katolikowi może zaszkodzić praktykowanie jogi, albo uczestnictwo w egzotycznych rytuałach, to czy wyznawcy innej religii podobnie zaszkodzi obecność na katolickiej mszy?” – drążyła wnuczka
„ Wyznawcy innych religii często tak uważają ,w wielu krajach chrześcijanie są prześladowani, w krajach islamu może być groźne nawet posiadanie medalika”.
„ Ale ja nie pytam o waśnie religijne lecz o to w co ty babciu wierzysz. Jeżeli zmiana religii jest dla chrześcijanina szkodliwa i może doprowadzić go do opętania czy obłędu, to nawrócenie na chrześcijaństwo powinno szkodzić innowiercom. A przecież misjonarze nawracają Murzynków . Czy to Murzynkom szkodzi?”
„Przestań się garbić i zadawać głupie pytania”- zdecydowanie zakończyłam dyskusję.
Wiem jednak dobrze, że nie ma głupich pytań. Są tylko głupie odpowiedzi.
Głupich odpowiedzi słyszałam w życiu dość dużo. Liczę na mądre.