W dzisiejszym wywiadzie radiowym prokurator generalny Andrzej Seremet obwieścił wszystkim niedowiarkom:
„To koniec hipotezy o wybuchu. Jeśli chodzi o hipotezę zamachu – prokuratura się jeszcze wstrzymuje. Badane są jeszcze hipotezy związane ze stanem technicznym samolotu, jakością pilotażu, zachowaniami pilotów czy czynnościami kontrolerów na wieży” – mówi o śledztwie smoleńskim prokurator generalny Andrzej Seremet w Kontrwywiadzie RMF FM.
– „Perspektywa kilkunastu miesięcy jest właściwą perspektywą do zakończenia śledztwa smoleńskiego. Zakończenie śledztwa smoleńskiego jest możliwe w 2015 roku”- twierdzi. „Śledztwo smoleńskie może się zakończyć bez postawienia zarzutów”- dodaje.
1.
Tymczasem ludzi wierzących w zamach jest około 17 %. Co najmniej drugie tyle powątpiewa w rzetelność ustaleń strony rządowej.
Ba, jest jeszcze kilkunastoprocentowa co najmniej grupa nie mająca zdania w tej kwestii. Czy słowa Seremeta mogą cokolwiek zmienić?
2.
Popatrzmy na to z pewnej perspektywy. Załóżmy, że faktycznie był zamach.
Putin zemścił się za obronę Gruzji etc.
Czy jednak faktycznie mścił by się akurat wtedy i na swoim terytorium?
Pamiętamy przecież nagonkę medialną, jakiej udziałem padł ś. p. Lech Kaczyński praktycznie przez całą swoją kadencję.
Do tej pory zresztą próbuje się straszyć Polaków wizją policyjno – opresyjnej IV Rzeczpospolitej, choć stopień inwigilacji społeczeństwa wtedy był kilkakrotnie mniejszy niż teraz.
Zemsta to potrawa, która najlepiej smakuje na zimno, prawda?
A więc naprzód pozbawienie wszelkich godności tak, by przypadkiem nie powstał mit.
Mit Dobrego Prezydenta, który jako jedyny itp., itd.
Bo przecież trzeba było by się nacieszyć upadkiem wroga, prawda?
A wtedy ewentualnie zamordować Pana Nikt.
Śmierć pozostałych osób z punktu widzenia polityki Imperium nie miała żadnego znaczenia.
Myślę, że z podobnych przyczyn należałoby wyłączyć również Tuska – jeszcze 9 kwietnia 2010 roku wynik nadchodzących wyborów wydawał się raczej przesądzony.
Komu więc i z jakich przyczyn zależałoby na śmierci Prezydenta?
Na to pytanie należy odpowiedzieć w pierwszej kolejności.
Ba, nie tylko na nie.
Bo tak naprawdę mogło chodzić o zabicie którejkolwiek osoby towarzyszącej – śmierć Lecha Kaczyńskiego byłaby w takim razie klasycznym kamuflażem, skupiającym na sobie uwagę dochodzeniowców.
A przecież pośród tych, którzy zginęli był m.in. prezes IPN Janusz Kurtyka, prezes NBP Sławomir Skrzypek…
Był szef Wojsk Specjalnych RP gen. dyw. Włodzimierz Potasiński, Zbigniew Wassermann, który na początku lat 1990-tych weryfikował pracowników Służby Bezpieczeństwa itp.
Czy w śledztwie sprawdzono te poboczne wątki, które mogły by się okazać głównymi? Przecież łatwo sobie wyobrazić powody zamachu na każdą z w/w osób.
Ba, równie dobrze mogłaby to być odpowiednio zdesperowana porzucona (aktualna?) kochanka lub kochanek.
3.
Tymczasem popularna prasa trąbi od kilku dni, że zamachu nie było.
