No i proszę – jak przewidywałem kilka dni temu, rządowe plany ograniczenia kapitału zagranicznego na polskim rynku medialnym wywołały „opór materii”.
https://3obieg.pl/szachisci-z-pis
Krytycy pomysłu ograniczenia udziału kapitału zagranicznego w polskich mediach odwołują się do unijnych traktatów i akcentują, „że takie obostrzenia naruszałyby przede wszystkim swobodę przedsiębiorczości oraz swobodę przepływu kapitału”.
http://biznes.interia.pl/media/news/repolonizacja-mediow-czy-to-zgodne-z-prawem-ue,2531922,5058
Odpowiedź na pytanie dlaczego analogiczne rozwiązania rynku medialnego funkcjonujące we Francji, na co powołują się autorzy planowanej reformy, nie spotykają się z jakąkolwiek reakcją instytucji unijnych, jest prosta – bo „unia dwóch prędkości” to nie żaden straszak, tylko brutalna rzeczywistość „równych i równiejszych”.
Nadto działalność samych instytucji unijnych sprowadza się do ograniczania swobody przedsiębiorczości, przepływu kapitału i usług.
Czym są te wszystkie normy, regulacje i dyrektywy „porządkujące” wszystko: kaliber truskawki, krzywiznę banana, czym wolno oświetlać pomieszczenia, ile wody ma być w spłuczce w ubikacji, jak wytwarzać wędliny, i diabli wiedzą, co jeszcze? Czym, jak nie ograniczeniem swobody przedsiębiorczości był „kwoty mleczne” dla Polski i kary za ich przekroczenie? Czym są „kwoty połowowe”? Czym, jak nie ograniczeniem swobody przepływu usług były „okresy przejściowe” ograniczające dostęp do rynku pracy dla Polaków np. w Niemczech po naszym wstąpieniu do UE?
Czym, jak nie zaprzeczeniem zasad zapisanych w unijnych traktatach, była forsowana onegdaj przez kandydata na przewodniczącego KE Jean Claude – Junckera koncepcja jednolitej płacy minimalnej na terenie całej UE? (O ile mnie pamięć nie myli, mowa była coś o 11 euro za godzinę, a nie 11 zł – zgadnijcie dlaczego?)
Odebranie unijnej biurokracji możliwości regulowania wszystkiego niewątpliwie byłoby zgodne z zasadami swobody przedsiębiorczości, przepływu kapitału i usług zapisanymi w unijnych traktatach. Tyle, że dla wszystkich utrzymujących ich podatników stało by się wtedy oczywiste, że jest ona wszechstronnie zbędna, więc traktaty traktatami, a biurokracja swoje.