Rewolucja berberysów?
23/08/2011
453 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Czy rewolucje arabskie i zmiany polityczne w Afryce Północnej przyniosą więcej wolności Berberom?
Większość przewrotów politycznych aranżowanych ostatnio na świecie przez służby specjalne na zamówienie metawładzy ma ciekawe i ładne, przeważnie kwiatowe nazwy. W poprzedniej serii mieliśmy więc rewolucje goździków (Serbia), róż (Gruzja), tulipanów (Kyrgystan), w obecnej mamy rewolucję jaśminów (Tunezja), nenufarów (Egipt), a nawet kaktusów (Libia). To charakterystyczne nazewnictwo z jednej strony podkreśla stosunkowo łagodny charakter zmian, a z drugiej wskazuje na wspólny mianownik inspiracji i celów, a więc i na „sprawstwo kierownicze”.
Wielkie zmiany polityczne, jakie za sprawą sterowanych rewolucji zachodzą w krajach Afryki Północnej ogromnie ożywiły także bolesną i zadawnioną, wielką sprawę berberyjską. W pięciu państwach tego regionu mieszka ponad 20 milionów Berberów, im dalej na zachód tym wiecej. W Egipcie jest to tylko prastara oaza Siwa w Pustyni Zachodniej (Libijskiej), słynna ze starożytnej świątyni Ammona z 20 tysiącami mieszkańców mówiących odrębnym językiem „siwi”. W Libii jest to już 300 tysięcy mieszkańców gór Nafuza. W Algierii są to 4 miliony Kabylów ze wschodniego Atlasu, a w Maroku jakieś 14 milionów górali od Rifu na północy po żyzną dolinę rzeki Sus na południu. Do tego trzeba dodać prawie półtora miliona Tuaregów, czyli błękitnych ludzi pustyni, koczujących z wielbłądami na ogromnych terenach Sahary od Czadu, poprzez Niger, Mali, Algierię i Mauretanią aż do Sahary Zachodniej, dziś zagarniętej przez Maroko.
Berberowie mieszkali na tych terenach na długo przed arabskim podbojem i są od Arabów zupełnie odrębni pod względem antropologicznym, językowym, kulturowym itp. Są to ludzie rasy białej, często jaśniejszej od semitów, a wiele ich najstarszych grup ma jasne lub rude włosy i niebieskie lub zielone oczy. Tacy byli np. berberyjscy Guancze, którzy zamieszkiwali Wyspy Kanaryjskie przed przybyciem Hiszpanów. Mówią językami z afroazjatyckiej grupy, którą trudno sklasyfikować. Fonetycznie są to jednak języki na tyle trudne, że były określane przez Greków jako bełkot (bere-bere) od czego poszła nazwa Berberowie. Nazwy tej używają wobec nich także Arabowie, przy czym w arabskim nie rozróżnia się między „berberyjski” a „barbarzyński”, więc określenie to ma wydźwięk obraźliwy. Sami Berberowie zwą siebie Imazighen, a swój język najczęściej nazywają Tamazight. W rzeczywistości dziś jest to przynajmniej osiem dużych języków i trochę mniejszych dialektów, wszystkie silnie zachwaszczone arabskim. Lingwistycznie są one do siebie podobne, ale w praktyce wzajemnie niezrozumiałe, co przypisuje się wzajemnej długotrwałej izolacji, oraz brakowi wspólnej TV, radia i literatury. Mimo to, poczucie wspólnej berberyjskiej tożsamości jest wyjątkowo silne.
Dziś Berberowie wyznają islam, ale w przeszłości ciążyli silnie ku chrześcijaństwu (Berberem był np. św. Augustyn). Do dziś zachowali demokratyczną strukturę społeczną, wysoką pozycję kobiet, ślady świąt w kalendarzu, niektóre lekko zmienione symbole (krzyż, ryby, słońce), imiona itp. Mimo, że dziś są zepchnięci w góry albo w pustynię, i przeważnie żyją ubogo w samotnych kamiennych wioskach (duarach) uważają się za kulturę szlachetniejszą od arabskiej i są do niej bardzo przywiązani. Istnieje odrębna kuchnia berberyjska, obyczaje weselne, bogata literatura ustna itp. Szczególnie piękna jest berberyjska muzyka, ceniona także na Zachodzie, o której obiecuję napisać kiedyś obszerniej (polecam portal www.agraw.com poświęcony muzyce i kulturze Amazigh). Także obecny renesans tej kultury wywołany na fali arabskich rewolucji akcentuje dużo bardziej potrzeby emancypacji kulturalnej niż politycznej. Potwierdza to starą tezę Jerzego Waldorfa, w którą i ja wierzę, że naród żyje i trwa bardziej dzięki swej żywej i prawdziwej kulturze niż dzięki politycznej niepodległości.
