Tekst ten będzie niecodzienny. Trochę wieloznaczny. Taka była wtedy rzeczywistość.
Po ucieczce Niemców od 17. stycznia 1945 do Warszawy zaczęli wracać mieszkańcy. Można ich było zauważyć nawet w gruzowisku zniszczonego totalnie Śródmieścia.
Najszybsza chyba pojawiła się wtedy przedsiębiorczość – która zawsze odżywała kiedy władze chwilowo się o nią nie troszczyły. Jeszcze zanim moja ciocia/babcia Miecia Zdzienicka zdążyła odbudować po parzystej stronie „parterowej Marszałkowskiej” koło Złotej swoją perfumerię ,Ewaryst”[kliknij tu] z dwoma czy trzema fotelami fryzjerskimi i z ogródkiem z tyłu pomiędzy gruzami, na chodnikach pojawili się warszawscy kupcy. U kwiaciarki przed Wielkanocą 1945 w Śródmieściu można się było zaopatrzyć w palemki niezbędne do świętowania Niedzieli Palmowej, a także kupić kwiatek dla siebie lub kogoś miłego.
W wielkanocną niedzielę 1945, o 6. rano Longin, którego wspomnienia publikowałem, zabrał obu swoich synów (8 i 4 lata) na rezurekcję do kościoła parafialnego przy placu Szembeka.
Był to 1. kwietnia 1945. Pamiętam olbrzymi wtedy tłum uczestników. Wewnątrz kościoła zabrakło miejsca. Cały plac Szembeka był wypełniony tysiącami ludzi. Czy dlatego, że to była starannie przygotowana przez proboszcza x. kanonika Jana Sztukę uroczystość – tego nie wiem. Wydaje się jednak, że był to wtedy pełen spontan poprzedzony głuchą wieścią między ludem. Można było nareszcie świętować Zmartwychwstanie, można było wreszcie się pokazać i się nawzajem policzyć. Nie groziła łapanka ani rozstrzelanie.
Myśmy stali w środku placu Szembeka blisko jezdni z lewej strony tej współczesnej fotografii.
W końcu marca 1945 losy wojny jeszcze nie były przesądzone. Od wschodu Niemiec Armia Czerwona dochodziła do Odry, na zachodzie Alianci dopiero nieznacznie przesunęli się od „jednego mostu za daleko” pod Arnhem, o który już we wrześniu poprzedniego roku bili się razem z Anglikami Polacy pod dowództwem gen. Sosabowskiego. Pod Hitlerem były jeszcze Dania, Austria, północne Włochy i północna Jugosławia, cała Austria, cała prawie Holandia, całe Czechy i cały prawie Śląsk.
Polscy żołnierze po zdobyciu Wału Pomorskiego krwawo walczyli wtedy o Kołobrzeg. Niemcy bronili Festung Breslau, Głogowa, Gdańska, Gdyni. Hitler razem ze Speerem w Berlinie troszczyli się o odsiecz, ginęli za nich zaciekle oddani młodzi chłopcy z Hitlerjugend
Sytuacja na frontach w końcu marca 1945
A w Warszawie można się było świątecznie zebrać. Razem świętować Zmartwychwstanie. Bać się przy tym czy cieszyć?
W pewnej chwili ceremonii rezurekcyjnej ktoś strzelił na wiwat. Były też jakieś wybuchy. Wkrótce wielu mężczyzn strzelało z pistoletów w górę. Widziałem z bliska strzelających cywili, ale strzelali na wiwat również obecni na rezurekcji umundurowani żołnierze.
Do kościoła przy Placu Szembeka mieliśmy ponad kilometr. 20 minut pieszo. Jurek, syn majora Stanisława Kobylińskiego, wtedy przebywającego z wojskiem polskim gdzieś na Zachodzie, kilka miesięcy po tej Rezurekcji prowadzi młodszego syna Hani i Longina z widocznego z lewej strony fotografii kościoła przy placu Szembeka. W tle dom z naprawionym dachem i kilka rozbitych podczas oblężenia w 1939 roku domów. Młody człowiek pod pachą niesie zapewne paczuszkę ciastek, które rutynowo kupowane były w nieistniejącej już dziś cukierence przy Grochowskiej.
Więcej już na rezurekcję już nie poszliśmy. Starszy syn Longina Jacek, tak jak jego rówieśnicy, nie dopuszczając od siebie młodszych, każdego roku przygotowywał jakieś bomby aby zdetonować je na rezurekcji, ale kończyło się zrobieniem jakiejś detonacji blisko domu. Przez wiele lat rezurekcyjny poranek był świętowany wybuchami. Teraz świecka obrzędowość przeniosła ten zwyczaj na Nowy Rok.
Longin więcej na poranną rezurekcję swoich synów nie prowadzał. Tylko jedną taką rezurekcję miałem w życiu.