Jak podkreśla „Gazeta Wyborcza”, ekspertyza CLK ostatecznie zamyka w śledztwie wątek zamachu na prezydencki samolot. Za kilka dni, jeszcze przed czwartą rocznicą katastrofy, prokuratura ma przedstawić na konferencji prasowej podsumowanie stanu śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego tupolewa – informuje dziennik.
http://www.fakt.pl/ekspertyza-wyklucza-zamach-w-smolensku,artykuly,453207,1.html
„Prasie” dzielnie sekunduje niejaki Rogalski, który publicznie już kwestionuje zdrowie psychiczne Macierewicza i stwierdza:
– Materiał zgromadzony przez Wojskową Prokuraturę Okręgową jednoznacznie wskazuje, że zamachu nie było.
Nie tylko zdaniem autora artykułowanie takich poglądów w kontekście wypowiedzi prokuratora Seremeta świadczy o braku zdolności zawodowej niedoszłego prokuratora a teraz adwokata.
Czyli mec. Rogalskiego.
4.
Bo przecież Seremet w wywiadzie mówi wyraźnie:
To koniec hipotezy o wybuchu. Jeśli chodzi o hipotezę zamachu – prokuratura się jeszcze wstrzymuje.
Bo zniszczenie samolotu niekoniecznie musi nastąpić za pomocą podłożonej bomby.
Pamiętamy przecież wypadek samolotu Concorde Air France 25 lipca 2000 roku, w którym zginęło 113 osób – startujący samolot najechał na kawałek metalu leżący na pasie startowym, w efekcie czego doszło do rozerwania opony, której części przebiły zbiornik paliwa.
Do katastrofy samochodu, często śmiertelnej można doprowadzić np. nacinając przewody hamulcowe bądź luzując śruby mocujące przednie koło.
Co prawda w przypadku takiej awarii może dojść do niegroźnej stłuczki, jednak w przypadku samolotu zazwyczaj kończy się to śmiertelnym wypadkiem.
Wyborcza trąbiąc o ostatecznym wykluczeniu hipotezy zamachu rozmija się z prawdą.
W jakim celu?
5.
Marek Dąbrowski jest członkiem komisji Macierewicza.
Czy przypadkiem nie odnalazł przyczyny katastrofy?
Oto jego najważniejsze wnioski z lutego 2014 roku, wynikające z analizy dostępnych danych:
…kąty wychylenia prawego interceptora lotki dla odpowiedniego dla odpowiedniego wychylenia lotki (…) różnią się, z niezadziałaniem włącznie, co nie zostało uwzględnione ani opisane w raportach i ekspertyzach.
Przyczyna takiego zachowania prawego interceptora lotki jest nieznana i zgodnie z wypowiedziami pilotów samolotów komunikacyjnych takie błędne jego zachowanie nie powinno mieć miejsca. (…)
Opisane wyżej nieprawidłowości nie były sygnalizowane w kabinie załogi.
(…)
Wnioski o sprawności sprzętu w d. 10.04 2010 r. zostały sformułowane (…) bez zbadania wymienionych w niniejszym materiale elementów wraku.
https://docs.google.com/file/d/0BwPwbhnBMeraeUhfbWZ3WXIwWHM/edit?pli=1
6.
Czy Marek Dąbrowski powtarza znaną od dwóch lat hipotezę Stefana Bramskiego?
Mniejsza z tym.
Pamiętamy (przynajmniej niektórzy), że szczątki samolotu wysadzonego nad Lockerbie eksperci pieczołowicie składali w hangarach przez dwa lata.
Tymczasem polski samolot prezydencki został poupychany za pomocą spychaczy w jakichś garażach na obrzeżach wojskowego lotniska. Nikt nie bawił się w choćby pobieżne składanie części.
Rok temu pisano:
Szczątki Tu-154M przemieszane z ziemią i zepchnięte do betonowych hangarów na lotnisku Siewiernyj. W takich warunkach przechowywane były szczątki prezydenckiej maszyny, gdy powstawały raporty rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i polskiej komisji pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera.
Tam również zdjęcia.
Czy w pośród wymieszanych z ziemią szczątków samolotu nie czeka przypadkiem odpowiedź na to, co tak naprawdę stało się nad Siewiernym 10 kwietnia 2010 roku?
7.
