Rozmowy z Cieniem (7): Dlaczego święci?
28/04/2011
531 Wyświetlenia
0 Komentarze
13 minut czytania
Potok się nie zdumiewa, gdy spada w dół
i lasy milcząco zstępują w rytmie potoku
— lecz zdumiewa się człowiek!
Jan Paweł II – Tryptyk Rzymski
Zdumiony człowiek pyta. Zdumiony człowiek myśli.
– Podobno wiara w świętych jest dziś obciachowa…
– Są ludzie, dla których wszystko, co ma więcej niż 20 lat jest obciachowe. Gdzie spotkałeś się z tą „mądrością”?
– Kumpel z pracy, gdy mu opowiedziałem o kuzynce, która modli się do swej zmarłej przed rokiem Babci stwierdził, że jest powszechnie wiadome, iż kult świętych wszedł na miejsce dawnego kultu bożków i że praktycznie jest tym samym.
– Ale „geniusz”! Powszechnie wiadome jest to, że religijność pogańska oparta była na strachu. Ludzie czcili bogów, bo się ich zwyczajnie bali. A czy Twoja kuzynka boi się Babci?
– No coś ty! Mówi, że rozmawia z nią w modlitwie. Że jest tak blisko Niej jak kiedyś. Czasem wręcz nie może doczekać się wieczoru, żeby z Nią porozmawiać.
– Sam widzisz, jak mocne są argumenty tego kolegi.
– Widzę, ale jak to jest tak naprawdę z tymi świętymi? Czy to prawda, co śpiewa „Arka Noego”, że „każdy może świętym być?”
– Oczywiście!
– Skoro tak, to jaka jest różnica między nimi a zwykłymi ludźmi?
– Taka, że oni się modlą, a „zwykli” odmawiają pacierz.
– Znów mnie nabierasz! Powiedz, kim naprawdę jest święty?
– Święty to po prostu ktoś, kto jest w niebie, czyli jest zbawiony.
– A skąd mielibyśmy to wiedzieć?
– Cóż, takiej pewności co do zmarłych raczej nie mamy. Czasem droga do bycia świętym, czyli zbawionym, przebiega przez czyściec. Czasem ktoś trafia do raju bezpośrednio…
– Chyba taki, co prowadził święte życie!
– Niekoniecznie. Weź tego dobrego łotra z ewangelii Łukasza. Przecież on faktycznie został pierwszym świętym!
– Znów sobie żartujesz! On był łotrem, skoro został skazany na śmierć. Może sam mordował?
– Owszem, ale zrobił to, co jest najbardziej dla świętości potrzebne: był świadomy zła, jakie popełnił, szczerze żałował i zwrócił się do Jezusa o pomoc: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa (Łk 23, 39-43).
– A Jezus powiedział mu: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju.
– No widzisz! To był pierwszy i pewnie najkrótszy proces kanonizacyjny! Prawdziwe „Santo subito”!
– Przecież powiedziałeś, że święty to ktoś, kto jest zbawiony! A nie każdy zbawiony ma proces kanonizacyjny! Coś tu kręcisz!
– Nie kręcę. Za świętą uważa się każdą osobę, która po śmierci dostała się do nieba. Ale zazwyczaj określenia „święty" używa się w odniesieniu do katolika, który wiódł żywot naznaczony tak wyjątkowym umiłowaniem Boga, że Kościół oficjalnie ogłosił go świętym.
– I to jest kanonizacja?
– Tak.
– A czym się ona różni od beatyfikacji? Przecież to też wyniesienie na ołtarze.
– Przez beatyfikację rozumie się akt papieski zezwalający na kult publiczny ograniczony do jakiegoś kraju, miasta, diecezji lub rodziny zakonnej. Beatyfikacja w rozumieniu prawnym nie niesie nakazu, ale jedynie zezwolenie na kult lokalny i nie jest ostatecznym aktem papieskim, lecz odpowiedzią na potrzeby pastoralne Kościołów lokalnych w zakresie kultu świętych. Natomiast kanonizacja jest ostatecznym aktem papieskim, przez który osoba zaliczona uprzednio do błogosławionych zostaje wpisana do katalogu świętych i której papież poleca oddawać kult publiczny należny osobom świętym.
– A na jakiej podstawie papież wydaje ten swój akt?
– Poprzez przeprowadzenie procesu kanonizacyjnego.
– Proces… Brzmi jakby to był sąd.
– Może ze względu na skojarzenia lepiej mówić o dochodzeniu.
– A może o lustracji?
– Też źle się kojarzy, zwłaszcza u nas, ale słowo to chyba najbardziej pasuje do istoty tego procesu.
– Dlaczego? Sprawdza się, jak kandydat na świętego żył?
– Drobiazgowo. Święty musi odznaczać się cnotami heroicznymi, a także za jego przyczyną musiał się wydarzyć cud uznany przez Kościół. Wymaga się trzech cudów i bardzo rzadko odstępuje od tej zasady.
