Wyrok moskiewskiego sądu w sprawie gejowskich parad powinien być wzorem dla twórców prawa w Polsce.
Sąd miejski w Moskwie podtrzymał obowiązujący przez najbliższe 100 lat zakaz organizowania gejowskich parad w Moskwie. Pedalskim aktywistom pozostało jedynie odwołanie do Strasburga, co nie przyniesie większych rezultatow. Z dawien dawna wiadomo bowiem, że Rosja szanuje wyroki trybunału w Strasburgu tylko wtedy, gdy są zbieżne z jej interesem.
Gdyby taki wyrok zapadł w innym mieście Europy, w połowie świata podniósłby się wrzask o "nietolerancji", "homofobii" i innych urojonych plagach. Pewnie w mediach mówiono by o tym tak dużo i tak często, że balibyśmy się otworzyć lodówkę. Tymczasem po wyroku w Moskwie panuje cisza. Przyjazne gejom "Gazeta Wyborcza" i "Krytyka Polityczna" nie zorganizowały w obronie "prześladowanych" pederastów zbiórek, manifestacji, choćby konferencji prasowych. Nawet poseł Biedroń – czołowy aktywista homoseksualny III RP i – nomen omen – członek komisji spraw zagranicznych – nie odważył się na publiczne wystąpienie w tej sprawie. Czyżby wszelka dyskryminacja gejów aktywistom gejowskim przeszkadzała w innych krajach tylko nie w Rosji? A może to Rosja opłaca wszelkie organizacje gejowskie, aby rozbijały społeczeństwa krajów zachodnich (tak, jak podczas zimnej wojny opłacała ruchy pacyfistyczne).
A może przyczyna leży gdzie indziej: państwo rosyjskie nie życzy sobie parad równości, manifestacji sodomii i postanowiło tych praktyk raz na jakiś czas zakazać, a ruchy homoseksualne wiedzą, że z państwem rosyjskim nie ma przelewek, więc wolą się nie stawiać. Może być i tak. Najważniejsze jest jednak co innego: moskiewscy sędziowie dali nam przykład, że agresywnemu i aroganckiemu pedalstwu można położyć szlaban, jeśli najzwyczajniej w świecie nie da się im prawa do organizowania swoich manifestacji. Ten przykład powinny wziąć do siebie sądy polskie. Byłby to krok w stronę ocieplenia relacji z Rosją, o co tak nieustannie zabiega władza.