Bez kategorii
Like

Rok.

10/04/2011
488 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
no-cover

Najpierw był telefon z redakcji. Miałem się natychmiast stawić w „fabryce”

0


Najpierw był telefon z redakcji. Miałem się natychmiast stawić w „fabryce”, bo samolot z prezydentem spadł. Tylko tyle. Szok był podobny do tego, który pamiętam z 13 grudnia 1981 rano. 

Siedziałem potem do końca popołudnia i wynajdywałem w archiwum zdjęcia ludzi, którzy byli w samolocie, żeby je zamienić na portrety i dać do codziennego serwisu fotograficznego PAP. Oczywiście nie obyło się bez pomyłek. „Uśmierciłem” jednego kapelana-majora myląc go z kim innym, ale na swoje wytłumaczenie mam niesamowitą presję chwili. Mój błąd został szybko naprawiony po interwencji służb prasowych Episkopatu, no ale błąd oczywiście był. Mój błąd.

Widziałem zdjęcia z miejsca katastrofy, na których byli szabrownicy zbierający i wynoszący z miejsca katastrofy kawałki samolotu. Papowski fotograf obecny na miejscu usiłował zawiadomić o tym procederze milicjantów, ale najwyraźniej nikogo to nie interesowało – szabrownicy wynosili co chcieli, jak chcieli i gdzie chcieli. Zdjęcia, które chyba poszły do codziennego serwisu też chyba mało kogo interesowały, bo mam wrażenie, że furory w mediach nie zrobiły.

Potem wróciłem do domu. Na klatce schodowej spotkałem sąsiada. Powiedział mi, że kartoflowi zechciało się do Katynia latać i zabił stu ludzi. Bo chciał sobie wyborczą reklamę zrobić jadąc do Katynia.

A potem było już tylko gorzej. I tak jest do dziś.

0

aaaa

aaaa

461 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758