Nonszalancja prokuratury każe wręcz formułować równie nonszalanckie hipotezy.
A może ktoś poluzował jedynie nakrętkę, mocującą linkę sterowniczą do lotki? Bo zamierzenie mogło być i takie, że samolot ulegnie awarii w powietrzu, i będzie zmuszony wrócić do Warszawy.
Albo mutra puści dopiero podczas powtórnego lądowania, i tym razem będą powstawać hipotezy o zaczajonym w Lesie Kabackim byłym esbeku uzbrojonym w wyrzutnię pocisków przeciwlotniczych?
Gdybać możemy.
I jesteśmy skazani na gdybanie, ponieważ tak naprawdę nie zabrano wszystkich istniejących dowodów.
Wrak wciąż czeka.
A przecież sam zapis tzw. czarnej skrzynki sugeruje co najmniej niespodziewaną awarię!
8.
Zapis rozmów z kabiny polskich pilotów nasz informator odsłuchał już dosyć dawno. Nie miał w ręku protokołu ze stenogramem tych rozmów i nie zna naszego języka tak dobrze, by odtworzyć każdy szczegół i powtórzyć każde zdanie, które padło z ust pilotów w dramatycznych momentach. Ostatnie sekundy zapisu są jednak tak wstrząsające, że – jak mówi – zapamięta je do końca życia.
– To bardzo dziwnie wygląda. Ostatnie 30 minut nagrania z rejestratora lotu w większości nie wskazuje na to, aby coś złego działo się z samolotem – zaczyna swoją relację. – Przez większość czasu piloci zachowują się spokojnie. Nie mają sygnałów o tym, aby coś się psuło, było nie tak, aby musieli interweniować. Po prostu rozmawiają, mówią sobie, jak to zwykle bywa w kabinie, o prywatnych rzeczach – opowiada prokurator.
Zapamiętał, że w pewnej chwili, jakieś kilkanaście minut przed katastrofą, piloci zaczęli żartować czy nawet się śmiać. – Mówią o jakimś spotkaniu. Pytają: „Czy przyjdziecie”, czy będzie czyjaś żona. Pamiętam, że jeden z nich zapytał: „Czy przyjdziecie z rodziną?”.
Zwykłe rozmowy, zwykłe komendy
Prokurator podkreśla, że rozmowa prowadzona jest w luźny sposób, nie słychać żadnego napięcia, nerwowości. – Wygląda to zupełnie normalnie, takie zwykle rozmowy, czasem półsłówkami, jakie prowadzą zazwyczaj między sobą członkowie załogi. Tak jest zwykle, tak sobie gadają po prostu, jak lot jest normalny – mówi nam Rosjanin. I znów podkreśla, że ta część zapisu z kabiny nie zapowiada niczego złego.
W pewnej chwili piloci przerywają pogawędkę i zaczynają przekazywać sobie komendy. – Było słychać, jak mówią miedzy sobą o parametrach lotu, o ustawieniu samolotu, o jego kierunku i wysokości. Wszystko jest w porządku – relacjonuje nasz rozmówca. Nie pamięta dokładnie, jakie to było komendy, ale jest przekonany, że była to rutynowa rozmowa dotycząca przygotowania do podchodzenia do lądowania. Trwa wymiana komunikatów z wieżą, padają klasyczne komunikaty i normalne odpowiedzi. I z pewnością, jak dodaje, nic z tej rozmowy nie wskazywało, że załoga ma jakiś problem, czy choćby jest czymś zaniepokojona.
Krzyki w kabinie
I nagle sytuacja się całkowicie zmienia.
– Daj drugi, drugi… W drugą! – słuchać podniesiony głos w kabinie. Rosyjski prokurator nie jest pewny, co to znaczy. Przypuszcza, że może to być polecenie wykonania jakiegoś manewru na podstawie poprzedniej, pierwszej komendy, np. ze smoleńskiej wieży kontrolnej. Polscy specjaliści, którym opisaliśmy tę wypowiedź, nie wykluczają też, że to może być wykrzyczane polecenie przestawienia jakiegoś przełącznika. To będzie można ustalić dopiero po nałożeniu zapisu z rozmów w kabinie z zapisem parametrów lotu, czyli dokładnego czasu uruchomienia każdego urządzenia w kokpicie.
