Naturalnie i pan Redaktor, i komentatorzy rozumieją sytuację.
Działacze zwycięskich partii cieszą się. Nie dlatego, że dzięki ciężkiej pracy i wyrzeczeniom dla dobra Ojczyzny, wreszcie będą mieli szansę uratować nasz kraj przed finansową katastrofą. Zawodnicy z PO i PSL cieszą się, bo to oni będą rządzili. I radości tej nie mącą im nienajlepsze perspektywy gospodarcze Polski.
Chcą utrzymać władzę. W uproszczeniu można powiedzieć, że jeśli już planują z kimś/czymś walczyć, to raczej z PIS-em niż z kryzysem.
Smutek pokonanych też jest w pełni zrozumiały. Smucą się nie dlatego, że na skutek dalszego zadłużania ukochanej Ojczyzny przez rządzących czeka ją finansowa katastrofa. Pokonani chcieli zmiany polegającej bardziej na wymianie ekipy rządowej niż na zmianie sposobu rządzenia. Krótko przed wyborami, ich "ekspert" gospodarczy tłumaczył nawet, że zadłużenie niespecjalnie go niepokoi…
W uproszczeniu można powiedzieć, że jeśli już planują z kimś/czymś walczyć, to raczej z PO niż z katastrof(o)ą.
"Sytuacja gospodarcza Polski szybko zgasi uśmiechy zwycięzców i zmusi do poradzenia sobie z realnymi problemami. Na ich rozwiązanie pomysłu zdaje się nie ma żadnego. Będą więc polowania na czarownice: na PiS i na resztki niezależnych mediów. Nudno raczej nam nie będzie" – napisał dalej, miejscami całkiem trzeźwo, pan Redaktor.
Właśnie… Panie Redeaktorze, jest Pan na dobrym tropie!
"Titanic" będzie sobie dalej spokojnie nabierał wody, a drużyny polityków, jak gdyby nigdy nic, będą się ze sobą dalej przekomarzały. "Oni nas, czy my ich?" – politycy mają zbyt poważne zadania, żeby wystarczyło im czasu na ratowanie Kraju. Spokojnie robią swoje.
Co najwyżej jacyś pozbawieni politycznego zmysłu blogerzy mogą czasem rzucić w ich stronę:
Aktualna liczba uczestników "Gulaszowego Czwartku" zarejestrowanych na Facebooku: 495