Niemniej, bez polityki także i tu obejść się nie można. Jako pierwszy wystraszył się rewolucji król Maroka Mohammad VI, który w referendum 1 lipca nadał swym poddanym nową konstytucję, a w niej m.in. po raz pierwszy uznał za konstytucyjny obok arabskiego język berberyjski. Jak z tym będzie w praktyce, rozstrzygnie jeszcze parlament i życie, bo dużych języków berberyjskich w Maroku jest właściwie cztery i kilka mniejszych, a na dodatek jedni upierają się, by je pisać specjalnym pismem berberyjskim (tiffinagh), a inni wolą pismo łacińskie. Nacjonaliści arabscy i ortodoksi islamscy we wszystkich krajach Maghrebu obstają przy tym, aby arabski pozostał jedynym językiem administracji i edukacji. Emancypację Berberów postrzegają jako proces podżegany z zewnątrz po to, aby osłabiać islam i państwo. Taką interpretację ułatwia im fakt, że inteligencja berberyjska od zawsze oglądała się bardziej na Zachód niż na Wschód (głównie na Francję), tam szukała wzorów i poparcia, oraz że Berberowie są w ogóle uważani za podatnych na westernizację i laicyzację. Berberyjska diaspora w Paryżu, głównie kabylska, jest silniejsza i żywsza kulturowo niż arabska i często wobec tej drugiej niechętna.
Berberowie zawsze byli bitni, energiczni i umieli się organizować. Prawie wszędzie stanęli w pierwszych szeregach obecnych protestów, nawet tam gdzie nie mogły się udać, bo zachodnie wywiady nie zamówiły i nie organizowały rewolucji, jak np. w Algierii. Tam zaś, gdzie pierwsze rewolucje posłużyły za podpałkę dla całego procesu, jak w Tunezji i Egipcie, i gdzie Berberów jest tylko po 20-30 tysięcy, już utworzyli oni, po raz pierwszy w historii, swoje narodowe stowarzyszenia i wysunęli przywódców. W sześciomilionowej Libii, gdzie stanowią ok. 5% ludności już założyli swoją radiostację w górach Nafuza, a kontrolowana przez antykadafistów Libya TV z siedzibą w Katarze nadaje przez dwie godziny dziennie w libijskim dialekcie Tamazight. Pułkownik Kaddhafi odmawiał uznania odrębnosci kultury berberyjskiej uznając ją za „kolonialną truciznę” pozostawioną dla rozbijania jedności kraju, na co dziś znajduje dowód w swoich przemówieniach, kiedy wskazuje na bunt w górach Nafuza. Dopiero w 2006 roku pozwolił, po interwencji swego syna Sejf al-Islama (który zginął ostatnio w nalotach NATO), aby Berberowie używali swych własnych, a nie arabskich imion. Ponieważ bunt staje się coraz bardziej skuteczny, do Trypolisu jest niedaleko, a dni Kaddhafiego wydają się policzone, Berberowie z Nafuzy przygotowują się do aktywnego udziału we władzy w nowej Libii. Mounir Kejji, przywódca ruchu emancypacyjnego Berberów Maroka przyjął ostatnio delegację libijskich Berberów afiliowanych przy Tymczasowej Radzie Rewolucji Libijskiej, którzy chcieli zasięgnąć lingwistycznej porady u swych starszych i liczniejszych kuzynów: jak w Tamazight napisać pismem tiffinagh na naszywkach „armia”, „policja” oraz „gwardia narodowa”, tak żeby po obaleniu Kaddhafiego Berberowie mogli je nosić na swoich mundurach służąc w tych formacjach obok Arabów. Wzorem Berberów Maroka, także ci z Libii przyjęli bowiem do zapisu swego języka tuareskie pismo tiffinagh, sformułowane ostatecznie dopiero w XX wieku. Algierscy Kabyle opowiadają się za pismem łacińskim, aczkolwiek niektórzy z nich, jak najsłynniejszy bard kabylski Lounes Matoub nawet w prywatnych listach używał tylko tiffinagh. Zginął zresztą zamordowany w dziwnych okolicznościach wraz z żoną w 1998 roku, na krótko przed wprowadzeniem w Algierii zakazu używania języka innego niż arabski.
Obecny berberyjski renesans kulturalny rozbudził też starą ideę jedności pan-berberyjskiej w całej północnej Afryce. Marzenie to nie ma jeszcze wielu szans spełnienia biorąc pod uwagę mnogość berberyjskich języków i różnorodność politycznych warunków w jakich żyją. Jak na razie wspólna tożsamość berberyjska realizuje się bardzo żywo w internecie oraz wykuwa jako idea wśród inteligenckiej diaspory, zwłaszcza w salonach Paryża.
Bogusław Jeznach