– Zawracaj! – kolejny okrzyk. Tu specjaliści sądzą, że rosyjski prokurator coś źle zrozumiał. Mało prawdopodobne, by chodziło po prostu o zawrócenie samolotu.
– Ustawienie? – pada pytanie. – Wysokość? – za chwilę kolejne. Ale te słowa są już wykrzyczane. Mieszają się z odpowiedziami, ktoś krzyczy jakieś liczby, słuchać szum, dużo niezrozumiałych słów…
Nasz rosyjski rozmówca opowiada, że zamieszanie sięgnęło zenitu. – Trudno było cokolwiek zrozumieć, słychać było tylko krzyki – opowiada. – I wtedy usłyszałem wyraźne, przerażające okrzyki: „Jezu, Jezu!”. I było po wszystkim. I koniec, tyle. Tylko tyle… – mówi smutno prokurator.
http://www.fakt.pl/Piloci-krzyczeli-Jezu-Jezu-,artykuly,71784,1.html
9.
A czy zbadano ewentualne ślady wybuchu w punktach newralgicznych? Przecież ładunek góra 3 gram trotylu umieszczony np. w końcówce skrzydła przy cięgnach sterowniczych doprowadziłby do katastrofy nie zostawiając śladu w kabinie!
Panie Seremet, zbadano końcówkę skrzydła???
Tymczasem ewentualne dowody gniją w garażu przemieszane z warstwami ziemi…
10.
Opisane w „fakcie” zachowanie pilotów może świadczyć o nagłej awarii.
Ba, jest świadek, którego zeznania mogą potwierdzać hipotezę o awarii lotki, stwierdzający, że samolot leciał mocno przechylony..
Nie tylko zresztą to.
… w Załączniku 4 na stronie 278 znajduje się tabelka, z której wynika, że w punkcie „Koniec zapisu QAR” samolot był przechylony o -120 stopni (zaznaczono, że jest to wartość wyliczona przez komisję, a nie pochodząca z odczytów parametrów lotu), a jednocześnie radiowysokościomierz wskazywał wysokość 17 metrów (ta wartość już nie jest wyliczona) [por. fot. 1]. Powstaje problem, od czego mogła odbić się wiązka radiowa, skoro samolot leciał już prawie „brzuchem do góry”. Takie coś byłoby możliwe jedynie np. w gęstym lesie, a takiego w okolicach lotniska nie było. Oczywiście najprostszym rozwiązaniem jest przyjęcie, że komisja błędnie wyliczyła wartość przechylenia, co nie dziwi zważywszy na sposób, w jaki to robiła – na podstawie zdjęć ściągniętych z internetu (nawet na podstawie własnych zdjęć taki sposób byłby wątpliwy), nie dysponując parametrami obiektywu, odległością i kątem, z jakiego zrobione zdjęcie…
http://solidarni2010.pl/16779-37-aspekty-techniczne.html?PHPSESSID=8828b207d89f2213234d33643dd03c38
11.
Wątpliwości w sprawie więc istnieją. I to poważne.
Tylko to jest w całej sprawie pewne.
Dopóki więc nie zostanie złożony wrak i zbadane wszystkie nasuwające się wątpliwości brak podstaw, by twierdzić, że żadnego zamachu nie było.
Oczywiste jest również i to, że nie można twierdzić przeciwnie.
12.
Tymczasem adwokat Rogalski twierdzi, że materiał zgromadzony przez Wojskową Prokuraturę Okręgową jednoznacznie wskazuje, że zamachu nie było.
Taka wypowiedź jednoznacznie wskazuje, że Rafał Rogalski powinien swoje „mondrości” rozpowszechniać w osiedlowym maglu.
A z racji wykształcenia jako jego kierownik. 😉
Bo dla prawnika sprawa ciągle jest w toku, panie „mecenasie”…
8.04 2014