– Aha, czyli bez cudów ani rusz. No to nie ma racji „Arka Noego”! Nie każdy „może świętym być”…
– Cuda są potrzebne do kanonizacji a nie do bycia świętym. Najwyraźniej ujął to Jan Paweł II w Novo millennio ineunte: Nie polega ona (świętość) oczywiście na dokonywaniu rzeczy niezwykłych, lecz na niezwykłym podejściu do rzeczy zwykłych i codziennych. Duszą świętości jest przede wszystkim miłość, do której wszyscy są powołani.
– Skoro wspomniałeś o naszym Papieżu… pamiętasz Jego pogrzeb? To gromkie Santo subito!, „święty natychmiast”… Czy Nie powinni ogłosić Go świętym bez procesu, skoro tak powszechna była wola ludu?
– Przede wszystkim w Kościele decydują instytucje a nie wola ludu. A to Santo subito było bardziej wyrazem ducha cywilizacji, w której subito – szybkość i natychmiastowość – jest cechą wszystkich zjawisk, niż wyrazem powszechnego uznania dla świętości zmarłego Papieża. A gdy się temu tak bliżej przyjrzeć, to Santo subito! jest sprzeczne z tonem i treścią przesłania Jana Pawła II, który to był przecież osobą skromną, pełną pokory i niespiesznej roztropności…
– No coś ty! Za jego pontyfikatu sama instytucja „beatyfikacji” nabrała tempa – Jan Paweł II wyniósł na ołtarze więcej osób niż wszyscy wcześniejsi papieże razem wzięci!
– Tak, ale nigdy nie odnosił tego do siebie! Wszystkie kolejne stadia Jego kapłańskiej drogi do Boga wynikały z cierpliwości, spokojnego trwania, powolnego ruchu naprzód, bez skoków, w oczekiwaniu na łaskę.
– Chyba mnie nie przekonałeś, ale mniejsza z tym. Powiedz, czy ta moja kuzynka może się modlić do babci, skoro nie była ona kanonizowana?
– Do wszystkich, którzy, jak wierzymy, znaleźli się w niebie, wolno się modlić i prosić o ich wstawiennictwo. Ale dla tych uznanych przez Kościół jest zastrzeżone oficjalne miejsce w liturgii.
– A właściwie dlaczego powinniśmy się do nich modlić? Czy oni mogą więcej?
– W pewnym sensie. Święci stanowią w sposób doskonały jedno z Chrystusem, należą już bez reszty do Jego Ciała. Toteż ich modlitwa za nas jest bez porównania bardziej skuteczna niż nasza modlitwa za siebie wzajemnie. Święci są pośrednikami i orędownikami u Boga, patronami, miast, grup społecznych, zawodów …
– Podobno nawet hakerzy mają już patrona!
– Poważnie? Nie słyszałem! Kogo?
– Nareszcie czymś cię zaskoczyłem. To św. Ekspedyt.
– Bardzo ciekawy, ale mało znany święty, patron od spraw pilnych! Ale że jest patronem hackerów? Niezupełnie. Prawda jest taka, że oni chcieli św. Ekspedyta za patrona, ale Kościół nie wyraził zgody. W ramach odwetu amerykańscy hakerzy przeprowadzili w listopadzie 2002 r. atak na strony internetowe parafii i organizacji kościelnych.
– A informatycy mają swojego patrona?
– Owszem, od 2002 r. jest nim św. Izydor z Sewilli, który w VII w. stworzył swoistą "bazę danych" – dwudziestotomową encyklopedię.
– Sam jesteś taką encyklopedią! A skoro tak, wyjaśnij mi, co rozumiemy przez „świętych obcowanie”?
– Tłumacząc dosłownie z łaciny (communio sanctorum) to wspólnota świętych. Oznacza ona ponadnaturalne zjednoczenie Kościoła na ziemi, w czyśćcu i w niebie. Dotyczy ono chrześcijan przebywających na Ziemi (Kościół pielgrzymujący), w czyśćcu (Kościół pokutujący) i w niebie (Kościół triumfujący), którzy mogą się za sobą nawzajem wstawiać w modlitwie i ofiarowywać w swojej intencji umartwienia i dobre uczynki.
– I po co to?
– Jak to po co? Obcowanie świętych to wzajemna wymiana darów duchowych między niebem, czyśćcem a ziemią.
– Wiesz, cała ta historia ze świętymi jest jednak jakby nie z tego świata. Jakby z jakiejś baśni. Pełna słodkich pobożnych opowieści albo cukierkowatych portretów z obowiązkowo anielskim obliczem… Ci święci są tak od nas odlegli…
– Masz rację, winniśmy zmieniać ten stereotyp. Szukać świętych wśród nas.
– Przecież zostają nimi dopiero w niebie!
– No tak, mam na myśli potencjalnych świętych.
– Tylko po czym ich poznać?
– Żyją wśród nas. Wbrew logice tego świata. Jest w nich wewnętrzna jasność, prostota. Przezroczystość. Czasem są jak dzieci, jakby naiwni, zawsze zdolni do zadziwienia i zachwytu. Podatni na ból, bezbronni. Ubodzy, zasmuceni, cisi, łaknący, cierpiący prześladowanie… a mimo wszystko kochający całym sercem.