Rodziny ofiar smoleńskiej katastrofy otrzymały w tym tygodniu albumy ze zdjęciami przedmiotów znalezionych na miejscu wypadku na lotnisku Siewiernyj. Fotografiom towarzyszyło pismo z Żandarmerii Wojskowej z prośbą o poinformowanie, czy adresaci rozpoznają na nich przedmioty należące do pasażerów i załogi Tu-154. Dzisiaj miałem okazję zapoznać się z albumem.
Pierwsza moja refleksja – zdziwienie. Zdziwienie, że polskie służby tak dokładnie podeszły do tematu. Po przejrzeniu kilku stron miałem już inne uczucie. Na zdjęciach było kilkadziesiąt fragmentów niemożliwych do rozpoznania fragmentów materiałów, całych w glinie i paliwie lotniczym. Bez możliwości rozpoznania wzorów, tekstury. Kilkadziesiąt dziwnych rzeczy – połamany fragment (kółko) od obiektywu, fragment łańcucha choinkowego, nawet kawałek torebki foliowej. Był także fragment zniczonej sztucznej szczęki. Nie wiem, jaki sens miało prezentowanie tych rzeczy. Może chodziło o wykonanie procedury, ale od kiedy to polskiej stronie zależy na procedurze w tym postępowaniu? W całym albumie znalazły się może cztery identyfikowalne rzeczy, które mogły także stanowić jakąś wartość sentymentalną.
Teraz bardzo smutna sprawa, o której z wiadomych przyczyn nie chcą publicznie wspominać Rodziny. Wiem o co najmniej czterech Rodzinach, które wśród rzeczy swoich bliskich nie odnalazły przedmiotów, mogących stanowić rzeczywistą wartość sentymentalną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Chodzi o zegarki. Bardzo dobrych firm. Obrażenia ofiar nie wskazywały, że zegarki mogły ulec zniszczeniu. Tłumaczono nam, że paski skórzane w przypadku przeciążeń, mogły ulec rozerwaniu, ale co najmniej jeden z zaginionych zegarków był w całości wykonany z solidnego metalu.
Nadgorliwość polskich instytucji w rzeczach zupełnie nieprzydatnych, a nawet niepotrzebnie bolesnych, nie idzie w parze z oczekiwaniami i faktami. Niezbitym faktem jest, iż 10 kwietnia w miejscu katastrofy grasowały "hieny cmentarne". Zabezpieczenie miejsca dochodzenia nie istniało. Tak samo jak uczciwość wielu Rosjan. I przyzwoitość polskiego rządu.
PS. Otrzymałem informację, iż Polacy udający się dzisiaj na miejsce katastrofy są jedynie dopuszczani do pamiątkowego kamienia. Dalej "nie lzia". Ciekawe, czego bronią Rosjanie rok po katastrofie, pracy dochodzeniowej, przekopaniu na metr ziemi przez minister Kopacz, a później także przez polskich archeologów. Czy smoleńska ziemia może jeszcze coś odkryć na wiosnę?